Bunt w kuchni: jak jeden dzień bez porządku zmienił rodzinę
– Znowu cały dzień seriale oglądałaś! – warknął Krzysztof, wpadając do mieszkania i rzucając klucze na półkę.
Kinga właśnie położyła się na kanapie i włączyła ulubioną melodramatyczną produkcję, żeby choć na chwilę odpocząć. Cały dzień kręciła się jak wiewiórka w kołowrotku: sprzątała, prała, prasowała, bawiła się z córeczką. Pod wieczór nogi ledwo ją słuchały, a sił starczało ledwo na oddychanie. Miłość i troskę widziała tylko na ekranie telewizora. Od męża dobrego słowa nie usłyszała od miodowego miesiąca. Krzysztof bez przerwy ją krytykował, jakby to ona była winna wszystkim jego problemom.
– Ja haruję cały dzień, żeby was utrzymać, a ty siedzisz mi na karku i gapisz się w ten pudło! – ciągnął. – Matka mnie ostrzegała, iż z ciebie leń, a ja, dureń, dałem się nabrać!
Słowa były niesprawiedliwe, ale Kinga tylko prychnęła. Nie raz próbowała wyjaśnić, czym zajmuje się, gdy jego nie ma w domu. Ale Krzysztof uparcie nie zauważał ani lśniących podłóg, ani uprasowanych koszul w szafie, ani zapasów jedzenia w lodówce. Wciąż miał pretensje.
– No co, nic nie odpowiesz? choćby obiadu nie odgrzałaś! Tylko te swoje seriale w głowie! Tacy jak ty je oglądają! Moja matka już by dawno w kuchni warzyła, a ty choćby ze świekrą żyć nie chciałaś!
– No to żyj ze swoją matką! – odcięła się Kinga, podkręcając głośność telewizora. – Nie umiesz rozmawiać z żoną – sam sobie podgrzej kolację!
Nie chciała kłótni – w pokoju obok spała córeczka. Ale Krzysztof, rzuciwszy jej gniewne spojrzenie, dumnie się oddalił.
– Zapamiętam ci to! – rzucił jeszcze na odchodne.
Kinga połowę odcinka przeoczyła, nie mogąc się skupić. Serce waliło jej z żalu. Jak to możliwe? Krzysztof tak pięknie się starał, prosił ją o rękę, a po ślubie zamienił się w zrzędliwego egoistę. Jego słowa – „leniwa”, „głupia” – kłuły jak noże.
W rzeczywistości Kinga była wzorową gospodynią. Córka często chorowała, więc postanowiła nie oddawać jej do żłobka przed trzecimi urodzinami. Po urlopie macierzyńskim planowała wrócić do pracy, żeby nikt nie mógł jej zarzucić, iż „siedzi na garnuszku”. Ale jak dotrzeć do męża? Jak sprawić, by docenił jej wysiłek i szanował ją jako żonę i matkę?
Zamyśliła się. Życie małżeńskie, o którym marzyła, okazało się dalekie od rzeczywistości. Pragnęła ciepła i wsparcia, a nie wiecznych pretensji. Wczoraj Krzysztof spotkał ją z córką na ulicy, wracali z przychodni. Ani uśmiechu, ani słowa – minął ich, jakby byli obcy. O rozwodzie Kinga jeszcze nie myślała: gdzie pójdzie z dzieckiem? Rodzice mieszkali daleko. Ale dłużej tak nie wytrzyma.
Postanowiła poradzić się Ewy. Przyjaciółka dwa lata temu się rozwiódła i żyła wolnym życiem, niezależna od nikogo. „Też bym tak chciała!” – pomyślała Kinga, ocierając łzę. Odsunęła się od okna, żeby Krzysztof nie usłyszał, i wybrała numer.
– Ewka, cześć! Jak tam? – Jej głos zadrżał. – Potrzebuję pomocy.
– Znów mąż doprowadził? – od razu zrozumiała Ewa.
– Ty wszystko rozumiesz, a tu nikt mnie nie chce – westchnęła Kinga. – Cały dzień sprzątam, gotuję, zajmuję się Zosią – i wszystko źle. Podłogi lśnią, obiad gotowy, Zosia czysta i zadbana. Czego on jeszcze chce? Narzeka, iż się obijam. Naprawdę tego nie widzi?
– Po prostu chce, żebyś żyła tylko dla niego – odparła Ewa. – Nie jesteś ze stali, robisz wszystko w domu, męczysz się. Niech po pracy pomaga – z Zosią pogada, naczynia pozmywa.
– Ależ ty! – gorzko się uśmiechnęła Kinga. – Uważa, iż domowe obowiązki to poniżej jego godności. Sama sobie radzę, ale żeby choć raz zauważył, jak u nas ładnie, jak się staram. Zje kolację – i ani słowa uznania. Tylko swoją matkę wychwala, a ona gotuje tak, iż jeść się nie da!
– Wytłumacz mu, opowiedz, co robisz w ciągu dnia – poradziła Ewa.
– Próbowałam tysiąc razy, nie słucha. Lubi mnie denerwować, wyciągać emocje. Co robić, Ewka?
– Wiesz co, pogadałabym z nim, ale on mnie nie cierpi – powiedziała Ewa. – Musisz go sama nauczyć rozumu, żeby zrozumiał, jak bez ciebie ciężko. Niech poczuje, iż nie jesteś służącą, tylko żoną! Mam plan, słuchaj!
Kinga wysłuchała i roześmiała się:
– Myślisz, iż zadziała?
– Jak nic! – zapewniła Ewa. – Działaj!
Następnego ranka, gdy tylko Krzysztof poszedł do pracy, Kinga zabrała się do dzieła. Rozrzuciła ubrania po podłodze, wrzuciła czyste koszule męża do pralki, porozrzucała zabawki Zosi po całym mieszkaniu, a na stół wyniosła brudne naczynia. Zosia ze zdumieniem patrzyła na mamę. Kinga uśmiechnęła się:
– Chodź, słoneczko, do cioci Ewy! Będziemy oglądać bajki!
– Bajki? – ucieszyła się dziewczynka.
– Tak, kochanie!
Cały dzień spędziły z Ewą w galerii handlowej: poszły do kina, jadły lody, śmiały się. Zosia była szczęśliwa, a Kinga po raz pierwszy od dawna poczuła się wolna. Wróciły późno, gdy już ściemniło się na dobre. Krzysztof powitał je w progu, wściekły:
– Gdzie ty byłaś?! Co za syf w domu?! Myślałem, iż coś wam się stało!
– A co się stało? – niewinnie zapytała Kinga. – Byłyśmy z Ewą w galerii, Zosia musi się rozwijać. Co w tym złego?
– Popatrz na to mieszkanie! – wybuchnął Krzysztof.
– A, to! – wzruszyła ramionami Kinga. – Dziś nic nie robiłam. Będziesz musiał sam posprzątać. Obiadu też nie ma – sam se ugotujesz. A ja jestem zmęczona, idę się położyć. I jeszcze jedno: od dziś codziennie będę chodzić do kina, teatru, na wystawyKrzysztof, widząc, iż Kinga naprawdę może odejść, złagodniał, przeprosił i od tamtej pory zaczął doceniać jej trud, a wieczory spędzali już razem, rozmawiając i śmiejąc się, jak na początku ich miłości.