Rewolucja czy iluzja. Rozważania o technologiach w szkole

instytutsprawobywatelskich.pl 2 miesięcy temu

W książkach o rozwoju medycyny szokuje początek XX wieku. Wtedy wiedza o ciele człowieka rozwijała się najszybciej. Jej poziom był o wiele wyższy niż wcześniej i nie brakowało obiektów, na których przeprowadzono eksperymenty. Czytając różnego rodzaju opracowania, uderza brutalność, Miczurinowska bezwzględność i brak skrupułów. Pewnie nie bylibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy, gdyby wtedy ludzkość postępowała inaczej. Podobną sytuację mamy teraz z technologiami.

Widzę przyszłość jako setki rozgałęziających się ścieżek, które gdzieś nas prowadzą i absolutnie nie wiemy dokąd, i która odnoga jest ślepa. Myślę, iż trzeba oprzeć się na intuicji. Trudno jest nie podążać za czymś nowym, co wabi i migocze i choćby pachnie lepiej niż gorące pączki w deszczowy dzień. Ale może zanim rzucimy się w wir, powinniśmy zrobić ten krok do tyłu i pomyśleć raz jeszcze czy to na pewno dobra droga?

Lubię myśleć o sobie jak o człowieku środka. Odcięcie od technologii nie pasuje do XXI wieku, prowadzi do wykluczenia i zawężenia naszych życiowych możliwości. Wizja Polski jako informacyjnego tygrysa Europy podoba mi się i jest całkiem realna. Nasi uczniowie co roku zajmują podium prestiżowych konkursów informatycznych, a dynamika rozwojowa kraju powoduje, iż mamy naprawdę bystre dzieci.

Polski Internet jest potężny – do sieci mają dostęp miliony użytkowników, są wśród nich i odbiorcy, i twórcy – dostawcy kontentu, który oddziałuje na społeczność całego świata. Parę lat temu dużo zamieszania wywołała primaaprilisowa akcja na Tik-Toku, gdy polscy followerzy jednej z najpopularniejszej postaci tej platformy nagle ją „odfołolowali”. Dział marketingu tej twórczyni „oszalał” wtedy, szukając algorytmu i odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego nagle zniknęło nam 4 miliony obserwujących?”. Część wróciła, ale zdecydowanie nie wszyscy. W wizualnych social mediach obserwujemy natomiast częste odniesienie się do Polski i Polaków, bo to zawsze gwarantuje reakcję, a ta gwarantuje zasięgi.

A tu damy kolejny wyświetlacz!

Technologia trafia do szkół i do rąk dzieci bezmyślnie. Jest jej dużo i ogromny przepływ informacji nie jest w żaden sposób monitorowany.

Technologia powinna być wprowadzana do szkół nie jako samodzielny przedmiot, tylko jako element całego programu.

Marzy mi się, iż przedmioty przestaną być osadzane sztywno w swoich ramkach i zaczną się przenikać. Informatyka nie powinna istnieć niezależnie, ale jej elementy powinny być wszędzie. Excel powinien być częścią zadań na matematyce, a z obsługą Painta i tworzeniem kolaży młodzież powinna być zapoznana na zajęciach z plastyki, jako elementami pracy graficznej. Przykłady można mnożyć długo, bo struktury geologiczne 2D mogłyby być częścią geografii, a praca z programami do tłumaczeń działem nauki języka obcego. Montessoriańsko, tyle iż Montessori jest niestety nietechnologiczny.

Wiedza, która jest sztywno osadzona w jednym przedmiotowym segmencie, nie przeplata się z rzeczywistością. Z reformą można by oczywiście pójść dalej i przerobić zajęcia wychowania fizycznego tak, by aktywność uczniów stanowiła część wszystkich przedmiotów, ale to już jest całkowita utopia i temat na inne rozważania.

Dwa maratony spamu

Złudna jest też obiegowa opinia, iż pokolenie Z ma w małym palcu wiedzę informatyczną. Lubimy przywoływać testy społeczne, gdy na ulicach państw Trzeciego Świata ustawiono pancerne komputery, które miejscowe dzieciaki rozpracowywały technologicznie w kilka godzin. Zawierzając intuicji i chęci eksperymentowania, błyskawicznie odkrywały, który przycisk czemu służy. Bawi nas, gdy maluchy (w tym wieku, o którym Brytyjczycy mówią „toddlers”) wołają: „pokaż mi zdjęcie”, bo zdumiewa nas, iż one wiedzą, iż to zdjęcie już jest i nie trzeba go wywoływać. To wszystko nie świadczy jednak o wyjątkowych predyspozycjach, ale jest wynikiem dorastania w innej rzeczywistości.

Obecnie mamy sytuację, z którą zmierzył się każdy, kto ma do czynienia z młodzieżą i młodymi ludźmi: starsze pokolenie ma szerszy pakiet umiejętności technologicznych niż młodsze (mówimy oczywiście o szeroko pojętej medianie, a nie wąskim marginesie nerdów, w pozytywnym aspekcie tego słowa). Problem stanowi dołączenie załącznika do maila, sczytanie danych z przenośnej karty pamięci, założenie profilu zaufanego, dołączenie do Zooma, wykonanie przelewu bankowego (nie blikiem!) i pobranie potwierdzenia tego przelewu. Wielką enigmą jest korzystanie ze skrótów klawiszowych, a ułożenie graficzne pisma jawi się jako wiedza całkowicie tajemna. Wyszukiwarka? Znają jedną. Ochrona danych? Obsesja „starych ludzi”.

Młodzież nie potrafi wyciągnąć z technologii praktycznych umiejętności, a przyrośnięcie do telefonu spowodowało, iż to jest jedyne urządzenie, jakie obsługują.

Podczas pandemii obserwowaliśmy astronomiczny paradoks. Uczniowie wyposażeni przez szkoły w laptopy nie potrafili się na nich połączyć na lekcje, więc łączyli się przez telefony! Są za to mistrzami w ukrywaniu się. Sposobach internetowego podglądania innych osób, tak by nikt tego nie odkrył albo w tworzeniu nastu kont na portalach „niskich social mediów”. Tak niektórzy określają te media, które są pochłaniaczami czasu, a jednocześnie papka informacyjna, którą wnoszą, jest ulotna i oparta na treściach, które znamy. Klasyfikacja jest oczywiście bardzo subiektywna, bo do niskich mediów zaliczamy Instagram, Tik-Toka i Fb, za ambitniejsze uważa się Linkedin, Reddita, Twittera (obecnie X) czy Twicha, ale wiemy dobrze, iż algorytm podsuwający treści jest zainteresowany zatrzymaniem nas jak najdłużej.

Wielogodzinne rolowanie ekranu telefonów odbiera dzieciom przestrzeń na nudę. Odbiera nam przestrzeń na nudę, a my (dorośli) mamy tego czasu mniej. A nuda jest ważna, bo to bardzo twórczy okres! Przeglądałam dane podające, ile informacji rocznie wchłaniamy i trafiłam na szokujące badania przeprowadzone przez Times, które mówią choćby o trzech milach (prawie pięciu kilometrach) przewijanej w ciągu roku informacji! Wygląda na to, iż palec wskazujący przeciętnego użytkownika telefonu to niezły maratończyk i najbardziej sprawna część naszego ciała! Szybkość przewijania „feedu” jest zależna od wieku. Osoby młodsze scrollują zdecydowanie szybciej (patrzyliście kiedyś przez ramię własnym dzieciom?). Ujawniają się problemy somatyczne, skrzywienia kręgosłupa (palec pod budkę, w której rodzinie to już jest) i wady wzorku. Pojawiają się problemy z gratyfikacją, bo w Internecie cel i nagrody przychodzą szybciej, a niebieskie światło zaburza wytwarzanie melatoniny!

Dzieci na całym świecie mają już doświadczenie z technologią (fot. Pexels)

Popcornowe mózgi

Trafiłam ostatnio na termin „popcornowe mózgi”, który mówił o sytuacjach, gdy nasze myśli i uwaga za gwałtownie przeskakują z jednego tematu na inny. Typowe, prawda?

Współczesny człowiek ma nabyte ADHD. Skaczemy ze skojarzenia na skojarzenie, z tematu na temat. Z podświadomości przebijają się wspomnienia… Te katalizują kolejną myśl. Aż boli samo myślenie o takim ciągu! Okresowo ludzie miewali tak od zawsze, ale człowiek XXI wieku ma to w trybie ciągłym, a dzieci zaczynają dorosłe życie bez świadomości, iż można funkcjonować inaczej. To przeładowanie tworzy osobowość zdolną do multitaskingu. Cechy najbardziej pożądanej w wysoko opłacanych zawodach związanych z kreatywnością.

Taka wizja persony (tak IT określa szablon klienta) jest idealna jako nabywcy kolejnego telefona i jednocześnie to czarny koszmar każdego, kto musi doszkolić tę młodą osobę w kompetencjach cyfrowych.

Cyfrowy królik

Ostatnio, na konferencji poświęconej edukacji domowej, usłyszałam niewygodną dla mnie historię, opowiedzianą przez prelegenta. Niby wszystko było w niej w porządku, ale mnie przeraziła i poczułam się z nią nie do końca dobrze.

Była to historia o króliku, który stał się nowym domowym zwierzęciem. Marzono o nim od lat i oto pojawił się w miejscu, gdzie na niego czekano. Do tego momentu jest to opowieść cudowna.

Wierzę w niezwykłą wartość, jaką wnoszą zwierzęta w nasze życie i jestem dumna, iż jesteśmy w europejskiej czołówce psiarzy i kociarzy.

Każda znana mi rodzina z dzieckiem jakieś zwierzątko ma albo planuje mieć. Widać to bardzo w szkołach, szczególnie w nauczaniu początkowym, gdy nieliczne dzieci bez pupila zawsze opowiadają, iż „może niedługo dostaną!”. Brawo my! Szkoły mają zwierzęta szkolne (świerszcze, rybki albo patyczaki) i to wszystko sprzyja kreowaniu nowego wzorca człowieka. Empatycznego, uważnego i troszczącego się o innych.

Czyli co było nie tak w historii o króliku? Otóż by wprowadzić zwierzę do świata dziecka, poproszono AI o napisanie opowieści o króliku. Następnie o stworzenie portretów zwierzęcia. W tym miejscu maszyna popełniła błąd, tworząc wizerunek zwierzęcia z podniesionymi uszami, ale skorygowano to i na wszystkich kolejnych obrazkach uszy kłapouchego były już klapnięte. Na koniec poproszono o ułożenie trasy wyprawy, która uwzględnia hotele akceptujące zwierzęta. I dlaczego to było nieprawidłowe? Bo we wszystkich tych działaniach pozbawiliśmy świat różnorodności. Postawiliśmy w centrum TEGO zwierzaka (a tak naprawdę TO dziecko) i odebraliśmy możliwość poszukiwań.

Operując istniejącą już literaturą, możemy dotrzeć do historii o innych dzieciach i innych zwierzętach. Dajemy szansę stworzenia szerszej perspektywy oraz porównań doświadczeń i obserwacji międzygatunkowych. Możemy podsunąć książkę lub historię, która poruszyła nas w dzieciństwie, a tworząc samodzielnie wakacyjną trasę damy sobie szansę na zły wybór i błąd, które jak wiadomo, są pedagogicznie bezcenne. Doceniam pasję rodzica i próbę przeniesienia własnych zainteresowań na dziecko, imponuje mi wkład czasowy i zapał, widzę euforię tego dziecka i rówieśniczą atrakcyjność dla posiadacza zwierzaka z własną literaturą, ale tak wąskie i hermetyczne wizje są pedagogicznie złe.

W środowisku Montessori krąży historia o dwóch chłopcach, którzy bawią się na ogrodzeniu od piaskownicy. Jeden, który ma superwyścigówkę, wyprzedza drugiego, który bawi się drewienkiem. Krzyczy do niego: „A teraz moja superwyścigówka Cię wyprzedziła!”. A na to ten drugi unosi drewienko i odpowiada: „Mój samochód zamienił się w supersamolot i leci wysoko nad Tobą!”.

No właśnie. Nie pozbawiajmy dzieci wyobraźni!

Idź do oryginalnego materiału