Pragnę remontu w mieszkaniu, a teściowa życzy sobie hucznego wesela, które usłyszy cała okolica. Kto kogo przegnie?
Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, iż będę się kłócić z mężem o wesele, wyśmiałabym to. Przecież najważniejsza jest miłość, prawda? Z Arturem jesteśmy razem już prawie pięć lat. Mieszkamy w moim mieszkaniu w Katowicach, które wcześniej latami wynajmowałam, a potem odświeżyłam na gwałtownie i wprowadziłam się. Teraz jednak potrzebuje gruntownego remontu — rury, ściany, instalacja elektryczna, podłoga. To nie fanaberia, ale konieczność.
Zaproponowałam kompromis: cichy ślub, bez restauracji i głośnej zabawy. Wystarczy kolacja z rodzicami w domu. Zaoszczędzone pieniądze włożymy w nasze gniazdo — w prawdziwe życie. Ale w tę logiczną układankę wplotła się jedna kobieta, która, jak się okazało, nie zamierza ustąpić. Matka mojego męża — Bronisława Wojciechowska.
— Artur to mój jedyny syn! — wykrzykuje. — Jak to tak, bez wesela?! Wszystkich krewnych zapraszaliśmy na ich uroczystości, a teraz mamy się ośmieszyć? Wszyscy czekają! Już cała rodzina wie, iż szykujemy wielkie święto!
— Ale my ich nie prosiliśmy o zapraszanie — spokojnie przypomniałam.
— To nie twój interes! Nie pozwolę, by mój syn wziął ślub jakby po bułki do sklepu poszedł!
Problem w tym, iż tych „wszystkich” krewnych nigdy na oczy nie widziałam. Ani razu. Kim są, skąd, ilu ich jest — nie mam pojęcia. Ale teściowa już zadzwoniła, już ich uprzedziła, a choćby naszkicowała terminy.
— Wy z Arturem macie trochę oszczędności, ja też coś odłożyłam, a twoi rodzice, kto wie, może dołożą — urządzimy porządne wesele! — ogłasza radośnie, ignorując moje słowa.
Moi rodzice, nawiasem mówiąc, stoją po mojej stronie. Oni też uważają, iż lepiej zainwestować w remont niż wydać dziesiątki tysięcy na salę i białą suknię zakładaną raz. Ale powiedzieli, iż jeżeli zdecydujemy inaczej — pomogą. Bez nacisku. Bez ultimatów.
Bronisława myśli inaczej. Dla niej wesele syna nie jest o nas, ale o niej. O tym, jak będzie wyglądać w oczach swojej rodziny. I aby zwiększyć presję, sięgnęła po szantaż:
— jeżeli nie zrobicie normalnego wesela, nie mam syna. Nie chcę was znać. Wstydnik— Artur milczał, ale w jego oczach widziałam już tylko strach i poddanie, jakby cała jego wola stopniowo zamieniała się w piasek, który rozsypywał się między palcami teściowej.