Razem w klatce schodowej

twojacena.pl 1 godzina temu

W klatce numer sześć, gdzie na klatkach schodowych unosił się zapach mokrych parasoli i starego cementu, wiosna czuła się wyjątkowo wyraźnie. Powietrze było chłodne, ale wieczorami światło zostawało dłużej jakby dzień nie chciał się kończyć.

Rodzina Kowalskich wracała do domu: ojciec, matka i nastoletni syn. Każdy niósł pod pachą siatki z warzywami i chlebem, z których wystawały długie pędy szczypiorku. Przy drzwiach zbierały się krople wody ktoś właśnie wszedł, nie otrząsając parasola.

Na drzwiach i skrzynkach pocztowych wisiały świeże ogłoszenia biała kartka wydrukowana na domowej drukarce. Jaskrawoczerwone litery głosiły: Uwaga! Pilna wymiana wodomierzy! Koniecznie do końca tygodnia! Mandaty! Numer telefonu na dole. Papier już nasiąknął wilgocią, a atrament w niektórych miejscach się rozmazał. Sąsiadka z dołu, ciocia Halina, stała przy windzie, próbując wybrać numer, trzymając w drugiej ręce siatkę z ziemniakami.

Podobno będą kary, jeżeli nie wymienimy powiedziała zaniepokojona, gdy Kowalscy mijali ją. Dzwoniłam, jakiś młody człowiek tłumaczył, iż to akcja tylko dla naszego bloku. Może naprawdę trzeba?

Ojciec wzruszył ramionami:

Trochę zbyt nagle. Nikt nas wcześniej nie informował. Wspólnota milczy ani pisma, ani telefonu. I ta akcja Brzmi podejrzanie.

Rozmowa toczyła się dalej przy kolacji. Syn wyciągnął z plecaka kolejną kartkę taką samą, tylko złożoną na pół i wsuniętą w szparę drzwi. Matka obróciła kartkę w dłoniach, spojrzała na datę legalizacji licznika w rachunku.

U nas przecież przegląd dopiero za rok. Dlaczego tak naglą? zapytała. I dlaczego nikt z nas nie słyszał o tej firmie?

Ojciec zamyślił się:

Trzeba spytać sąsiadów, kto jeszcze dostał taką kartkę. I w ogóle co to za serwis, dlaczego wszędzie je roznoszą?

Następnego dnia w klatce zrobiło się gwarniej. Po schodach niosły się głosy ktoś na wyższym piętrze kłócił się przez telefon, przy śmietniku roztrząsano najnowsze wieki. Dwie kobiety z trzeciego mieszkania dzieliły się obawami:

Mnie powiedzieli, iż jeżeli nie wymienimy, to odetną wodę! oburzała się jedna. A ja mam małe dzieci!

W tej chwili w klatce rozległ się dzwonek do drzwi: dwóch mężczyzn w jednakowych kurtkach i z teczkami pod pachą obchodziło mieszkania. Jeden trzymał tablet, drugi plik papierów.

Dobry wieczór, szanowni mieszkańcy! Pilna wymiana wodomierzy na polecenie wspólnoty! Kto nie wymieni w terminie kary zarządu!

Głos mężczyzny był głośny, pewny siebie, ale za bardzo słodki. Drugi od razu podszedł do drzwi sąsiadów naprzeciwko i zaczął pukać natarczywie, jakby spieszył się, by zdążyć do jak największej liczby mieszkań.

Kowalscy wymienili spojrzenia. Ojciec wyjrzał przez wizjer: nieznajome twarze, ani mundurów, ani identyfikatorów. Matka szepnęła:

Nie otwieraj na razie. Niech idą do innych.

Syn podszedł do okna i zobaczył: na podwórku stał samochód bez oznaczeń, kierowca palił papierosa i patrzył w telefon. Na masce odbijały się światła latarni i mokry asfalt po niedawnym deszczu.

Po kilku minutach mężczyźni poszli dalej, zostawiając za sobą ślady mokrych butów. Krople wody ciągnęły się wzdłuż wycieraczki przed drzwiami cioci Haliny.

Wieczorem cała klatka huczała jak ul. Niektórzy już zapisali się na wymianę, inni dzwonili do wspólnoty i słyszeli niejasne odpowiedzi. W grupie na WhatsApp dyskutowano: czy wpuścić tych ludzi? Dlaczego tak pilnie? Kowalscy postanowili spytać sąsiadów z góry, co im powiedzieli serwisanci.

Mieli choćby jakieś dziwne legitymacje powiedziała sąsiadka z mieszkania nr 17. Po prostu zalaminowana kartka bez pieczęci. Wspomniałam o licencji, a oni od razu się wycofali.

Kowalscy zaniepokoili się jeszcze bardziej. Ojciec zaproponował:

Spróbujmy jutro ich złapać i poprosić wszystkich dokumentów. I zadzwonię bezpośrednio do wspólnoty.

Matka poparła pomysł. Syn obiecał nagrać rozmowę telefonem.

Następny poranek przyniósł powrót serwisantów. Tym razem było ich trzech, te same kurtki i identyczne teczki. gwałtownie przeszli po piętrach, pukali do drzwi, namawiali na natychmiastową wymianę.

Ojciec otworzył drzwi tylko do połowy, trzymając łańcuch naprężony.

Pokażcie dokumenty. Licencję też. I numer zlecenia od wspólnoty, jeżeli to planowa akcja.

Serwisant zawahał się, zaczął przeszukiwać papiery, wyciągnął kartkę z logo nieznanej firmy i podał ją przez szparę. Drugi mężczyzna spuścił wzrok i zaczął przeglądać tablet.

Mamy umowę na wasz blok Tu jest podpisana

Umowa z kim? Ze wspólnotą? Podajcie nazwisko odpowiedzialnego i numer dyspozytora spokojnie dopytywał ojciec.

Mężczyźni spojrzeli po sobie, zaczęli mamrotać o pilności i karach. Wtedy ojciec wyciągnął telefon i wybrał numer wspólnoty prosto przed nimi.

Dzień dobry, powiedzcie proszę: czy wysłaliście dziś kogoś do wymiany wodomierzy? U nas chodzą po mieszkaniach

Po drugiej stronie odpowiedziano jasno: żadnych prac nie zaplanowano, nikogo nie wysłano, a prawdziwych fachowców zawsze informuje się z wyprzedzeniem, na piśmie i z potwierdzeniem mieszkańców.

Serwisanci zaczęli się tłumaczyć: pomyłka, nie ten adres Ale ojciec już nagrywał rozmowę na telefon syna.

Wieczór zapadał szybko; klatka pogrążyła się w półmroku. Przez niedomknięte okno ciągnął chłód wiatr trzaskał ramą gdzieś wyżej. W przedpokoju gromadziły się parasole i buty; mokra ścieżka prowadziła do śmietnika. Za drzwiami słychać było zaniepokojone głosy sąsiadów: omawiali to, co się stało.

Kulminacja nadeszła niemal zwyczajnie: Kowalscy zrozumieli, iż to oszustwo podszywające się pod obowiązkową wymianę liczników. Decyzja przyszła sama trzeba ostrzec innych i działać razem

Idź do oryginalnego materiału