Razem na drodze

newsempire24.com 15 godzin temu

Nad szlakiem

Zawsze samodzielna i posłuszna, Ola od małego radziła sobie bez rodziców, którzy pracowali od rana do wieczora. Po szkole odgrzewała zupę, odrabiała lekcje, a czasem sama gotowała makaron. Tak było już od pierwszej klasy.

W jedenastej klasie do szkoły przyjechali studenci na praktyki. Lekcje historii prowadził wysoki, poważny Marcin, w okularach i szarym garniturze. Chłopcy nazywali go “kujonem”, śmiali się z niego i próbowali przeszkadzać. Ale pod koniec wpatrywali się w niego z otwartymi ustami. Opowiadał historię jak nikt inny – pytał, zmuszał do myślenia, pozwalał wyrażać opinie i proponować alternatywne scenariusze.

Oczami chłopców błyszczał ogień – po raz pierwszy mogli dyskutować, przewracać kartami historii, choć tylko w teorii. Marcin studził ich zapał, gdy zbyt gorliwie próbowali zmieniać świat. Na jego lekcje czekali z niecierpliwością.

Ola nie spuszczała z niego oczu, zakochana. Czytała książki historyczne, żeby móc zabrać głos podczas dyskusji. Pewnego dnia odważyła się wyrazić swoją opinię. Marcin pochwalił ją, mówiąc, iż gdyby reformy potoczyły się jej śladem, dziś żylibyśmy w innym świecie. Ale wyjaśnił, iż w tamtych czasach było to niemożliwe.

— Niestety, historii nie można przepisać. Można tylko zmienić podręczniki, akcentując wybrane wydarzenia — powiedział znacząco.

Gdy jego praktyki się skończyły, Ola nagle straciła zainteresowanie historią. Pewnego dnia, wracając ze szkoły, zobaczyła Marcina, który spieszył w jej stronę.

— Cześć, Ola — przywitał się.

Pamiętał jej imię! Serce podskoczyło jej z radości.

— Idzie pan do szkoły? Lekcje już się skończyły — powiedziała speszona.

— Nie, chciałem cię właśnie spotkać.

Ola szeroko otworzyła oczy, a policzki zaróżowiły się od emocji.

— Wracasz do domu? Odprowadzę cię.

Szli obok siebie, a on wypytywał ją o szkołę, przyjaciół, plany na studia.

— Nie na historię? Wydawało mi się, iż cię to wciągnęło. Mam kilka ciekawych książek, mogę ci pożyczyć.

Ola zamarła ze szczęścia. Zapraszał ją do siebie? Nie Kasię Nowak, najpiękniejszą dziewczynę w klasie, ale ją, Olę Kowalską, “Konika”, jak czule nazywał ją tata. Bała się na niego spojrzeć.

— Dziękuję, ale wybieram ekonomię… — wyszeptała. — Ale książki chętnie bym przeczytała.

— Dobrze. Następnym razem przyniosę ci kilka, wybiorę według mojego uznania, jeżeli nie masz nic przeciwko.

— „Następnym razem”? Czy to znaczy, iż znów się zobaczą? — Serce Oli waliło jak oszalałe.

— A będzie ten następny raz? — usłyszała swój własny głos i poczuła, jak gorąco zalewa jej twarz.

— Oczywiście. jeżeli chcesz — uśmiechnął się.

Od tego uśmiechu wydawał się młodszy i bardziej chłopięcy. Nagle zrozumiała, iż nie jest od niej dużo starszy. Pierwszy raz widziała, jak się uśmiecha.

— I mów mi po imieniu. Nie jesteśmy w szkole, już nie jestem twoim nauczycielem. To twoje mieszkanie?

Ola skinęła głową, zbyt wzruszona, by mówić. Pożegnał się i chciał odejść.

— Marcin, kiedy znów przyjdziesz? — ośmieliła się zapytać.

Wyjął telefon.

— Podaj numer, zadzwonię do ciebie.

Nie zadzwonił, ale wysłał wiadomość po kilku dniach. Spotykali się jeszcze kilka razy, aż oboje pochłonęły egzaminy: u Oli matura, u Marcina sesja. Zobaczyli się dopiero po jej studniówce. Przez cały ten czas Ola trzymała ich znajomość w tajemnicy. Wreszcie wyznała wszystko przyjaciółkom, które były o nią wściekle zazdrosne. Żadna z nich nie miała starszego chłopaka.

Ola dostała się na uniwersytet i dalej spotykała się z Marcinem. Gdy dowiedziała się o tym mama, zaczęła się martwić i poprosiła, by przedstawić go rodzicom. Poważny, dojrzały Marcin spodobał im się. Bez nałogów, solidny, a do tego nauczyciel. Mama się uspokoiła, a Ola unosiła się na skrzydłach miłości.

Na trzecim roku wzięli ślub. Z dziećmi postanowili poczekać, aż Ola skończy studia. Marcin kochał porządek. Ustawiał słoiki na półkach równo, książki układał w równe stosy, ręczniki wieszał prosto. Delikatnie prosił Olę, by nie rozrzucała swoich rzeczy po mieszkaniu. Ola traktowała to jak zabawę i niedługo sama zaczęła tak robić, by mu dogodzić.

Pewnego dnia Marcin wszedł do łazienki po Oli. niedługo usłyszała jego ostry głos i podbiegła do niego.

— Ola, prosiłem cię, żebyś wycierała wodę po prysznicu — powiedział, tłumiąc irytację.

Ola zobaczyła kilka kropel na płytkach.

— Dobrze, następnym razem wytrę — odparła. — I tak zaraz sam będziesz się mył.

— Nie następnym razem, tylko teraz. Wiesz, gdzie jest mop?

Nie miał okularów, a jego szare oczy patrzyły na nią chłodno. Widział dobrze – okulary nosił tylko po to, by wyglądać poważniej.

— Naprawdę? One zaraz wyschną — Ola nie wierzyła, iż mówi poważnie.

Ale Marcin nie żartował. Jego wzrok stał się kolący i lodowaty. Ola miała ochotę zniknąć. Wzięła mop i przetarzała podłogę.

— I powieś ręcznik — wskazał długim palcem na wilgotny ręcznik zwisający z wanny.

— Chciałam, ale mnie rozproszyłeś… — tłumaczyła się.

Pod jego wzrokiem powiesiła ręcznik na suszarce, dokładnie go rozpłaszczając. Wyszła z łazienki, płonąc ze wstydu. Mówił do niej jak do uczennicy, traktował jak niesforne dziecko.

Marcin wymagał, by talerze w zlewie stały według rozmiaru, by w szafkach bielizna leżała w równych stosach…

Za każdym razem, gdy wychodziła z kuchni, Ola przeglądała ją i prostowała naczynia, poprawiała ręczniki. jeżeli zapomniała, Marcin natychmiast zwracał uwagę i kazał poprawiać. Nie pozwalał na pieszczoty w ciągu dnia, delikatnie odsuwając ją dłonią.

Ola nagle zrozumiała, iż wcale go nie zna. I, co ważniejsze, iż go nie kocha. Podobało jej się, iż starał się o nią starszy mężczyzna, nauczyciel, a nie rówieśnik. Lubiła, iż dziewczyny jej zazdOla spojrzała na Marcina, potem na Antka, który bawił się z ich dziećmi w ogrodzie, i zrozumiała, iż prawdziwe szczęście nie tkwi w idealnym porządku, ale w swobodzie bycia sobą.

Idź do oryginalnego materiału