Wszystko zaczęło się, gdy odmówiłem oddania swojego pokoju wnukowi. Synowa zaatakowała mnie z pretensjami, twierdząc, iż co to za dziadek, który nie chce dogodzić wnukowi. Jak dla mnie, to oni powinni dogadzać mnie, bo od 10 lat mieszkają w moim mieszkaniu.
Razem z żoną mieliśmy jednego syna, Jarosława. Od dziecka rozpieszczaliśmy go, pozwalaliśmy na zbyt wiele. Przez nadmierną uwagę i pobłażliwość wyrósł na lenia. Sam o siebie nie potrafił zadbać, więc nic dziwnego, iż nigdy się od nas nie wyprowadził.
Kiedy się ożenił, swoją żonę, Złatę, przyprowadził do naszego domu. Na początku synowa była cicha i uprzejma. We wszystkim pomagała żonie, nie sprzeciwiała się, uważnie słuchała. Trudno było z niej wydobyć jedno zbędne słowo. Zawsze miła, gotowa do każdej pracy. Wracaliśmy z pracy, a w mieszkaniu czysto, posprzątane, jedzenie parowało na stole.
Ale gdy zabrakło żony Jarosława, Zlata uznała, iż to jej czas. Sama mianowała się gospodynią domu i zaczęła wszystko urządzać po swojemu. Byłem zbyt zajęty opłakiwaniem ukochanej, by się wtrącać. Kiedy się ocknąłem, było już za późno. Dzieci zmieniły mnie w lokatora i zbędne usta do wyżywienia.
Pewnego razu przypadkiem podsłuchałem ich rozmowę.
– Zlata, ile mu jeszcze zostało. Sama widzisz, iż tata jest stary, często choruje. Ile mu zostało? Niech dożyje swoich dni we własnym domu, wśród znajomych ścian.
– A ja mówię, iż trzeba go umieścić w domu opieki. Jego widok smuci nasze dziecko. Ciągle siedzi naburmuszony, wszystkiego niezadowolony. Wstyd mi zapraszać znajomych do domu – upierała się synowa.
– Nie będę mógł go tam umieścić. To mój tata – próbował mnie bronić Jarosław.
– To możesz nas odwieźć do mojej matki i mieszkać ze swoim kochanym tatusiem.
Nie wiem, do czego doszli, bo poszedłem do swojego pokoju, na który Zlata już miała oko. Całą noc nie zmrużyłem oka, myśli o zdradzie wciąż krążyły po głowie. Kogo to ja wpuściłem do swojego życia? Syn też nic lepszego, jego słowo dla żony nie ma żadnej wartości. U nas w domu było zupełnie inaczej.
Rano obudziłem się od głośnej rozmowy. Zlata znów z kimś rozmawiała. Wyglądało na to, iż już załatwiała dla mnie miejsce w domu opieki. Trzeba było działać zdecydowanie i przypomnieć krewnym, iż jeszcze żyję, a mieszkanie należy do mnie. Gdy wszyscy byli w pracy, a wnuk w szkole, spakowałem ich rzeczy i zostawiłem pod drzwiami. Wezwałem ślusarza i wymieniłem zamek.
Kiedy wrócili, nie mogli wejść do mieszkania. Zaczęli dzwonić, potem krzyczeć:
– Tato, co cię napadło? Wpuść nas do środka, wszystko u ciebie w porządku?
– Tak dobrze, jak nigdy – odpowiedziałem spokojnie, a potem dodałem. – Jarosławie, nie martw się o mieszkanie, twoja żona już zarezerwowała dla mnie miejsce w domu opieki.
Zrozumieli, iż wiem o wszystkim. Synowi zrobiło się głupio i wstyd, ale Zlata przez cały czas próbowała ratować sytuację.
– Tato, źle wszystko zrozumiałeś. Chciałam ci załatwić miejsce w sanatorium. Przecież tak dawno nigdzie nie odpoczywałeś – od jej słodkiego tonu aż robiło mi się niedobrze.
– Nie musisz się wysilać, córko, może i jestem stary, ale na pewno nie głupi. Nie macie się o co martwić. Przez jakiś czas pomieszkacie w wynajmowanym mieszkaniu, a potem wrócicie. Jarosław mówił ci przecież, iż jestem stary, często choruję, więc długo mi nie zostało.
Jeszcze długo krzyczeli i grozili, iż wezwą lekarzy, bo rzekomo oszalałem. A ja spokojnie poszedłem do kuchni, by zaparzyć herbatę. Czekał na mnie telewizor i ulubiony program, którego nie widziałem od stu lat.