Radiostacja Kontrwywiadu Radiówek położona jest w lesie, niedaleko Warszawy. Pod warstwą ziemi znajdują się podziemne korytarze z bardzo grubego betonu. Obiekt najprawdopodobniej powstał przed II wojną światową. Od lat 50. przez cały okres swojej działalności był najlepiej strzeżonym miejscem w Polsce. Nadawano stąd tajne komunikaty wojskowe, a także zagłuszano „Głos Ameryki” i „”Radio Wolna Europa”, nadając na częstotliwościach tych rozgłośni szumy i trzaski. To tutaj zajmowano się nadawaniem tajnej łączności.
Zasięg nadajników był ogromny, podobnie jak wytwarzane przez nie pole elektromagnetyczne, które niestety, ale było szkodliwe dla zdrowia pracowników. Jak podaje Wikipedia: „Około 1948 roku zaczęto montaż urządzeń technicznych i jednocześnie rozpoczęto budowę osiedla dla jej pracowników. W założeniu w wybudowanych domach mieli mieszkać tylko pracownicy radiostacji, którą około 1951 roku w okresie zimnej wojny rozbudowano o obiekty podziemne. W okresie tym radiostację obok osiedla nadzorował Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a potem Jednostki Nadwiślańskie MSW”.
Ciekawostką jest to, iż miejsce było samowystarczalne, posiadało własny system kanalizacji, a także własne źródło energii. Ropa zasilała potężny okrętowy silnik diesla o mocy 550 kW. Powietrze dostarczane było tutaj przez specjalny system wentylatorów rozłożonych po całym terenie.
Na stronie Salon24.pl, możemy przeczytać o wspomnieniach pracowników, którzy kiedyś tam pracowali. „Natężenie pola było tak silne, iż gdy w środku brało się w dłoń świetlówkę, zaczynała się ona żarzyć światłem – wspomina pan Zbigniew. – Głównie w radiostacji obsługiwaliśmy ambasady, statki dalekomorskie, Polską Agencję Prasową. Pod koniec była to głównie praca dla marynarzy, gdy mieliśmy jeszcze flotę oceaniczną. Te maszty umożliwiały im kontakt z rodziną. Oczywiście była też praca specjalna dla wywiadu. My dbaliśmy jedynie o jakość sygnału, nadawaliśmy go. Do nas przychodził już odpowiednio zakodowany. Choćby się miało walić, sygnał musiał iść i dlatego zawsze były gotowe dwa nadajniki rezerwowe. Szła fonia, tekst, sygnał faksowy. Pamiętam również, iż nadawaliśmy morsem” – wspominają dawne czasy pracownicy.
Chciałbym w tym miejscu podziękować osobom, które mnie wspierają za pośrednictwem Wirtualnej kawki. Dzięki Wam i waszym drobnym wpłatom, powstają takie fotorelacje! Od kilkunastu lat staram się odwiedzać i fotografować miejsca mniej znane i opuszczone. o ile ktoś chciałby dołożyć cegiełkę do moich podróży i wesprzeć mnie w tym co robię, zapraszam do postawienia mi >Wirtualnej Kawki<. Wszystkie zebrane kwoty przeznaczam na paliwo, dzięki temu mam możliwość realizowania swoich dalszych podróży.
Moją pasją są podróże i fotografowanie miejsc mniej znanych, zapomnianych, niedostępnych i opuszczonych. Staram się wyszukiwać miejsca, według mnie warte uwagi, mające swój klimat i urok. Myślę, iż stworzyła się wokół tego co robię jakaś mała, fajna społeczność. Nigdy nie myślałem, iż to zrobię, ale doszedłem do wniosku, iż stworzę swój Patronite. Wspierając mnie na nim, sprawisz, iż będę mógł rozwinąć mojego bloga, wyjeżdżać częściej i dalej i z tego tworzyć fajne relacje. W ten sposób także Wam podpowiadać jakieś interesujące miejsce na wyprawy. Kto wie, może to kiedyś przerodzi się w moją jedyną pracę… Bardzo dziękuję Kamili, Andrzejowi, Patrycji, Tadeuszowi, Pawłowi, Karolinie, Magdalenie, Małgorzacie, Władysławowi, Alexowi i Magdzie, którzy wsparli moje działania i zostali moimi pierwszymi patronami.