PUŚCIĆ CZY ZATRZYMAĆ?

polregion.pl 1 tydzień temu

Kinga siedziała w kuchni, wpatrując się w pierścionek z drobnym kamykiem, który niedawno podarował jej Wiktor. „Tak po prostu”, jak zawsze. Kiedyś takie podarunki rozpalały jej serce, teraz budziły tylko głuche znużenie. Nie było nic gorszego niż żyć z kimś, kogo się nie kocha…

Poznali się jeszcze na uniwersytecie. Był „tym przyjacielem” – niezawodnym, cichym, dobrym. Zawsze blisko, zawsze gotów pomóc. Kinga nigdy nie traktowała go poważnie, dopóki nie zaczął się o nią starać. Długo, cierpliwie. choćby śmiała się z niego w rozmowach z przyjaciółkami.

A on się nie poddawał.

W końcu zostali parą. Potem wprowadził się do niej. Wszystko działo się jakby samo. Tylko to najważniejsze – prawdziwe uczucie – nigdy się nie pojawiło.

Wiktor był zadowolony. Parzył jej rumiankową herbatę, mył naczynia, prasował sukienki. A Kingę irytował choćby jego oddech. Wydawał się jej słaby, bez charakteru, nudny.

Przyjaciółki mówiły, iż ma szczęście – takich mężczyzn trzeba trzymać. Ale za plecami szeptały, iż Kinga na niego nie zasługuje, iż jest cyniczna, zimna.

A on wciąż znosił. choćby gdy flirtowała z jego kolegami. choćby gdy go odpychała. choćby gdy pewnego dnia rzuciła: „Nie czekaj, wyjeżdżam. Mamy się dość”.

Stał w progu, blady, z przygaszonymi oczami. I nie zatrzymał jej.

Po kilku tygodniach Kinga poznała Kamila – przebojowego, pełnego charyzmy. Spotkali się w barze, gdzie ona, podchmielona, wygłupiała się przy kontuarze. On usiadł obok i powiedział: „Za rok będziesz żałować, iż zostawiłaś tego, który cię kochał”.

Roześmiała się.

Z Kamilem było jak w filmie: restauracje, nieprzespane noce, drogie podarunki. Aż pojawiły się zimne spojrzenia, pretensje o zbyt głośny śmiech, uwagi o jej ubiorze. Potem – zdrada. I choćby nie przeprosił:

„A czego się spodziewałaś? Nigdy niczego nie obiecywałem”.

Kinga wyszła w deszcz. Dzwoniła do Wiktora. Ale nie wybrała numeru.

W domu przeglądała stare zdjęcia – on i ona, szczęśliwi. On obejmował ją za ramiona, a ona patrzyła na niego zakochanym wzrokiem. A może udawała?

Kilka dni później dostała załamania nerwowego. Serce odmówiło posłuszeństwa. W szpitalu zobaczyła w oczach Wiktora nie miłość, ale obojętność.

„Po co przyszedłeś?” – szepnęła.

„Nie wiem. Z przyzwyczajenia”.

I wyszedł. Zostawił rumianki – te, które kiedyś lubiła bardziej niż róże.

„Dlaczego bałaś się być kochaną?” – spytała psycholog.

Kinga łkała:

„Bo to ryzyko. Bo wszyscy, którzy mnie kochali, w końcu odchodzili. Tata zniknął, gdy miałam siedem lat. Mama powiedziała: «Nigdy już nikomu nie ufaj». Próbowałam. Chowałam się za cynizmem, ostrymi słowami. A Wiktor przebił się…”

Płakała. Cicho, jakby w końcu pozwalając sobie czuć.

„Chcesz go odzyskać?”

„Bardziej niż cokolwiek. Ale on nie chce mnie widzieć. I rozumiem dlaczego”.

Minęły dwa lata.

Kinga zobaczyła Wiktora w kawiarni. Siedział przy oknie, przeglądał menu, wystukując palcami znajomy rytm. Podeszła.

„Cześć. Mogę usiąść?”

Skinął głową. Milczał. Patrzył uważnie.

„Nie oczekuję, iż wybaczysz. Chciałam tylko podziękować. Za to, jaki byłeś. I przeprosić, iż nie umiałam kochać”.

Wstała i wyszła.

Tydzień później napisał: „Spróbujmy jeszcze raz. Tylko powoli”.

Teraz nie mieszkają razem. Chodzą na randki, śmieją się, milczą. Uczą się na nowo ufać.

Na jej lodówce wisi magnes z cytatem: „Jeśli ci zimno – bądź cieplejsza”.

I każde ich „powoli” to krok ku sobie. Krok w stronę miejsca, gdzie można znów poczuć, iż się jest kochanym. I samemu również potrafić kochać.

Idź do oryginalnego materiału