– Dokąd to się wybierasz? – zapytała spokojnie Joanna, obserwując, jak mąż narzuca świeżą koszulę.
– Chłopaki umówili się na piwo. Pogadać, odetchnąć – odparł Dawid, choćby na nią nie patrząc.
– A kiedy w końcu znajdziesz czas dla mnie? – Spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszło to gorzko.
– Ty zawsze w pracy! Skąd miałem wiedzieć, iż dziś wrócisz wcześniej?
Pytanie niby logiczne. Tylko iż tych logicznych wymówek było już za wiele. Joanna była zmęczona. Zmęczona tłumaczeniem, wybaczaniem i płaceniem za wszystko.
Kiedyś myślała, iż znalazła tego jedynego. Dawid był troskliwy, skromny, trochę młodszy – ale czy wiek miał znaczenie, gdy dusze się spotykają? Poznała go przez koleżankę matki, wzięli ślub, zamieszkali w jej przestronnym mieszkaniu w Warszawie. On pracował… byle jak. Ale jej wystarczało. Dla dwojga.
Pierwsze ostrzeżenie przyszło po roku. Romans. Potem drugi, trzeci. Przeprosiny, łzy, obietnice. A za nimi – zakupy. Konsola, komputer, nowy telefon… A teraz – samochód.
– Joaś, przecież to wygodne! Będę cię odbierał z pracy, dziecko zawiozę do przedszkola… – marzył Dawid.
– Najpierw pojawiaj się w domu – odcięła. Ale nawyk wybaczania okazał się silniejszy.
Aż pewnego niedzielnego ranka zadzwonił telefon.
– Halo, proszę puścić Dawida! – rozległ się młody głos dziewczyny.
– Przepraszam, kto mówi?
– Kochamy się! A pani… pani tylko przeszkadza!
Joanna słuchała w milczeniu.
– Pewna, iż wasze uczucie jest warte więcej niż pieniądze? – w końcu spytała.
– Oczywiście!
– Sprawdźmy?
– Co pani ma na myśli?
– Zabierz go. Na zawsze.
Odłożyła słuchawkę i spokojnie spakowała jego rzeczy do walizki.
Dawid wrócił po dziesięciu minutach. Zatrzymał się w drzwiach, wpatrując się w walizkę.
– Jedziemy… gdzieś?
– Ty – tak. Dokąd chcesz.
– Jak to?
– Dosłownie. Rozwodzimy się.
– Z powodu jakiejś głupiej dziewczyny? Żartowałem, Joanno! Chcieliśmy założyć rodzinę! Kupić auto!
– Tak. Teraz sama kupię samochód. Sama zrobię prawo jazdy. I dziecko – też bez ciebie, jeżeli zechcę. Dziękuję za motywację.
Próbował się kłócić. Błagać. Manipulować. Ale Joanna była spokojna.
Rok później wysiadła z nowego auta na parkingu galerii handlowej. Prawo jazdy w portfelu, pewne spojrzenie, lekki uśmiech. I nowa sukienka, którą uwielbiał jej obecny wybranek – dojrzały, pewny siebie, bez dawnych pretensji.
Dostrzegła Dawida w oddali. Na chwilę zatrzymała wzrok.
– Kupiłaś tamto? Ale… ja chciałem czarne.
– A ja – czerwone. I właśnie takie mam.
Odeszła, zostawiając go w cieniu. Bez słów. Bez żalu. Bez niego.