PUŚĆ MNIE, PROSZĘ

newsempire24.com 13 godzin temu

Nie wyjadę szepnęła niejasno kobieta. To mój dom, nie zostawię go. W jej głosie brzmiały jeszcze nie wyciekłe łzy.

Mamo powiedział mężczyzna. Wiesz, iż nie dam rady się tobą zajmować, jakbyś mi nie pomogła. Musisz to zrozumieć.

Aleksander był przygnębiony. Widział, iż matka cierpi i bardzo się martwi. Siedziała na starej, wypranej kanapie w domu swojego rodzinnego gospodarstwa w małej wiosce pod Lublinem.

Butelka wody stała na stoliku, a w kącie migotał mały lustrzany ekran.

Aleksander wiedział, iż to nie wyzdrowieje. To był udar. Zofia Kowalska od lat chorowała. Pamiętał, jak musiał wziąć kilka miesięcy urlopu, żeby opiekować się nią po złamaniu nogi. wtedy, choć odważna, nie potrafiła zrobić choćby kroku bez jego pomocy.

Ostatnio Aleksander zaczął dobrze zarabiać i planował latem remont w rodzinnym domu, żeby matce było wygodniej. A tu nagle udar. Remont przestał mieć sens trzeba było zabrać mamę do miasta.

Marta spakuje twoje rzeczy skinął Aleksander do żony. Powiedz jej, jeżeli czegoś będzie potrzebować.

Zofia milczała, wpatrując się w okno, gdzie lekki jesienny wiatr zrywał żółknące liście starych dębów, które widziała całe życie. Jej prawą rękę, tę sprawną, mocno ściskała druga, bezwładna i zwisająca.

Marta grzebała w szafie, ciągle pytając teściową, co wziąć, a co zostawić. Teściowa tylko patrzyła w okno. Wydawało się, iż jej myśli są daleko od ubrań, starych szlafroków i połamanych okularów.

Zofia urodziła się i przeżyła sześćdziesiąt osiem lat w małej wiosce, która z czasem opustoszała. Całe życie pracowała jako krawcowa najpierw w miejscowym zakładzie, który zamknięto, gdy mieszkańców zostało naprawdę mało.

Potem Zofia pracowała w domu. Gdy pracy było jeszcze mniej, poświęciła się ogródkowi i domowi, wkładając w to całe serce. Nie mogła sobie wyobrazić, iż opuści swój dom i przeprowadzi się do wielkiego, obcego mieszkania w mieście

Leszku, ona znowu nic nie je westchnęła Marta, wchodząc do kuchni i zmęczoną odkładając talerz z jedzeniem na stół. Nie dam rady.

Aleksander spojrzał na żonę, potem na nieporuszony talerz i pokręcił głową. Głęboko westchnął i wszedł do pokoju matki.

Zofia siedziała na kanapie i wpatrywała się w okno. Nie mrugała. Szare, przygasłe oczy patrzyły w dal. Sprawna ręka spoczywała na drugiej, ściskając ją, jakby próbowała ją ożywić.

Pokój był wypełniony przyrządami rehabilitacyjnymi, rozrzucone były manualne opaski, a na stoliku leżała kupka leków. Gdyby Aleksander nie nalegał, Zofia nie dotknęłaby ich nawet.

Mamo?

Zofia nie odpowiedziała.

Mamo?

Synu? wyszeptała niejasno kobieta.

Po udarze prawie nie mogła mówić, słowa były zamglone. Teraz było trochę lepiej, ale wciąż trudno było ją zrozumieć.

Czemu znowu nic nie jesz? Marta się stara, gotuje. Od kilku dni prawie nic nie przyjmujesz.

Nie chcę, synku powiedziała Zofia cicho. Obróciła się powoli w stronę Aleksandra. Naprawdę nie chcę. Nie zmuszaj mnie.

Mamo Co chcesz? Powiedz

Aleksander usiadł obok matki, a ona wzięła go za rękę.

Wiesz, czego chcę, Leszku. Chcę domu. Boję się, iż już go nie zobaczę.

Mężczyzna odetchnął i pokręcił głową.

Wiesz, iż codziennie pracuję, a Marta biega od lekarza do lekarza. Zima na dworze, nie da się pojechać. Poczekajmy przynajmniej do wiosny. Zofia skinęła głową, Aleksander uśmiechnął się i wstał.

Niech nie będzie za późno, synku niech nie będzie za późno.

Przepraszam, kolejna próba IVF nie wyszła powiedziała smutno lekarka, odkładając okulary i patrząc na Martę.

Marta zaniemówiła, przyciskając dłonie do twarzy.

Ale jak tak? Dlaczego innym się udaje? Mówiłyście, iż po pierwszym razie to normalne, iż nie ma ciąży. Czterdzieści procent kobiet zajdzie po pierwszej próbie. To już trzecia procedura, a efektu brak! Co się dzieje?!

Aleksander siedział cicho, trzymając żonę za rękę. Był zestresowany. W sąsiedniej części kliniki Zofia leżała na masażu i już trzeba było ją odbierać.

Posłuchajcie zaczęła lekarka cicho. Rozumiem, iż marzycie o dziecku, ale żyjecie w ciągłym stresie. Organizm nie radzi sobie

Oczywiście, iż jestem w stresie! Pracuję z domu, żeby płacić za te potworne koszty IVF! Muszę jeździć na zabiegi, brać tabletki, które niszczą mnie, opiekować się teściową i znosić jej kaprysy. Nie je, nie pije leków! Tak! Chcę dziecko, może wtedy mój mąż będzie zwracał uwagę nie tylko na mamę, ale i na mnie!

Marta zamilkła, zrozumiawszy, iż powiedziała za dużo. Chwyciła torbę i wybiegła z gabinetu, trzaskając drzwiami.

Przepraszam szepnął Aleksander.

Nic nie szkodzi odrzekła lekarka, machając ręką. Nie miałam gorszych ataków nerwowych. Wszystko w porządku.

Aleksander wyszedł za żoną. Marta siedziała na małej kanapce w poczekalni, płacząc i opierając się rękoma w twarz. Jej ciało drżało od szlochów. Spojrzała na męża czerwonymi, mokrymi oczami i przyznała się łzami.

Przepraszam Nie chciałam tego mówić o twojej mamie. Po prostu jestem zmęczona. Zmęczona patrzeniem, jak ktoś umiera przed oczami. Zmęczona jedną kreską na teście i wydawaniem fortuny na kolejną procedurę. Już nie mogę

Gdybym mógł, zrobiłbym wszystko, żeby wam pomóc, ale nie mam takiej mocy

Wiem przez łzy uśmiechnęła się Marta. I rozumiem.

Przez kilka minut siedzieli w milczeniu, trzymając się za ręce, potem Marta wstała, poprawiła kołnierzyk i uśmiechnęła się.

Chodźmy. Zofia pewnie już skończyła. Nie lubi szpitali. Po nich długo smuci się w domu.

Postępy u pańskiej mamy są prawie żadne powiedział niski, siwy starszy pan w okrągłych okularach, gdy Aleksander poprosił go o informacje o stanie zdrowia.

Odsunęli się na bok, żeby Zofia nie usłyszała. Marta została przy niej.

Rozumiecie Kiedy przyszliście, byłem pewien, iż się wyzdrowieje. Oczywiście szanse po udarze są małe, ale u waszej mamy nie było złych nawyków i przewlekłych chorób. Miała wszystkie możliwości.

Ale nic się nie dzieje. Widzę to na własne oczy.

Myślę, iż to dlatego, iż nie chce. Poddaje się. W jej oczach nie ma ognia, błysku Po prostu nie chce żyć

Aleksander skinął głową. Sam wszystko widział. Zofia schudła o piętnaście kilogramów, przestała wyglądać jak dawniej. Siedziała cały czas w jednym miejscu, wpatrzona w okno. Nie czytała książek, nie oglądała telewizji, nie rozmawiała z nikim. Tylko patrzyła przez okno.

Po udarze mogą pojawić się zaburzenia zachowania, bo uszkodzone są pewne części mózgu dodał lekarzstarszy. Ale nie wydawało mi się, iż u waszej mamy będzie to tak silne. Na pierwszej wizycie nic takiego nie zauważyłem.

Myślę, iż to coś innego wymamrotał Aleksander.

Leszku, powiedziała Marta do telefonu, możesz odwołać wyjazd służbowy? Zofia naprawdę źle się czuje. Boję się, iż nie zdążysz

Miała to powiedzieć z trudem. Wiedziała, iż dla męża matka jest najważniejsza. I sama z ciężkim sercem patrzyła, jak teściowa prawie nie rusza się z kanapy.

Kiedyś lubiła patrzeć przez okno, słuchać płyt winylowych, które przywieziono z wioski dostała je od ojca, który był nauczycielem muzyki. Teraz Zofia leży, wpatrzona w jedną kropkę, nic nie mówi. Przez kilka dni prawie nie jadła, piła tylko mleko. Kiedyś mówiła, iż mleko w mieście nie smakuje tak, jak w wiosce. Teraz je piła

Aleksander przyjechał tego samego wieczoru i siedział przy jej łóżku całą noc.

Wiesz, czego chcę. Obiecałeś.

Aleksander skinął. Tak, obiecał. Następnego dnia pojechali do wioski. Lekarz odmówił Zofii przyjęcia do szpitala.

Nie chcę do szpitala. Do domu.

Był marzec, ale drogi nie były jeszcze zbyt rozbite, więc pojechali prosto pod dom. Aleksander otworzył drzwi samochodu i pomógł mamie wsiąść na wózek.

Na dworze leżał śnieg, który powoli topniał, odsłaniając ziemię. Drzewa lekko się uginały pod wiatrem, a słońce zaczęło ogrzewać.

Zofia spędziła kilka godzin na podwórku, a na jej twarzy w końcu pojawił się uśmiech. Oddychała pełną piersią, patrzyła w niebo i płakała. To były łzy szczęścia

Wreszcie była w domu. Patrzyła na swój rozpadający się domek, na jasne, ciepłe słońce, słyszała odgłosy przyrody, czuła chłód topniejącego śniegu

Wieczorem Zofia zjadła kolację i jeszcze chwilę siedziała na dworze przed snem. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. A w nocy już jej nie było. Odeszła z tym samym uśmiechem, szczęśliwa.

Aleksander i Marta wzięli urlop, żeby pochować Zofię i uporządkować sprawy: posprzątać dom i zdecydować, co z nim zrobić. Szczerze mówiąc, Aleksander chciał po prostu pobyć tam, wdychać wiejskie, pachnące powietrze. Od lat nie spędzał w tej wiosce dłużej niż dwa dni.

Przed wyjazdem z miasta Marta poczuła się źle. Poszła do toalety i nagle zwymiotowała. Kiedy wróciła do męża, w jej oczach drżały łzy, a w ręku trzymała test ciążowy. Zawsze nosiła go przy sobie, ale nigdy nie miał efektu. Teraz były dwie linie. Dwie!

To wszystko ona, twoja mama To Zofia nam pomogła Marta, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, wykrzyknęła przez łzy.

Aleksander podniósł wzrok w stronę błękitnego, bezchmurnego nieba, skinął głową i mocno objął żonę. Tak, to był prezent od jego matki ostatni i najcenniejszy.

Idź do oryginalnego materiału