Puree, kurczak i rozwód, który się nie zdarzył

newsempire24.com 14 godzin temu

Warszawa. Jesienny wieczór. Przeciąg wilgotnego wiatru, zmęczone oczy i jeszcze bardziej zmęczone serce. Kinga wróciła do domu po dziesięciu godzinach w sklepowym alejkach supermarketu. W głowie kręciła się tylko jedna myśl:

— Żeby choć Tomek chociaż ziemniaczki usmażył…

Mieszkanie powitało ją zapachem czegoś pysznego. Kinga zdjęła kurtkę, zrzuciła buty, weszła do kuchni – na stole stały talerze z parującą purée i pieczonym kurczakiem. Obok – łyżki, sól, chleb, czajnik. Tomek w milczeniu skinął na krzesło:

— Siadaj.

— Ooo, coś się stało? Urodziny zapomniałam? – Kinga wymusiła uśmiech. – To jakaś nowość?

— Zwykłe jedzenie – wzruszył ramionami. – Ale musimy porozmawiać.

Jedli w ciszy. Kurczak – delikatny, purée – w sam raz. Kinga nastawiła czajnik, zaparzyła lipową herbatę. Usiadła naprzeciw męża.

— No to gadaj. Widzę, iż coś cię gryzie.

Tomek długo patrzył w okno. Potem przeniósł wzrok na żonę.

— Dziadkowie w sobotę mają złote gody. Zaprosili nas.

— A, ci, co dali nam te pięć tysięcy złotych na ślub? No i jak pojedziemy? Przecież mieliśmy się rozwieść.

— No to pojedźmy tak, dla zasady. Starszyznym będzie miło. Oficjalnie wciąż jesteśmy małżeństwem.

Kinga spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie miała siły ani na kłótnie, ani na zgody.

— Dobrze, jedźmy. Może ostatni raz razem wpadniemy w odwiedziny.

Jechali samochodem ojca Tomka. On z tatą – z przodu. Kinga – z jego mamą z tyłu. Cisza.

— Pokłóciliście się? – szepnęła teściowa.

— Nie – odparła Kinga, naciągając uśmiech.

— Zobacz, jakie pierścionki im kupiliśmy na rocznicę. Złote, śliczne.

— Śliczne – przytaknęła.

— Żyjcie w zgodzie. Za pięćdziesiąt lat i wy takie dostaniecie.

Kinga spuściła wzrok. Pięćdziesiąt lat? Toż to cała wieczność…

Na jubileuszu było wesoło: młodzi, starsi, dziadkowie. Stół uginał się od jedzenia, śmiech, toasty. Ale Kinga trzymała się z dala od męża. Kobiety z rodziny Tomka od razu wciągnęły ją w przygotowania programu. Miały po trzydzieści parę lat, tak jak ona. Sprzeczały się, przekomarzały z mężami, ale… widać było, iż ich kochają.

Kinga łapała się na pytaniach:

— A ja go kocham? A on mnie?

Może kiedyś. Ale teraz… Dom – nieprzytulny. Pieniędzy – wieczny brak. Nowej kurtki nie kupiła od trzech lat. Dzieci? choćby nie zająknął się. Pracy nie może znaleźć. A przecież był kiedyś jej marzeniem…

Impreza skończyła się późno. Gości porozwozono. Babcia Hania podeszła do młodych:

— Zostańcie u nas. Przenocujecie. I pomożecie posprzątać.

Kinga i Tomek w milczeniu zaczęli zbierać z stołów. Działali bez słów, jak w tańcu. Po dwóch godzinach w domu znów było czysto.

Babcia postawiła herbatę.

— No i co, Staszek, przeżyliśmy razem pięćdziesiąt lat – uśmiechnęła się do dziadka.

— A ile razy o mało nie rozwód – burknął. – Aż do USC doszliśmy.

— Ale wróciliśmy.

— No, pracy nie miałem, grosza przy duszy – przypomniał dziadek.

— A zapomniałeś, jak się za mną wszyscy oglądali? Księżniczką mnie nazywali. A ty świeciłeś jak żarówka.

— E tam… księżniczka – prychnął, ale w oczach miał ciepło.

Kinga patrzyła na nich – i coś się w niej ściskało. Sprzeczali się, przerywali sobie, ale… kochali się. Naprawdę.

— Byliśmy tacy sami – pomyślała. – Młodzi, zapalczywi, urażeni. Pewni swojej racji. A teraz oni śmieją się z tego, przez co prawie się rozstali.

Babcia Hania wyjęła z kieszeni kopertę:

— Macie, kupcie sobie coś. Na jesień. I nie protestujcie. Z dziadkiem nie zbiedniejemy.

Kinga chciała odmówić, ale Tomek wziął.

— Dzięki, babciu.

— No to spoczywajcie. Pokój gotowy.

Pokój był znajomy – tutaj Tomek spędził dzieciństwo. Tylko teraz w łóżku było dwoje. Położyli się. Milczeli.

— Kinga… – szepnął.

Przytuliła się do niego. Ciepłe, znajome ramię. Nie bogactwo. Nie futro. Po prostu – on.

Tomek zasnął. A Kinga wpatrywała się w sufit.

— Dobrze, iż nie daliśmy rozwodu. Kupię jutro płaszcz. A potem, może… i dziecko. A potem, kto wie, może i wnuki. A za czterdzieści dziewięć lat… złote obrączki. Takie same.

Uśmiechnęła się. Pierwszy raz od dawna. I zasnęła. Spokojnie. Obok niego.

Idź do oryginalnego materiału