Puk, puk! Kto tam? Szczęście!

twojacena.pl 6 godzin temu

Pewnego dnia szczęście zapukało do drzwi

Ludwika została zupełnie sama. Rok temu odeszła jej mama – jej jedyna podpora, dusza, cała rodzina. A niedawno umarł też Rudek – stary, rudy kot, wierny przyjaciel przez piętnaście lat. Ostatnia żywa istota, która rozgrzewała jej codzienność. Po tym wszystkim życie Ludwiki jakby zamarło: dom – praca – sklep – znowu dom. Dzień za dniem. W zupełnej samotności.

Tamtego wieczoru wracała z pracy później niż zwykle – zatrzymali ją na niespodziewanym zebraniu. Serce było ciężkie, myśli plątały się jak suche liście. Szła chodnikiem, otulając się płaszczem, i myślała: *Po co to wszystko? Czego mogę się spodziewać, skoro moje serce jest puste?* Weszła do klatki schodowej, podeszła do swoich drzwi – i nagle stanęła jak wryta.

Na wycieraczce pod drzwiami siedział malutki, szary kotek. Był schludny, prążkowany, a jego szeroko otwarte oczy patrzyły na nią z zaciekawieniem. Gdy zobaczył właścicielkę mieszkania, wstał, lekko się chwiejąc, i cicho zapiszczał. Ludwika drżącymi rękami uniosła go z podłogi i przytuliła do piersi.

— Skąd się tu wziąłeś, maleńki? Kto cię tu zostawił? — szepnęła, ledwo powstrzymując łzy.

W domu pozostała jeszcze paczka kociej karmy – z czasów, gdy żył Rudek. I miseczka, i kocyk, a choćby ulubiona zabawka – wstążka. Kotek jadł z apetytem, po czym zwinięty w kłębek na fotelu zaczął mruczeć. Ludwika patrzyła na niego, jakby bała się spłoszyć to cudowne zjawisko.

Ale nagle pod palcami wyczuła cienką obrożę z dzwoneczkiem. Nie dzwonił – pewnie był zepsuty. Nie było na niej napisu. Znaczyło to, iż ktoś szuka tego maleństwa. Westchnęła. Serce ścisnęło się z bólu: ledwo poczuła radość, a już miała ją stracić.

Rozwiesiła ogłoszenia w okolicy. A gdy wychodziła z klatki schodowej, niemal zderzyła się z mężczyzną – właśnie przyklejał kartkę: *Zaginął kotek*. Dopiero co się wprowadził do sąsiedniego bloku. Nazywał się Krzysztof. Przez roztargnienie zostawił uchylone okno, a malec wyskoczył.

— Chodź, jest u mnie — powiedziała Ludwika.

Kotek radośnie podskoczył na rękach Krzysztofa, rozpoznając swojego człowieka.

— Nie wiem, jak pani podziękować — wzruszony odpowiedział mężczyzna. — jeżeli będzie pani miała ochotę, proszę nas odwiedzić. Będzie się cieszył Puszek.

Dwa dni później spotkali się ponownie. Ludwika wpadła na herbatę. Rozmawiali o życiu, dzielili się historiami. Krzysztof wyznał: niedawno się rozwiódł, nie mieli z żoną dzieci, teraz został mu tylko kot. Ona opowiedziała o mamie i o Rudku. Rozmawiali długo, spokojnie, z zaufaniem, jakby znali się od lat.

Puszek rozłożony jak król leżał na jej kolanach. Krzysztof patrzył na nią z ciepłem w oczach. A ona – po raz pierwszy od dawna – czuła się nie samotna, ale potrzebna.

Tak zaczęło się ich spotykanie. gwałtownie przerodziło się w coś więcej. Spacery, filmy, rozmowy… Życie znów nabrało sensu. I kto by pomyślał – wszystko zaczęło się od małego, puszystego kłębka na wycieraczce.

Najważniejsze to wierzyć, iż szczęście może nadejść. I przychodzi. Cicho, niemal niezauważalnie. Albo – miaucząc i wtulając się w serce.

Idź do oryginalnego materiału