Psotny szkrab

twojacena.pl 3 dni temu

„Wredna”

– Dobry wieczór, państwo – na progu stał dzielnicowy – sąsiadka z dołu zgłosiła hałas i krzyki z waszego mieszkania. Można wejść?

– Oczywiście – drżącym głosem odezwała się Wiola – tylko uspokoję małego.

Wiola drżała nie ze strachu przed policjantem, ale dlatego, iż mąż znowu ją pobił. Tym razem za to, iż wylała całą wódkę do kibla. Krzysztof, gdy to zobaczył, wpadł w szał:

– Ja haruję na budowie, a ty w domu se siedzisz w tym swoim macierzyńskim! Masz iść kupić mi butelkę, słyszysz?!

– Nie pójdę – odparła Wiola – Jesteś pijany non-stop, synek już się ciebie boi. Franek ma rok, a już widział za dużo! Przestań pić, Krzysztof!

Pod wrzask dziecka matka znowu dostała lanie. Hałas usłyszała sąsiadka, Stefania Bogumiła, i jak zwykle zrobiła to, co robiła zawsze przy podejrzanych sytuacjach – wezwała policję.

A Stefania Bogumiła to była dopiero numer. Sąsiedzi nie tyle ją nie lubili, co nie mogli znieść. Każdemu kiedyś doniosła – niekoniecznie na policję, były jeszcze administracja, zarząd wspólnoty, a choćby opieka społeczna.

– Wie pani, ten Sławek z piątego to chyba w ogóle nie je – dzwoniła do opieki – taki chudy i ubrany jak włóczęga. Trzeba tę rodzinę sprawdzić, matka aż się trzęsie z radości, pewnie ćpa albo co gorsza.

Pracowniczka opieki obiecała zająć się sprawą. Tymczasem matka Sławka, który miał skłonność do tycia, była w szoku, gdy do drzwi zapukała cała komisja. Okazało się, iż chłopak był na diecie, bo w wieku dziewięciu lat ważył jak nastolatek. Dieta działała, a ubiór? Sławek, choć pulchny, był żywym srebrem – spodnie i bluzy „paliły” się na nim w mig.

Ale Stefania Bogumiła o tym nie wiedziała, bo unikała sąsiadów jak ognia.

Starsze pokolenie pamiętało, iż dawno temu okradziono ją z gotówki na starego malucha. Mąż zginął w bójce z bandytami, a ona po tym wydarzeniu nigdy nie doszła do siebie. Młodsi sąsiedzi tego nie pamiętali.

– Posprzątaj po swoim psie! – wrzeszczała na młodego sąsiada, który wyprowadzał psa przed snem.

– Jak ci zależy, to sama posprzątaj, stara jędzo – odciął się chłopak.

Wielki kundel warknął na kobietę i szarpnął smyczą. Stefania Bogumiła cofnęła się, ale w sercu gotowała się zemsta.

I zemsta nadeszła – rano sąsiad znalazł psie „dzieło” pod własnymi drzwiami, deptając je w nowych białych adidasach.

– Żebyś się…! – zaklął i zabrał się za sprzątanie.

Stefanii Bogumiło poszczęściło – chłopak nie wiedział, w którym bloku mieszka. Wrzucił adidasy do śmietnika, klnąc pod nosem.

A za białymi firankami uśmiechała się pewna starsza pani. Od tej pory chodniki wokół placu zabaw były czyste. Wieść o „niespodziance” gwałtownie rozeszła się wśród właścicieli psów…

– To o co chodzi? – dzielnicowy rozejrzał się po mieszkaniu, gdzie we łóżeczku płakał mały Franek.

– Nic takiego – mruknął Krzysztof – Kibicowałem meczowi i za głośno komentowałem. Nie mogą normalnie strzelić, czołgają się po boisku jak ślimaki!

Wiola spojrzała na męża ze strachem. Wiedziała, iż musi poprzeć jego kłamstwo, bo inaczej będzie źle. Policjant domyślił się wszystkiego, ale bez zeznań kobiety kilka mógł zrobić.

– Tak, to przez telewizor – potwierdziła Wiola – Przepraszam.

Dzielnicowy westchnął: zawsze tak samo – najpierw bronią swoich oprawców, a potem może być za późno.

– No dobrze, piszę upomnienie, ale następnym razem będzie mandat – powiedział – I przeproście sąsiadkę. Bardzo uważna kobieta, rzadko się teraz takich spotyka. Zawsze dzwoni, jak coś się dzieje, już nas wszystkich po głosach rozpoznaje.

– No tak – warknął Krzysztof, tłumiąc wściekłość.

Policjant rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, pokiwał znacząco głową i wyszedł.

– Następnym razem zrobisz tak cicho, iż nikt nie usłyszy – syknął Krzysztof, gdy drzwi się zamknęły.

A Wiola stała z synkiem na rękach, przeklinając dzień, w którym została żoną Krzysztofa.

– On ci nie pasuje, Wiolu – mówiły przyjaciółki – Jesteś wesoła i dobra, a on uśmiecha się, ale w oczach ma coś niepokojącego. Nie wiąż się z nim.

– Drogie, po prostu go nie znacie – odpowiadała Wiola – On mnie kocha. Krzysztof jest silny i odważny, raz stanął w mojej obronie na ulicy.

I tak Wiola wyszła za mąż za Krzysztofa, który gwałtownie pokazał swoje prawdziwe oblicze: zazdrościł o kolegów z pracy, urządzał awantury. A Wiola myślała, iż to miłość, myląc ją z przemocą i zaborczością. Teraz Krzysztof zazdrościł jej choćby latarni i krytykował każdy ruch, ciesząc się, gdy Wiola czuła się winna bez powodu.

– To ma być wyprasowana koszula?! Ręce masz z tyłka?! – wrzeszczał.

– Starałam się, choćby nie zdążyłam zjeść. Franek ząbkuje, cały dzień przy nim – tłumaczyła Wiola, licząc na zrozumienie.

Ale zrozumienie nie było mocną stroną Krzysztofa. Oskarżał: zupa za gorąca, kotlety niesmaczne, ona złą matką, bo dziecko płacze.

– To ty go budzisz krzykami – broniła się – Jestem chora, pewnie przeziębienie.

– Nic ci nie będzie – odparł obojętnie – Kobiety kiedyś rodziły w polu i szły dalej pracować. Teraz wam wszystko ułatwiają, więc nie marudź.

Wiola myślała, iż Krzysztof jest zły, bo się męczy w pracy. ale z każdą kolejną obrazą zaczynała rozumieć, iż była dla niego tylko wygodnym rozwiązaniem – dziewczyną z mieszkaniem i dobrą pracą.

Ale los postanowił pomóc niezdecydowanej Wioli. Na pomoc przyszli koledzy z pracy, którzy przybyli z życzeniami z okazji Dnia Kobiet. Wiola przygotowała poczęstunek, na ile miała siły.

– Jak ja się cieszę, iż was widzę! – uśmiechała się, witając ludzi z dawnego, wolnego życia.

– PokKiedy Stefania Bogumiła podsunęła Wioli numer do prawnika specjalizującego się w sprawach rozwodowych, obie kobiety wymieniły się pierwszym od lat szczerym uśmiechem.

Idź do oryginalnego materiału