Łucja rano budzi się przede mną. Ale jak ona wstaje, to ja też się budzę. I tak było tej nocy. Po prostu wiedziałam, iż już nie śpi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak z ich pokoju błysnęło krótkie niebieskie światło. „Oho, sprawdza godzinę i oświetla sobie kupkę z ubraniami. Zaczekam aż pójdzie do łazienki i będzie światło z łazienki.” Ale coś nie szła, więc zrobiłam coś czego nienawidzę, bo bolą mnie od tego oczy i spojrzałam na komórkę. CZWARTA. I ona zasnęła, a ja już NIE. I dzieje się tak zawsze, gdy szykuje mi się gęściejszy w atrakcje dzień!
<><>
Dziś byłam na wystawie o dziejach kuchni. O street food-zie (wiecie, iż on był już w średniowieczu?), o tym jak wydobywano krę z rzeki by zasilać lodem pierwsze lodówki i o tym co gospodynie trzymały w spiżarniach. Jak w wolnej kapitalistycznej Polsce zaczęły namnażać się budki z wietnamskim żarciem i dlaczego w renesansie nie jadano warzyw. O piknikach, kocykówkach i barach mlecznych.Byłam z dzieciakami ze szkoły i wystawa była na tyle super, iż moje domowe smarki również muszę zabrać! Jakby nie było, wracałam do domu późno i byłam tak strasznie głodna, iż w pierogarni kupiłam pierogi, żebyśmy dziś obiad zjedli w klimacie baru mlecznego!