Przypomniałam sobie, jak bardzo kocham

newsempire24.com 1 dzień temu

No cóż, moje relacje z mężem odżyły… po remoncie. Myślałam, iż już zapomnieliśmy, jak to jest czuć. W końcu szesnaście lat małżeństwa. To trochę jak ze starym swetrem: wygodny, oswojony, tylko już tak nie grzeje.

Żyliśmy z Darkiem w przewidywalnym rytmie: praca, kolacja, rzadkie rozmowy przed snem. Nie kłóciliśmy się, nie wyjaśnialiśmy – po prostu istnieliśmy obok siebie. Równo, spokojnie, niemal po bratersku. Bez fajerwerków, bez szaleństw. Czasem miałam wrażenie, iż jesteśmy jak dwa drzewa rosnące obok siebie: korzenie splątane, ale korony od dawna rozchodzą się w różne strony.

Aż zaczął się remont.

Zaalarmowaliśmy się nie bez powodu. Kacper po raz pierwszy wyjechał na kolonie nad morze. Na aż dwa turnusy! „Mamo, jestem już duży!” – oznajmił dumnie nasz dwunastoletni syn, pakując do plecaka buty ze świecącymi podeszwami. Staliśmy z Darkiem na peronie i machaliśmy do odjeżdżającego pociągu, a gdy wróciliśmy do pustego mieszkania, dotarło do nas – teraz jesteśmy tylko my i te ściany, które pamiętają nas zupełnie innych.

Żeby przyspieszyć sprawę, wynieśliśmy się na wynajem do kawalerki, a w naszym mieszkaniu zamieszkali obcy ludzie – hałaśliwi, pachnący farbą i potem. Wśród nich był Seweryn.

Wysoki, o szorstkich dłoniach i chłodnym spojrzeniu. Przypominał mi młodego Darka – barwą głosu, nawykiem mrużenia oczu, gdy się zastanawiał. Ale jeżeli mój mąż mówił do mnie łagodnie, choćby w złości nie podnosząc głosu, to Seweryn wrzeszczał na swoją żonę przez telefon tak, iż aż wstyd było słuchać.

Pierwszy raz usłyszałam, jak mężczyzna może tak traktować kobietę, która urodziła mu dwoje dzieci. Przez zęby, z irytacją, jakby była mu coś winna. A potem okazało się, iż ma jeszcze kochankę.

Pewnego dnia wpadłam po zapomniane plany i zastałam go w salonie z młodziutką dziewczyną. Piszczała ze śmiechu, gdy opowiadał głupi dowcip. Potem złapał ją w pasie i przycisnął do jeszcze niepomalowanej ściany.

I wtedy nagle się przestraszyłam.

Nie o nią – o siebie.

A nuż Darek też ma gdzieś taką głupią lalę, która cieszy się z jego uwagi jak z jałmużny? A nuż on też od lat żyje w dwóch światach, a ja jestem ostatnią osobą, która o tym wie?

Tego wieczoru przy kolacji wpatrywałam się w męża. Szukałam w jego oczach tego samego – obojętności, zmęczenia, ochoty do ucieczki. A on nagle zapytał:

– Jak tam, nie za bardzo męczy cię ten cały burdel?

Tymczasem w naszej „klocowni” robotnicy zdarli stare tapety i spod warstw papieru wyłoniły się ślady naszych pierwszych lat. Oto rozmazana różowa plama. To my z Darkiem, pijani od szampana, świętowaliśmy nowe mieszkanie. Wziął mnie wtedy na ręce, ja wrzasnęłam, butelka wysunęła mu się z dłoni – i pół zawartości wylądowało na ścianie.

A tu ślady po gwoździach – pozostałość po tamtej półce, którą Darek majstrował cały weekend, gdy ja byłam u rodziców. „Nie wchodź!” – krzyczał przez drzwi, a ja się śmiałam i tupałam z niecierpliwości. Półka wyszła krzywo, ale stała dziesięć lat.

… Trzy dni później pojechaliśmy wybierać tapety.

Darek, który zawsze zostawiał mi wszystkie decyzje, nagle ożył. Wnikliwie porównywał odcienie, pytał: „Który ci się bardziej podoba?”. Nie spieszył się, nie liczył grosza – wybierał. Dla nas. Dla naszego domu. Przeciągał palcami po próbkach, zastanawiał się:

– Myślisz, iż ten perłowy odcień będzie dobrze wyglądał przy lampie?

Gdy dotarliśmy do tapet do sypialni, sięgnął nagle po jasnoniebieskie, z ledwo widocznym srebrnym wzorem.

– Jak w tamtym hotelu w Kołobrzegu – mruknął.

Odetchnęłam zaskoczona: jeszcze przed ślubem, podczas naszej pierwszej wspólnej wycieczki, przesiedzieliśmy całą noc na balkonie, słuchając morza. Tamte ściany były dokładnie tego samego koloru.

Potem był salon meblowy, gdzie uparł się na fotel z wysokim, wygiętym zagłówkiem – „żebyś mogła czytać przy dobrym świetle”.

– Skąd wiesz, iż mi to potrzebne? – spytałam.

– No, żyję z tobą szesnaście lat – uśmiechnął się. – Coś tam musiałem zapamiętać.

W jego głosie nie było irytacji, tylko ciepła, cicha czułość. Ta sama, co dawniej. I wtedy zrozumiałam: on przez cały czas mnie kocha. Po prostu to uczucie gdzieś się zagubiło w codzienności, w rutynie, w dniach jak dwie krople wody podobnych do siebie.

Ale nie zniknęło.

– Możemy tapety w sypialni przykleić sami – niespodziewanie zaproponował Darek, gdy remont był już na ukończeniu.

Zamarłam.

– Przecież nienawidzisz kleić tapet…

– Nienawidziłem – zaśmiał się. – Ale dla naszego pierwszego mieszkania się przemogłem, pamiętasz?

Tak, pod warstwą codzienności, pod ciężarem lat, pod przyzwyczajeniem – wciąż żyje ten sam chłopak, który nosił mi kawę w termosie przez pół miasta. Po prostu zapomnieliśmy, gdzie się schowaliśmy.

… I oto stoimy w środku sypialni, a Darek znów, jak lata temu, myli górę i dół tapety:

– Cholera – mamrocze – czemu one zawsze wyglądają tak samo z obu stron?

Śmieję się i podaję mu kolejny arkusz. Za oknem lipcowy deszcz, a w głowie wspomnienia. Oto malujemy ściany w pierwszym mieszkaniu, a Darek przypadkiem przykleja dłoń do świeżej farby. Oto jesteśmy w domu rodziców, gdzie po kryjemu przemalowuje tapety w moim pokoju, gdy ja jestem w akademiku.

– Tylko żeby do 25. skończyć – mówię. – Kacper wraca.

Darek kiwa głową i nagle bierze moją rękę, ubrudzoną klejem.

– Pamiętasz, jak mu w szkole tapety kleiliśmy?

Jakbym mogła zapomnieć. My, odpowiedzialni rodzice pierwszaka, zgłosiliśmy się chętnie do tego zadania. Ściany były pomalone, a my nie wiedzieliśmy, iż trzeba zeskrobać farbę. Rano wszystkie paski, jak na złość, odkleiły się. Musieliśmy na gwałt zdzierać wszystko szpachelką i zaczynać od nowa.

– No, wtedy naprawdę daliśmy ciała – uśmiechamI wtedy zrozumieliśmy, iż czasem trzeba wszystko zburzyć, żeby na nowo zobaczyć, co naprawdę ma wartość.

Idź do oryginalnego materiału