Przypomniałam sobie, iż kocham

newsempire24.com 12 godzin temu

Przypomniałam sobie, iż kocham

A jednak, moje relacje z mężem odżyły… po remoncie. Myślałam, iż już zapomnieliśmy, jak to jest czuć. W końcu szesnaście lat małżeństwa. To, wiecie, jak stary sweter: wygodny, znany, tylko już nie grzeje.

Z Markiem żyliśmy od lat w przewidywalnym rytmie: praca, kolacja, rzadkie rozmowy przed snem. Nie kłóciliśmy się, nie wyjaśnialiśmy – po prostu żyliśmy. Równo, spokojnie, niemal po bratersku. Bez błysków, bez szaleńczych namiętności. Czasem wydawało mi się, iż jesteśmy jak dwa drzewa rosnące obok siebie: korzenie splątane, a korony od dawna wyciągają się w różne strony.

Aż zaczął się remont.

Nie wzięliśmy się za to bez powodu. Jasio po raz pierwszy wyjechał na kolonie nad morze. Na dwa turnusy! „Mamo, jestem już dorosły!” – oświadczył dumny dwunastolatek, wrzucając do walizki buty ze świecącymi podeszwami. Staliśmy z Markiem na peronie, machając odjeżdżającemu pociągowi, a gdy wróciliśmy do pustego mieszkania, zrozumieliśmy: teraz zostaliśmy tylko my i te ściany, które pamiętają nas zupełnie innych.

Żeby przyspieszyć sprawę, wynajęliśmy kawalerkę, a w naszym mieszkaniu zamieszkali obcy ludzie – hałaśliwi, śmierdzący farbą i potem. Wśród nich był Piotr.

Wysoki, z grubymi dłońmi i zimnymi oczami. Przypomniał mi młodego Marka – tembrem głosu, nawykiem mrużenia oczu, gdy myślał. Ale jeżeli mąż mówił do mnie łagodnie, choćby w gniewie nie podnosząc głosu, to Piotr wrzeszczał na swoją żonę przez telefon tak, iż wstyd było słuchać.

Po raz pierwszy usłyszałam, jak mężczyzna może tak mówić do kobiety, która urodziła mu dwoje dzieci. Przez zęby, z irytacją, jakby mu coś była winna. A potem okazało się, iż ma jeszcze kochankę.

Pewnego dnia weszłam po zapomniane plany i zastałam go w salonie z młodą dziewczyną. Piszczała ze śmiechu, gdy opowiadał sprośny dowcip. Potem złapał ją w talii i przycisnął do jeszcze nie pomalowanej ściany.

I wtedy nagle się przestraszyłam.

Nie o nią – o siebie.

A jeżeli gdzieś jest taka sama głupia dziewczyna, która cieszy się uwagą Marka jak jałmużną? A jeżeli on też od dawna żyje podwójnym życiem, a ja jestem ostatnią, która o tym wie?

Tamtego wieczoru uważnie przyglądałam się mężowi przy kolacji. Szukałam w jego oczach tego samego – obojętności, zmęczenia, chęci ucieczki. A on nagle zapytał:

– Jak się trzymasz, nie za bardzo męczy cię ten cały bajzel?

Tymczasem robotnicy zdarli stare tapety w naszej „kostce”, a spod warstwy papieru wyłoniły się ślady naszych pierwszych lat. Oto różowa, rozmazana plama. To my z Markiem, pijani od szampana, świętowaliśmy wprowadzenie. Wziął mnie wtedy na ręce, ja krzyknęłam, butelka wyślizgnęła mu się – i połowa wylała się na ścianę.

A tu wgniecenia po gwoździach – ślady po tej półce, którą Marek majstrował cały weekend, gdy byłam u rodziców. „Nie wchodź!” – krzyczał zza drzwi, a ja śmiałam się i tupałam z niecierpliwości. Półka wyszła krzywo, ale stała dziesięć lat.

…Trzy dni później pojechaliśmy wybierać tapety.

Marek, który zawsze zostawiał mi wszystkie decyzje, nagle ożył. Skrupulatnie porównywał odcienie, pytał: „Które bardziej ci się podobają?”. Nie spieszył się, nie oszczędzał – wybierał. Dla nas. Dla naszego domu. Dotykał wzorów, przesuwał palcami po próbkach, zastanawiał się:

– Jak myślisz, ten perłowy odcień będzie ładnie wyglądał przy lampie?

Gdy podeszliśmy do rolek do sypialni, nagle sięgnął po delikatnie niebieskie tapety z ledwie widocznym srebrnym wzorem.

– Jak w tym hotelu w Kołobrzegu – mruknął.

Odkrzyknęłam: jeszcze przed ślubem, na naszej pierwszej wspólnej wycieczce, przesiedzieliśmy całą noc na balkonie, słuchając morza. Ściany były dokładnie tego samego koloru.

Potem był salon meblowy, gdzie uparł się na fotel z wysokim, wygiętym zagłówkiem – „żebyś mogła czytać w dobrym świetle”.

– Skąd wiesz, iż tego potrzebuję? – spytałam.

– Żyję z tobą szesnaście lat – uśmiechnął się. – Musiałem coś zapamiętać.

W jego głosie nie było irytacji, tylko ciepła, cicha czułość. Ta sama, z naszych pierwszych lat. I wtedy zrozumiałam: on przez cały czas mnie kocha. Po prostu to uczucie zagubiło się gdzieś w codzienności, w przyzwyczajenI wtedy, gdy pierwszy promień słońca przebił się przez nowe firanki, zrozumieliśmy, iż ten remont to nie tylko o nowe ściany chodziło, ale o nas – iż czasem trzeba zdrapać warstwy farby, by znów zobaczyć, co kryje się pod spodem.

Idź do oryginalnego materiału