Przyjmij gościa, mamo

newsempire24.com 22 godzin temu

Bronisława wstała późno. Po co się spieszyć? Emeryturę zbiera już siedem lat, nikogo nie ma pod opieką. Można i poleżeć. Ale w sercu coś nie grało, jakieś dziwne uczucie, jakby zbierało się na burzę. Skąd to? Przecież wszystko dobrze, nie ma powodu do zmartwień. A jednak.

Wstała, ogarnęła się, postawiła czajnik na kuchence i wyjrzała przez okno. Nad domem naprzeciwko niebo zabarwiło się na karminowo – zaraz wychyli się niskie, zimowe słońce. Więc po dwóch tygodniach odwilży w końcu przymroziło. „No i dobrze. Wypiję herbatę i skoczę do sklepu” – pomyślała Bronisława i zdjęła z kuchenki wrzący czajnik.

Nalała herbatę do ulubionego kubka i piła małymi łyczkami. Ciepło rozlało się po ciele. Niska, drobna – choćby po urodzeniu jedynego syna nie przytyła. A mąż był postawny. Często nazywał ją „Broniusieńką”, „Bronią”. Ale go już nie było od dziesięciu lat.

Podniosła kubek i wtedy rozległ się ostry dzwonek do drzwi. Zaskoczona, drgnęła – herbata wylała się, parząc wątłą skórę dłoni, już i tak pokrytą brązowymi plamkami. Ledwie nie upuściła kubka z bólu. „No i zaczęło się. Przeczucie mnie nie myliło. Czego jeszcze mam się spodziewać?” Ledwie to pomyślała, a dzwonek znów się odezwał, tym razem jeszcze bardziej natarczywy.

Bronisława zdmuchnęła rękę i poszła otworzyć, mamrocząc pod nosem: „Kogo licho przyniosło o takiej porze?”. Dopiero po chwili zrozumiała, iż ten mężczyzna w pogniecionej kurtce to jej syn. „Jakże się zmienił…” – westchnęła. Bartosz pewnie też był zaskoczony widokiem postarzałej matki.

– No to witaj gościa, mamo – ocknął się nagle i uśmiechnął.

– Bartek, to ty? Dlaczego nie dałeś znać? Nie spodziewałam się ciebie… – Przytuliła się do jego klatki piersiowej, a on niezdarnie objął ją jedną ręką.

Bronisława wyczuła zapach podróży, nieświeżej odzieży i jeszcze coś, co zaiskrzyło niepokojem w sercu. Odsunęła się i przyjrzała mu się uważnie. Zauważyła niechlujny zarost na opuchniętej twarzy, podkrążone oczy i zmęczone spojrzenie.

– Jesteś sam? A gdzie Iza, córeczka? – spytała.

– A samemu mnie nie cieszysz? – rzucił, patrząc gdzieś ponad jej głową.

– Tylko się zagapiłam – odsunęła się, dając mu przejść do mieszkania. – Wchodź, rozbierz się, synku.

Bartosz przekroczył próg, postawił na podłodze dużą sportową torbę i rozejrzał się po przedpokoju.

– W domu. Nic się nie zmieniło.

– Na urlop przyjechałeś? W środku zimy? – Bronisława nie spuszczała wzroku z torby.

– Później, mamo. Zmęczony jestem – zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku.

– No tak, oczywiście. Herbata jeszcze gorąca – zawróciła do kuchni, wyciągając z szafki dawny kubek syna.

Bartosz wszedł za nią, usiadł bokiem do stołu, rozkraczył się szeroko, zajmując niemal całą przestrzeń maleńkiej, ale czystej kuchenki. Bronisława postawiła przed nim kubek.

– Może coś zjesz po podróży? Jest barszcz. Wczoraj ugotowałam, jakbym przeczuwała – zastygła w oczekiwaniu.

– No dawaj – mruknął. – Stęskniłem się za twoim barszczem. – Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.

Bronisława zakrzątała się, wyjęła garnek z lodówki, podgrzała barszcz i postawiła przed synem dymiącą miskę. Obok położyła ciężką łyżkę, którą lubił jeść jego ojciec, grubą kromkę chleba i usiadła naprzeciw, podpierając głowę dłonią.

– A coś mocniejszego do barszczu by się znalazło? – Bartosz spojrzał na nią szybko, mieszając łyżką.

– Nie trzymam – ściągnęła usta.

Patrzyła, jak syn je łapczywie i głośno, mrużąc oczy z zadowolenia, jak kot wygrzewający się w słońcu.

– Co u Izy? A córeczka, do której klasy chodzi? Dlaczego nie przyjechały z tobą?

Bartosz jadł dalej, nie patrząc na nią, jakby nie słyszał.

Bronisława i tak wiedziała po jego wyglądzie – syn znów pije. Żona nie wytrzymała i go wyrzuciła. A gdzie miał się podziać? Tylko do matki. Innego wyjścia nie miał. Cieszyła się, iż wrócił, ale niepokój nie dawał o sobie zapomnieć.

Syn odstawił pustą miskę. Bronisława zerwała się z krzesła, nalała świeżej herbaty i podsunęła mu przyozdobioną kwiatkami filiżankę.

– Rozwiedliśmy się z Izą. Przyjechałem na stałe – powiedział, nie podnosząc wzroku.

– No cóż… Odpoczniesz, pracę znajdziesz. Wszystko się ułoży – mówiła, myjąc naczynia.

Potem znów usiadła naprzeciw niego. Bartosz głośno popijał herbatę, patrząc w ścianę. W końcu odsunął filiżankę i wstał.

– Dobra, mamo. Zmęczony jestem. Położę się, dobrze? Później pogadamy – powiedział i poszedł do swojego pokoju.

Bronisława zmywała naczynia i myślała, iż serce jej nie kłamało – przeczuwało powrót syna. Zrozumiała, iż nie będzie łatwo. Kiedy weszła do pokoju, Bartosz leżał na kanapie przed telewizorem. Usiadła obok.

– Opowiedziałbyś, co się stało? Mieszkanie zostawiłeś im? To dobrze, po męsku. Tu zawsze twoje miejsce.

– Co tu opowiadać? Rozwód i tyle – odparł, nie odwracając głowy.

Patrzyła na syna i nie poznawała go. Postarzał się, w oczach miał ból i pustkę, a na czole głębokie bruzdy. Wyglądał na zagubionego i zniszczonego. Może po prostu zmęczony? Droga z Katowic długa i męcząca. Sama nigdy nie zebrała się, żeby go odwiedzić – to brakowało pieniędzy, to strach przed podróżą.

Przypomniała sobie, jak po studiach wrócił i oznajmił, iż wyjeżdża ze znajomym do Katowic. Tam budowano nową fabrykę, potrzebowali młodych specjalistów. Marzył o karierze, o zarobieniu pieniędzy. niedługo się ożeniłPo latach tułaczki Bartosz w końcu odnalazł spokój w alkoholowym oddziale szpitala, a Bronisława nauczyła się żyć z ciszą, która choć bolesna, była lepsza niż hałas jego upadku.

Idź do oryginalnego materiału