Przyjedźcie, ale zamieszkacie w hotelu: jak matka wybrała ciszę dla mężczyzny zamiast nas

newsempire24.com 4 dni temu

Moja mama zawsze wydawała się otoczeniu dobrą, łagodną, uśmiechniętą kobietą. Ale ja, jej córka, znałam tę stronę, której nie pokazywała obcym. Stronę, gdzie za pozorną czułością kryje się niekończąca się chęć bycia nie tylko „z mężczyzną”, ale za wszelką cenę. A tą ceną były zniszczone relacje z córką i wnuczką. Nasze relacje.

Ojciec zostawił nas, gdy miałam zaledwie cztery lata. Odszedł do innej kobiety, a mama… mama nie potrafiła się z tym pogodzić. Błagała, upokarzała się, dzwoniła, czatowała pod jego blokiem, płakała do słuchawki. Mówiła, iż nie da rady sama, iż boi się wychowywać dziecko w pojedynkę. Ale on nie wrócił. Poszedł – i tyle. A babcia, matka mamy, ciągnęła ją do domu po tych upokarzających scenach. Włamowało jej się – nie za zięcia, ale za córkę. Mama niby się uspokoiła, ale w środku jakby odliczała: wyjść za mąż za wszelką cenę.

I zaczęła „wychodzić za mąż” byle za kogo. Każdego trzymała się jak ostatniej deski ratunku. Zdrady, pijaństwo, bicie, upokorzenia na moich oczach – wszystko wybaczała, wszystko znosiła. W dzieciństwie często słyszałam jej szloch za drzwiami łazienki, jak smarowała siniaki i udawała, iż „tylko się przewróciła”. A potem – nowy kolor włosów, nowa sukienka, zgubione dziesięć kilo. Wszystko po to, żeby „on” nie odszedł.

Buntowałam się, krzyczałam, kłóciłam się z każdym z jej mężczyzn. Próbowała mnie uspokoić, głaskała po głowie, mówiła: „Jeszcze nie rozumiesz, jak to jest – być samą”. Ale ja rozumiałam. Widziałam wszystko. Dlatego po szkole wyjechałam na studia do Warszawy i starałam się wracać do domu jak najrzadziej.

Potem zmarła babcia i zostawiła mi swoje mieszkanie. Sprzedałam je, kupiłam własne, daleko od mamy i jej wiecznie zmieniających się „miłości”. Znalazłam pracę, zaczęłam żyć spokojnie, po swojemu. Wyszłam za mąż, ale mama nie przyjechała na wesele. Wyjaśniła to krótko:

— Nie mogę zostawić mojego mężczyzny samego, jest nerwowy, nie znosi podróży…

Westchnęłam. Nie zapraszałam jej też dlatego, iż nie chciałam widzieć na własnym weselu jej kolejnego „wielbiciela”, który wtedy choćby mojego imienia nie pamiętał.

Trzy lata prawie się nie kontaktowaliśmy. Czasem – rzadkie telefony. Urodziłam córkę. Ucieszyła się, chciała poznać wnuczkę. Zaczęła dzwonić częściej, prosić, żeby przyjechać.

Minęło pięć lat. Córka podrosła. Pomyślałam – no dobrze, może warto. Pokazać dziecku babcię. Nawiązać choćby symboliczną więź. Zebraliśmy się z mężem, kupiliśmy bilety, zadzwoniłam do mamy: „Mamo, niedługo przyjedziemy”. Cieszyła się, mówiła, iż czeka, iż wszystko przygotuje.

Ale dwa dni przed przyjazdem zaczęło się dziwne.

— Wiesz, u nas nagle remont… I w ogóle, w mieszkaniu może być wam ciasno z dzieckiem. Mój mąż bardzo ceni ciszę, jest już w wieku… nie przyzwyczajony do hałasu dziecięcego. Może lepiej w hotelu? Dam wam namiar na dobry…

Milczałam. W końcu spytałam:

— Mówisz poważnie?

— No… włamiesz, jaka u nas atmosfera. On się denerwuje. Nie chcę awantur. Tak będzie spokojniej dla wszystkich.

W głowie zapłonął mi ogień. Po wszystkim. Po nieobecności na ślubie. Po latach milczenia. Po całej mojej próbie wyjścia naprzeciw – ona proponuje nam hotel, bo jej mężowi potrzebna jest cisza?! A moja córka nie jest hałaśliwa. Jest grzeczna. Ale choćby gdyby nie była – to przecież jej wnuczka! Odłożyłam słuchawkę i powiedziałam mężowi:

— Nie jedziemy.

Mama się obraziła. Stwierdziła, iż jestem niewdzięczna, iż nie rozumiem jej sytuacji. Ja za to nie widzę sensu w tej podróży. Nie po to mieliśmy jechać, żeby mieszkać w hotelu obok rodzonej matki, dla której, jak się okazało, obcy mężczyzna jest ważniejszy niż własna rodzina.

Lata lecą. Mama wciąż z tym samym. Albo już z nowym – nie śledzę. Dzwonimy coraz rzadziej. Moja córka ma babcię – ze strony taty. Tę, która piecze ciasta, czyta bajki i nie wyrzuca za drzwi. A moja mama została w swoim świecie, gdzie mężczyzna zawsze jest pierwszy, a rodzona krew – na drugim planie.

I jeżeli jej to odpowiada – niech żyje w swojej ciszy. Tylko niech potem nie pyta, dlaczego wnuczka nie zaprasza jej na szkolne występy i nie wysyła kartek na Dzień Kobiet. Bo cisza – to wybór. A ten wybór ma swoją cenę.

Idź do oryginalnego materiału