Przyjdź do mnie…

twojacena.pl 5 dni temu

Chodź do mnie…

Ania nie cierpiała swojego ciała. Od dzieciństwa była pulchna i zazdrościła szczupłym koleżankom. Ile próbowała schudnąć, ile diet przeszła – nic nie działało.

– Przestań się katować. Jedz normalnie. Kto ma cię pokochać, to i tak to zrobi, nieważne, czy jesteś chuda, czy nie. Nie dla wyglądu się kocha, ale dla charakteru i duszy – pocieszał ją ojciec. – Twoja mama też nigdy nie była chudzinką, a przecież ją pokochałem. Kobieta powinna być miękka i przytulna.

– Łatwo ci mówić. Ty możesz jeść tyle pierogów, ile chcesz, i nic ci nie będzie. Dlaczego nie odziedziczyłam twojej sylwetki? – narzekała Ania.

– A może się zakochałaś? – nagle zapytała matka.

Ania spuściła wzrok.

– Ja też kiedyś w szkole miałam młodzieńczą miłość, cierpiałam strasznie. A jemu podobała się inna, najładniejsza w klasie. Potem skończyliśmy szkołę, przestałam go widywać i jakoś mi przeszło. A po pięciu, sześciu latach spotkałam go na ulicy. I wiesz co? Byłam wdzięczna losowi, iż nic z tego nie wyszło.

– Dlaczego? – spytała Ania.

– Ożenił się z tą swoją piękną dziewczyną. Ale ona ciągle chciała nowe ubrania, a on mało zarabiał. Więc wszedł w jakieś ciemne interesy, ukradł dużą sumę. Siedział w więzieniu. Wyszedł, ale był już innym człowiekiem. Żona z nim się rozwiodła, pracy nie mógł znaleźć, zaczął pić. A zaczynało się tak pięknie – westchnęła matka.

– Nam z tatą też nie było lekko, zwłaszcza gdy się urodziłaś. Ale jakoś przetrwaliśmy. Więc jeżeli ktoś cię nie wybierze, może to i lepiej. Znaczy, nie było twoje.

– A gdyby jednak wybrał ciebie? Nie kradłby, nie trafiłby do więzienia – rozważała Ania.

– Mnie nie mógł wybrać. Lubił piękne i szczupłe. A choćby gdyby, to prędzej czy później by zdradził. I tak byśmy się rozstali. Ale wtedy nie poznałabym twojego taty – uśmiechnęła się matka. – Wszystko, co się dzieje, jest po coś.

– Ale ja i tak chcę schudnąć – uparła się Ania.

Cały wieczór spędziła w internecie, czytając o dietach, oglądając zdjęcia kobiet, którym się udało. Skoro one mogły, to i ona da radę.

Rano Ania przeciągnęła się i spojrzała na zegarek. Jeszcze miała czas poleżeć. Nagle przypomniała sobie, iż wieczorem postanowiła zacząć nowe życie. Podeszła do okna. Niebo było zachmurzone, lada chwila miał zacząć padać deszcz. *Może odłożyć nowy początek na jutro, kiedy będzie ładna pogoda?* Ale nie – postanowiła – bo tak będzie ciągle odkładać. Stanowczo założyła dres.

Ulice miasta były puste. Idealnie, nikt nie będzie patrzeć. Ruszyła truchtem.

Wkrótce zaczęła łapać powietrze, w boku ukłuło, w gardle zaschło, a pot spływał po plecach. Zatrzymała się, żeby złapać oddech. Pomachała rękami jak wiatrak i wróciła do biegu. Nic, przyzwyczai się.

Następnego ranka bolały ją wszystkie mięśnie. Mimo to wyszła na poranny jogging. Do domu wlekła się w żółwim tempie.

– Skąd taka mokra? – zapytała matka, gdy Ania weszła do mieszkania.

– Biegałam.

– Zaczęłaś się ruszać? Brawo. Ja zawsze brakowało mi silnej woli. Zmęczona? Idź pod prysznic i na śniadanie, bo spóźnisz się do szkoły.

– Nie będę pierogów, tylko kawę – powiedziała stanowczo Ania.

– Jak chcesz. Ale uważam, iż nie można tak nagle wszystkiego odrzucać. Przed długim dystansem trzeba się rozgrzać, bo inaczej zabraknie ci sił przed metą – zganiła ją matka.

– Brawo – uśmiechnął się ojciec, klepiąc córkę po plecach. – Szanuję cię za determinację – dodał, siadając do stołu i popijając kawę.

– Co, ty też na diecie? Dla kogo ja te pierogi piekłam? – zmartwiła się matka.

– Nie przejmuj się. Zjem za Anię też – mrugnął porozumiewawczo do córki, wziął pieroga, odgryzł kawał i z apetytem przeżuwał.

Ania przełknęła ślinę. Pomyślała, iż jeden pieróg nic jej nie zrobi. Nie można przecież tak raptownie przestać jeść, to niezdrowe. Ale mimo wszystko nie uległa pokusie. Wypiła kawę duszkiem i wstała od stołu.

– Teraz będzie się głodziła – westchnęła matka, gdy Ania wyszła z kuchni.

Co odpowiedział ojciec, już nie usłyszała.

Z czasem Ania wciągnęła się w bieganie, wydłużała dystans. Pewnego dnia zauważyła, iż spodnie są luźniejsze w pasie. Pobiegła do lustra. Niestety, nie widziała w sobie większych zmian.

Kiedyś wyprzedziły ją dwie dziewczyny, szczupłe i szybkie jak sarny. Ania ustąpiła im ścieżki. Gdy mijały ją, jedna z nich powiedziała: „Dlatego tu ślisko, bo tłuszcz z niej kapał” – i parsknęła śmiechem. Druga tylko syknęła na nią, spojrzała z zakłopotaniem i wysłała Ani przepraszający uśmiech.

Nie, nic z tego nie wyjdzie. Może lepiej spróbować tańca? Mówili, iż też pomaga schudnąć. Zapisała się na kurs dla początkujących.

Głód doprowadzał ją do zawrotów głowy. Mijając szkolną stołówkę, przyspieszała. Tańczyła, ale w przebieralni usłyszała, jak nazwano ją „krową”. Zrobiło się jej smutno. Czekała, aż dziewczyny wyjdą, i dopiero wtedy weszła. Wstydziła się przebierać przy innych.

Matka martwiła się, iż Ania nie je, próbowała podsunąć jej dodatkową rybę czy kotlet. Ania odmawiała i z jeszcze większym zapałem biegała rano.

Na studniówkę jednak wyraźnie schudła. Choć do szczupłej figury było jeszcze daleko, podobała się sobie, przeglądając w lustrze.

Po rozdaniu świadectw i części artystycznej zasiedli do stołu, a potem zaczęły się tańce. Ania wstydziła się tańczyć. Bała się, iż znów usłyszy „krowa”. Widziała, jak do Jacka podeszła wychowawczyni i coś mu powiedziała. Gdy zaczęła grać wolna muzyka, Jacek ruszył w jej stronę. Ania zrozumiała, iż nauczycielka go poprosiła. Zrobiło się jej jeszcze smutniej. *Naprawdę wszyscy mnie tylko żałują?* Ale i tak wstaI wtedy, gdy podniósł jej rękę do swoich ust, całując ją delikatnie, Ania zrozumiała, iż wszystko, co przeszła, było drogą właśnie do tej chwili.

Idź do oryginalnego materiału