„Przyjaźń na zawsze”

twojacena.pl 1 dzień temu

«Jurek i Krzysiek – przyjaciele na zawsze»

Krzysztof rozwiązywał sprawy służbowe z kolegami w swoim gabinecie, gdy na biurku zadzwonił telefon. Już miał odrzucić połączenie, ale na ekranie zobaczył imię swojego szkolnego przyjaciela.

– Przepraszam na chwilę – powiedział kolegom, wziął telefon i wyszedł.

– Słucham? – odezwał się ostrożnie.
Miał kiedyś przyjaciela Jurka, ale tyle lat minęło… Sam nie wiedział, czy jego numer jeszcze istnieje, przecież tyle razy zmieniał telefon.

– Krzyś? To naprawdę ty? To ja, Jurek. Myślałem, iż już dawno zmieniłeś numer, choćby nie wierzyłem, iż się dodzwonię – rozradowany głos w słuchawce brzmiał znajomość.

– Cześć, Jurek. Co słychać? – Krzysztof wciąż był zaskoczony, odpowiadał sucho, automatycznie. Ale Jurek nie zauważył i ciągnął z entuzjazmem:

– Świetnie! Jestem w Warszawie. Słuchaj, wiem, iż pewnie pracujesz, może nieodpowiednia pora… Spotkajmy się? Tyle lat. Kiedy znaz będzie taka okazja?

– Akurat w trakcie zebrania. Za godzinę mogę. Gdzie jesteś? Cholera, dobrze cię słyszeć – głos Krzysztofa zmiękł.

– Na Dworcu Centralnym. Stoję przed głównym wejściem.

– Znajdę cię. Nie ruszaj się, czekaj – Krzysztof wrócił do gabinetu.

Mówił coś, uczestniczył w dyskusji, ale myśli krążyły wokół Jurka. Piętna lat nie widzieli się, nie rozmawiali, od kiedy wyjechał z rodzinnego miasta na studia.

Krzysztof zaparkował samochód i ruszył w stronę dworca. Jak zwykle tłoczno, kręcił głową, wpatrując się w twarze przechodniów.

– Krzyś! – Ku niemu szedł uśmiechnięty mężczyzna, w którym nie od razu rozpoznał przyjaciela. Zamarli na moment, oceniając się wzajemnie, potem podali sobie dłonie, aż w końcu niespodziewanie się objęli.

– Krzyś…
– Jurku…

– Nie wierzę własnym oczom – Jurek znów go uśmiechnął. – Świetnie wyglądasz. Widać, istotny człowiek. Zawsze wiedziałem, iż zajdziesz daleko. Tu za głośno. Może do kawiarni?

– Jasne – przytaknął Krzysztof. – Mam auto. Niedaleko jest dobre miejsce. Przyjechałeś w interesach?

– Tęściową przywiozłem na operację. Stawy ją rozsypują, ledwo chodzi. Długo czekali na termin. O rany! To twoje? – Jurek niedowierzająco spojrzał na drogi SUV.

– Moje, wsiadź – Krzysztof uśmiechnął się, zadowolony z efektu.

Słuchając zachwytów Jurka, włączył się do ruchu, skręcił w boczną uliczkę i po kilku minutach zatrzymał się przed przytulną kawiarnią. Mimo dnia panował tu półmrok, niewielu gości, cisza w kontraście do dworcowego zgiełku.

– No, tutaj można pogadać. Siadaj, opowiadaj. Ale zanim usiedli, podeszła kelnerka.

– Dla mnie czarna, a dla przyjaciela… – Krzysztof spojrzał na Jurka.

– Też kawę – pospieszył się tamten.

– Dla niego stek z ziemniakami, kawę i ciastko.

Kelnerka odeszła.

– Nie patrz tak. Jeszcze musisz wracać pociągiem. Pewnie od rana nic nie jadłeś.

– Trafiłeś. Z tęściową jechaliśmy trzy godziny do szpitala… Ale sam zapłacę.

Krzysztof zignorował to.

– Nie myśl, iż proszę o pomoc. Operacja będzie za darmo. Po prostu… chciałem cię zobaczyć. Wybrałem numer, myślałem, iż dawno go zmieniłeś, a ty odebrałeś – powtórzył Jurek.

– Rozumiem. Mów, jak ci się żyje. Żonaty?

– Żonaty. Dwoje dzieci. Syn ma jedenaście, a Marysia siedem, właśnie kończy pierwszą klasę. TKrzysztof spojrzał przez okno na warszawskie światła, wdychając gorzki zapach kawy, i nagle uświadomił sobie, iż najcenniejsze, co stracił w pośpiechu za sukcesem, to nie to, co miał zdobyć, ale to, co zostawił za sobą.

Idź do oryginalnego materiału