No co ty wiesz o gotowaniu! – warknęła Weronika Stanisławówna, wyrywając z rąk synowej Kasi garnek. – Kasza jaglana to prawdziwa sztuka!
Kasia stała pośrodku własnej kuchni i nie wierzyła własnym oczom. Trzy dni temu teściowa wprowadziła się do nich „na czas remontu”, a już zdążyła postawić ich życie na głowie.
— Weroniko Stanisławno – powiedziała cicho Kasia – to moja kuchnia. Ja decyduję, co gotuję.
— Twoja? – zaśmiała się teściowa. – A kto kupił mieszkanie? Mój syn! Więc ja tu jestem gospodynią tak samo jak ty!
W tym momencie coś w Kasi pękło. W swoich czterdziestu dwóch latach przywykła ustępować. Praca w przedszkolu nauczyła ją cierpliwości. Ale to, co działo się w jej domu, przekraczało wszelkie granice.
Weronika Stanisławówna pojawiła się w niedzielę z trzema ogromnymi torbami.
— No, to muszę u was zostać z tydzień albo dwa – oznajmiła rezolutnie.
Tomek, mąż Kasi, jak zawsze, gdy chodziło o matkę, stał się uległym mięczakiem.
— Oczywiście, mamo, rozgość się.
I zaczęło się. Teściowa przeprała całą bieliznę, przemeblowała mieszkanie, wyrzuciła połowę kwiatów – „zamiatają kurz”. Drugiego dnia zabrała się za kuchnię, pozbywając się wszystkich „egzotycznych” przypraw. Tomek milczał.
— Daj spokój, wytrzymaj trochę – powiedział do żony. – To moja matka. Ma więcej doświadczenia.
W tej chwili Kasia zrozumiała – nie ma na kogo liczyć.
A rano stało się to, co było kroplą przelewającą czarę. Kasia obudziła się od zapachu spalenizny. Wbiegając do kuchni, zobaczyła dymiący garnek na kuchence, a Weronika Stanisławówna stała przy oknie i gadała przez telefon.
— Weroniko Stanisławno! Coś się pali!
— Oj, daj spokój – machnęła ręką teściowa.
Kasia rzuciła się do kuchenki. Garnek był już stracony.
— To mój ulubiony garnek!
— No i co? Przynajmniej kasza się udała, z chrupiącą skórką!
Wtedy wszedł Tomek.
— Co się tu dzieje?
— Twoja żona robi awanturę o jakiś garnek – poskarżyła się Weronika Stanisławówna.
— Kasia – powiedział zmęczonym głosem Tomek – nie przesadzaj. Mama stara się dla nas.
I wtedy coś w Kasi pękło. Spojrzała na męża, na teściową, na zniszczony garnek.
— Wiecie co – powiedziała cicho, ale bardzo wyraźnie – mam dość. Weroniko Stanisławno, skoro uważasz się tu za gospodynię, to gotuj sama. I sprzątaj. I pierz. A ja idę do sklepu.
— Co ty robisz? – zmieszał się Tomek.
— To, co powinnam była zrobić trzy dni temu. Bronię swojego domu. A wy, Weroniko Stanisławno, możecie tu mieszkać. Ale pod MOIMI zasadami. To MÓJ dom, i tu gospodynią jestem JA.
— Jak śmiesz! – oburzyła się teściowa. – Tomku, słyszysz?
— Słyszę – niespodziewanie spokojnie odparł Tomek. – Wiesz, mamo, Kasia ma rację. To jej dom i ona ustala tu zasady.
Weronika Stanisławówna otworzyła usta ze zdumienia.
— Ale ja jestem twoją matką!
— Właśnie dlatego powinnaś szanować moją żonę i mój wybór – stanowczo powiedział Tomek.
Następne dni minęły w nerwowej ciszy. Teściowa chodziła obrażona, ale zasad Kasi przestrzegała. Po tygodniu spakowała rzeczy.
— Remont skończony? – zapytała Kasia.
— Nie – odparła sucho Weronika Stanis”Tak więc Weronika Stanisławówna wyszła, trzasnąwszy drzwiami, a Kasia i Tomek zostali sami, świadomi, iż ich związek właśnie przeszedł najważniejszą próbę.”