Przyszedł, by zostać
Jerzy Nowak szedł w gości po raz pierwszy od bardzo dawna. Szedł do kobiety, która coraz częściej zaprzątała jego myśli. A przecież kiedyś przysiągł sobie: żadnych więcej rodzin. Ani miłości, ani małżeństw, ani bólu.
Po rozwodzie z żoną życie potoczyło się w dół. Zabrała ich trzyletniego syna i wyjechała do innego miasta. Jerzy próbował walczyć. Nie wierzył, gdy szeptano mu o jej zdradach. Aż pewnego dnia usłyszał to od niej, patrząc prosto w oczy: „Odchodzę do innego — to miłość, uczucia, których z tobą nigdy nie czułam…”
Jerzy nie prosił, by została. Ale bez syna nie wyobrażał sobie życia. Od narodzin sam zajmował się chłopcem — wstawał w nocy, karmił butelką, prał pieluchy, uczył chodzić. Byli nierozłączni. A teraz — po prostu go wymazano. Syna wywieziono tysiąc kilometrów. Kiedy Jerzy, nie wytrzymawszy, przyjechał, chłopiec, nie zważając na prezenty, wdrapał się mu na kolana, ścisnął dłoń i milczał. Gdy ojciec zbierał się do wyjścia, malec ubrał się i stanął w drzwiach:
— Chcę do taty. Pójdę z tatą.
Zatrzymano go. Jerzego wypchnięto za próg. A dziecięcy głos jeszcze długo rozlegał się z klatki schodowej: „Chcę do taty!”
Koniec. Zakaz spotkań. Tylko rzadkie telefony, przelewy i paczki. Dla syna stał się kimś w rodzaju ducha. Gdzieś tam jest, a jednak jakby go nie było…
Jerzy zamknął się w sobie. Kobiety się pojawiały, ale gdy tylko mowa była o czymś poważnym — znikał. Bał się. Nie o siebie. O tego chłopca, którego mu odebrano.
A potem zobaczył Ilonę. Na prezentacji. Skromna czarna sukienka, miedziane włosy, poważne spojrzenie. Jakby się obudził. Zebrał o niej informacje: niezamężna, ma syna, trzy lata, mieszka z matką, nie spotyka się z mężczyznami. Piękna, mądra, zasadnicza.
Zaczął szukać pretekstów do spotkań. „Przypadkiem” pojawiał się pod biurem, koło sklepu. Ilona nie odtrącała, ale trzymała dystans. Relacja rozwijała się powoli. Aż wreszcie — zaprosiła go do domu. Poznać syna i matkę. To był znak.
Jerzy starannie się przygotował: płaszcz, szalik, perfumy, prezent — duży zestaw klocków. Denerwował się: czy chłopiec go zaakceptuje? Czy uda się znaleźć wspólny język?
Zadzwonił do drzwi.
— Kto tam? — rozległ się dziecięcy głos.
— Jerzy Nowak — odpowiedział.
Drzwi się otwarły. W progu stał poważny chłopiec w białej koszuli i muszce.
— Dzień dobry. Proszę wejść! Mama wróci za chwilę ze sklepu. Kazała mi pana przyjąć. Tylko cicho, proszę — babcia śpi. Boli ją głowa. Proszę wejść! Tylko… proszę zdjąć spodnie.
— Przepraszam? — Jerzy zaniemówił.
— No przecież pan z ulicy! Mama mówi, iż w spodniach z ulicy są zarazki. Wszyscy zachorujemy. Trzeba zdjąć od razu, w przedpokoju. U nas ciepło — nie zmarznie pan.
Chłopiec mówił całkiem serio. Ewidentnie powtarzał słowa dorosłych. Jerzy się zawahał.
— Mogę nie zdejmować? Są nowe, czyste. Nie bawiłem się w nich samochodami. Chcesz — wyczyszczę szczotką. Mam na imię Jerzy, a ty?
— Sławek. Po dziadku. Miło mi pana poznać. No dobrze, niech pan wejdzie w spodniach, ale mama będzie krzyczała. Proszę, kapcie. Koniecznie musi je pan założyć!
— Koniecznie. Podłoga to podstawa.
— Mama kupiła je specjalnie dla pana. A ja nie mogę chodzić w butach. Tylko w nagłych wypadkach — wtedy wzdłuż ściany i skokiem przez dywan. U nas w domu jest czysto nie dlatego, iż się sprząta, ale dlatego, iż się nie śmieci. Tak mówi babcia.
Jerzy się uśmiechał. Chłopiec był bystry, wesoły i wyraźnie chciał zrobić wrażenie. Spojrzał Jerzemu w oczy z dziecięcą szczerością — i wtedy mężczyzna poczuł, jak coś ciepłego ściska go w piersi.
— Przyniosłem ci prezent. Klocki. Lubisz układać?
— Lubię, ale nie bardzo mi wychodzi. Mama mówi, iż się nauczę. niedługo kończę cztery lata.
— To ułożymy razem. Damy radę?
— A ty nie jesteś tylko w gościach? Ty… zostaniesz na zawsze?
Jerzy przykucnął, spojrzał Sławkowi prosto w oczy.
— Bardzo chcę zostać. Przyjmiesz mnie?
— Jasne.
— W takim razie na pewno ożenię się z twoją mamą.
— Zastanów się! Ona każe ściągać spodnie w przedpokoju. Jest wredna!
— Dogadamy się. Może i dla ciebie wywalczę ulgę.
Śmiali się. Męska dłoń objęła dziecięcą rączkę. Zaufanie zrodziło się między nimi w jednej chwili.
Gdy Ilona wróciła, nie od razu weszła do pokoju. Usłyszała głos syna:
— Tu dokręcamy śrubkę, i samochód gotowy!
Ilona uśmiechnęła się — w drzwiach stała jej matka, obserwując tę scenę.
— No cóż, córeczko… — szepnęła matka. — Dobry z niego człowiek. Widać od razu. Nie każdemu dziecko tak od pierwszego wejrzenia zaufa. Chodź, zawołaj ich do stołu. Niech ci się uda. Czas, byś znowu zaczęła żyć. Wczesne wdowieństwo się skończyło. Co było — niech zostanie w przeszłości. Naprzód, moja dziewczynko. Przed tobą tylko światło.
Ilona skinęła głową i otarła łzy. Naprawdę coś ciepłego rozbłysło przed nią. Życie toczyło się dalej. I zaczynało się nowe — z tymi, którzy przyszli, by zostać.