Przeznaczone Losem

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Tak już było zapisane w gwiazdach

Stanisław, mężczyzna w średnim wieku, pochował żonę pięć lat temu. Cierpiała ciężko, walczyli razem z chorobą, ale nie udało się jej pokonać. Odeszła w inny świat, zostawiając go samego.

W wieku czterdziestu ośmiu lat został wdowcem. Przez długi czas zmagał się z samotnością, a o ponownym małżeństwie choćby nie myślał. Choć krewni i znajomi powtarzali:

— Jeszcze jesteś młody, znajdź kobietę i bądź szczęśliwy.

— Takiej, jak moja żona, już nie znajdę — odpowiadał zwykle. — Są lepsze, są gorsze, ale takiej drugiej nie będę miał.

Młodszy brat Stanisława, Kazimierz, mieszkał w innej części miasta. Dzieliła ich spora różnica wieku — ponad piętnaście lat. Matka długo nie mogła zajść w drugą ciążę, aż w końcu, gdy już straciła nadzieję, urodził się Kazio. Bracia bardzo się kochali, starszy pomagał matce w opiece, a mały Kazik chodził za nim krok w krok.

Rodzice odeszli, gdy młodszy miał dwadzieścia jeden lat. Wtedy Stanisław wspierał brata, dopóki ten się nie usamodzielnił i nie ożenił. ale los bywa przewrotny — gdy Stanisław został wdowcem, Kazimierz rozwiódł się z żoną.

Każdego wieczoru Stanisław szedł na spacer do parku niedaleko domu. To był ich zwyczaj z żoną. Tego dnia również powoli szedł alejką w kierunku stawu, gdzie pływały kaczki, a choćby gęsi — pewnie z pobliskich domów na obrzeżach parku.

Wracając, zauważył na ławce dziewczynę, która ocierała łzy. Nie mógł przejść obojętnie.

— Dobry wieczór, panienko. Czy wszystko w porządku? Może potrzebuje pani pomocy?

Podniosła oczy i spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

— Nikt mi nie pomogł, a teraz nie wiem, gdzie mam iść…

Stanisław usiadł obok.

— Jak to? Skąd pani przyszła? Jak ma pani na imię?

— Wyrzuciła mnie matka. Teraz ma pełno gości, a dla mnie nie ma miejsca… Boję się ich… Jestem Kinga.

— Słuchaj, Kinga, opowiedz mi wszystko po kolei. Zaraz się ściemni… Nie możesz tu tak siedzieć.

Kinga mieszkała z rodzicami w kawalerce, którą odziedziczyli po dziadku. Przyjechali do miasta ze wsi, gdzie wszystko się rozpadło i nie było pracy. Ojciec zmarł, gdy miała piętnaście lat. Z matką żyło się znośnie, ale z czasem zaczęła wracać do domu pijana, przynosiła butelkę wina i piła przy kolacji, nie kryjąc się przed córką.

— Mamo, przestań pić! To nic dobrego — prosiła Kinga.

— Co ty wiesz o życiu? Twój ojciec zostawił mnie samą, to jak mam sobie radzić? Jak spróbujesz, zrozumiesz. A ja tak zagłuszam smutek — odpowiadała matka, po czym padała na kanapę i zasypiała.

Rano Kinga sama szykowała śniadanie i szła do technikum medycznego. Chciała gwałtownie zacząć pracę, bo matka ciągle traciła zatrudnienie.

— Mamo, już choćby na sprzątaczkę cię nie biorą. Jak mamy żyć?

— A ty po co się uczysz? Zaraz będziesz zarabiać — mruczała pijana kobieta.

Potem było jeszcze gorzej. Do mieszkania przychodzili jej znajomi, pili do rana, zasypiali na podłodze, a Kinga chowała się za szafą, pełna strachu.

Po skończeniu szkoły zaczęła pracę w szpitalu. Nocne dyżury były dla niej wybawieniem — wtedy nie widziała, co dzieje się w domu. Już myślała o wynajmie własnego mieszkania.

Tego wieczoru, gdy wróciła zmęczona po ciężkim dyżurze, zastała matkę pijaną. Mieszkanie, w którym kiedyś byli szczęśliwi, było puste. Meble, firanki — wszystko zniknęło. Matka spała na gołej podłodze. Również rzeczy Kingi zostały sprzedane. Została tylko w tym, co miała na sobie, i stara zimowa kurtka na wieszaku.

Wypadła na ulicę w łzach i błądziła, aż trafiła do parku, na tę ławkę.

Stanisław słuchał z bólem w sercu, a potem, przechodząc na „ty”, spróbował ją uspokoić.

— Kinga, życie bywa trudne, ale zawsze trzeba mieć nadzieję — mówił spokojnie. — Ja też myślałem, iż wszystko się skończyło, gdy pochowałem żonę. Była dla mnie wszystkim. — Zamilkł na chwilę. — A potem zrozumiałem, iż skoro tak miało być, trzeba żyć dalej. I ty nie poddawaj się, zawsze jest wyjście.

— Jakie wyjście? — spojrzała na niego. — Nigdy nie zarobię na swoje mieszkanie. Gdzie mam iść?

— Słuchaj, mieszkam sam. Mam duże mieszkanie, a pomocy w domu brakuje. Radzę sobie, ale… proponuję, żebyś zamieszkała ze mną. Nie bój się, nie zrobię ci nic złego. Będziesz jak córka. Moja żona i ja nie mogliśmy mieć dzieci… Więc może właśnie tak miało być.

Stanisław był człowiekiem honoru. Kinga często dziękowała losowi, iż go spotkała. Stał się jej rodziną, drugim ojcem. Wzięła na siebie domowe obowiązki — czystość, gotowanie. Wieczorami rozmawiali, on opowiadał o świecie, a ona słuchała z uwagą. Jego dobroć i szlachetność stopiły lód w sercach obojga.

Ale los znów się odmienił. Zaczęli czuć coś więcej. Stanisław znowu miał dla kogo żyć. Z czasem uświadomił sobie, iż patrzy na Kingę nie jak ojciec.

— Im więcej o niej myślę, tym silniejszy staje się ogień w mojej piersi. Muszę jej wyznać, co czuję. Niech się stanie, co ma się stać.

Pewnego wieczoru, przy kolacji, zebrał się na odwagę.

— Kinga, nie wiem, co o mnie pomyślisz… ale pokochałem cię całym sercem. Dzięki tobie znowu czuję, iż żyję. Chcę, żebyś została moją żoną… Rozumiem, jeżeli potrzebujesz czasu.

Kinga też czuła, iż jej uczucia są głębsze niż wdzięczność. Uznała, iż go kocha. Zgodziła się.

Rok później urodził się im syn, Mirek. Stanisław promieniał, Kinga też.

— Teraz jestem naprawdę szczęśliwa. Stanisław i Mirek to moje przeznaczenie.

Pewnego dnia Stanisław powiedział:

— Jutro przyjeżdża mój brat, Kazimierz. Pamiętasz, opowiadałem o nim. Ma dużo młodszego siostrzeńca. Powiedziałem mu o tobie i o Mirku. Jestem pewien, iż się polubicie.

Stanisław miał rację. Kazimierz od razu przypadł Kindze do serca. Gdy go zobaczyła, poc

Idź do oryginalnego materiału