Nazywam się Anna Kowalska. Kiedy skończyłam dwadzieścia dziewięć lat, podjęłam pracę jako sprzątaczka w rezydencji państwa Nowaków. Byłam wdową mąż zginął w zawaleniu budynku, a jedynym, co mi pozostało, był czteroletni syn, Michał.
Zwróciłam się do pani Nowak o zatrudnienie. Spojrzała na mnie surowym wzrokiem i rzekła:
Rozpoczniesz jutro, ale dziecko musi trzymać się tyłu domu.
Skinęłam głową; nie miałam innego wyjścia.
Mieszkałam w małym pokoju pod cieknącym dachem, na jednym materacu. Codziennie szorowałam marmurowe podłogi, polerowałam umywalki i sprzątałam po trójce rozpuszczonych dzieci pani Nowak. Nie patrzyły na mnie, ale mój syn zawsze miał oczy szeroko otwarte. Codziennie powtarzał:
Mamo, zbuduję ci dom większy niż ten.
Uczyłam go liczb kredą na starych kafelkach, a z pożółkłych gazet wyciągał lekcje jak z podręczników. Gdy miał siedem lat, błagałam panią Nowak, by pozwoliła mu iść do szkoły z jej córkami. Obiecałam pracować dłużej i oddać część wynagrodzenia. Pani Nowak wybuchła śmiechem:
Moje dzieci nie będą bawić się z dziećmi służby.
Wstawiłam więc Michała do publicznej szkoły w naszej gminie. Codziennie pokonywał dwie godziny pieszo, czasem boso, ale nigdy nie narzekał. W czternastu latach zdobywał pierwsze miejsca w konkursach wojewódzkich. Jedna jurorka z Anglii dostrzegła jego talent i pomogła uzyskać stypendium w Kanadzie, gdzie trafił do renomowanego programu naukowego.
Gdy opowiedziałam o tym pani Nowak, jej twarz bledła:
Ten chłopiec to twój syn?
Tak. Ten sam, którego sprzątałam w twoich łazienkach.
Lata później pan Nowak miał zawał, a jego córka potrzebowała przeszczepu nerki. Fortunę rodziny zredukowali w mgnieniu oka. Lekarze zalecili przyjazd specjalistów zza granicy. Wtedy dotarła wiadomość z Kanady:
Nazywam się dr Michał Kowalski, transplantolog. Mogę pomóc i znam rodzinę Nowaków.
Przybył z prywatnym zespołem medycznym, wysoki, zadbany i pewny siebie. Na początku nie rozpoznali go wśród gości. Spojrzał na panią Nowak i powiedział:
Kiedyś mówiłaś, iż twoje dzieci nie mieszają się z dziećmi służby. Dziś życie twojej córki spoczywa w rękach jednego z nich.
Operacja zakończyła się sukcesem, a dr Kowalski nie wziął ani grosza. Zostawił jedynie krótką notatkę:
Ten dom widział we mnie cień. Dziś idę pod głową podniesioną nie z dumy, ale dla każdej matki, która sprząta łazienki, by jej dziecko mogło wznieść się wyżej.
Po wszystkim zbudował mi nowej domu, zawiózł mnie nad Bałtyk i spełnił marzenia, które nosiłam w sercu. Teraz, siedząc na ganku i obserwując dzieci zmierzające do szkoły, gdy w telewizji pada nazwisko dr Michał Kowalski, uśmiecham się. Bo kiedyś byłam tylko sprzątaczką, a dziś jestem matką człowieka, bez którego życie nie miałoby sensu.