Dziś postanowiłam podsumować ostatnie miesiące mojego życia w pamiętniku. Rozstałam się z moim długoletnim chłopakiem, Bartkiem. Mieszkaliśmy razem, ale okazało się, iż zupełnie do siebie nie pasujemy.
„Wydawało mi się, iż to miłość myślałam, wracając z pracy do domu. A teraz? Znowu zobaczę go na kanapie, wśród bałaganu, z telefonem w ręku. Brudne naczynia w kuchni, okruchy na podłodze. Dość tego. Dzisiaj to skończę.”
Weszłam do mieszkania wszystko jak zwykle. Bartek od dwóch miesięcy „szukał pracy”, ale już zrozumiałam, iż to tylko wymówka. Po prostu wygodnie mu było żyć na mój koszt.
„Bartek, zbieraj swoje rzeczy i wynoś się. Koniec z nami” powiedziałam stanowczo.
„Oszalałaś, Kinga? Co ci strzeliło do głowy?” zerwał się z kanapy.
„To nie jest nagła decyzja. Doszłam do tego powoli. Idź już.”
„Pożałujesz! Gdzie ja teraz pójdę?” warknął.
„Twoi rodzice cię przyjmą. Spokojnie.”
Kiedy wyszedł, zatrzaskując drzwi, westchnęłam z ulgą. „Każde zamknięte drzwi to nowa szansa” przypomniały mi się czyjeś słowa. W końcu byłam wolna.
Rodzice, którzy nigdy nie lubili Bartka, ucieszyli się.
„Nareszcie pozbyłaś się tego darmozjada! mówiła mama, Ewa. Masz już 27 lat, czas znaleźć porządnego mężczyznę i założyć rodzinę.”
Pracuję jako pielęgniarka w szpitalu miejskim w Krakowie to nie spokojna przychodnia, gdzie można przysnąć w nocy. Tu non-stop przywożą pacjentów z urazami, wypadkami. Po dyżurach wracam zmęczona i głodna. Kiedyś gotowałam dla Bartka, teraz jadam zapiekanki z budki pod blokiem i padam do łóżka.
Minęły cztery miesiące. Poznałam Tomka, gdy przywiózł kolegę po wypadku. Od razu wiedział, iż to przeznaczenie.
„Przepraszam, jestem Tomek” przedstawił się niezgrabnie, gdy wychodziłam z gabinetu.
„To co z tego?” zaśmiałam się, ale musiałam biec dalej.
Następnego ranka czekał na mnie przed szpitalem. Byłam zaskoczona.
„Możę cię odprowadzić? zaproponował. Nie wyobrażam sobie pracy w takim stresie.”
„Przyzwyczaiłam się. A ty czym się zajmujesz?”
„Pracuję w firmie transportowej mojego ojca. Mam trochę wolnego czasu.”
Tego wieczoru poszliśmy na kawę, potem spacerowaliśmy nad Wisłą. Tak się zaczęło. niedługo nie mogliśmy bez siebie żyć.
Mama naciskała, żebym go przedstawiła. W końcu zaprosiliśmy ich na obiad.
„Mamo, tato, to jest Tomek” powiedziałam.
Mama zbladła. „Witajcie” odparła sztywno. Przy stole była zimna, tylko tata zadawał pytania.
„Co się stało?” spytał Tomek później.
„Nie wiem”
Okazało się, iż matka Tomka, Agnieszka, była dawną przyjaciółką mojej mamy. W młodości „odebrała” jej chłopaka. Mama nigdy tego nie zapomniała, choć później wyszła za tatę, zwykłego brygadzistę z budowy. Agnieszka wyszła za biznesmena, żyje wygodnie. Mama śledziła ich życie przez znajomych.
„Nie pozwolę, żebyś wiązała się z synem tej kobiety!” oświadczyła.
„To brzmi jak 'Romeo i Julia’!” zaśmiałam się gorzko.
„Wybierz: on albo ja.”
Powiedziałam Tomkowi prawdę. Wzruszył ramionami.
„Dzieci nie odpowiadają za rodziców. Ożenimy się, mama się przyzwyczai.”
Jego matka zareagowała inaczej.
„Nie wiedziałam, iż jest córką Ewy przyznała. Ale to przeszłość. Ważne, iż się kochacie.”
Wzięliśmy ślub. Rodzice Tomka byli szczerze wzruszeni, moja mama ledwo się uśmiechała. Minęło trochę czasu, ale ich relacje nie poprawiły się.
„Może wnuki przełamią lody?” mówił Tomek.
Teraz mamy swoją tajemnicę niedługo zostaniemy rodzicami. Może to w końcu ich zbliży? Czas pokaże.