“Przestań się mazgaić, jestem głodny! Czy drugi dzień przeziębienia to powód, żeby leżeć?”
Niezdolność męża do zrozumienia prostych rzeczy stała się punktem zwrotnym w życiu mojej przyjaciółki. Znam Ewę jeszcze ze szkolnych lat. Zawsze uważałem ją za silną kobietę, ale to, iż zniosła to małżeństwo przez trzy lata, do dziś mnie zadziwia.
Jej mąż, Krzysztof, był z tych, którzy wszystko widzą po swojemu. Boli cię głowa albo masz czterdzieści stopni gorączki? Nieważne, ważne, żeby obiad był na czas. Dla Krzysztofa rola żony obejmowała funkcje kucharki, sprzątaczki, pielęgniarki i psychoterapeutki, ale sam nie był skłonny choćby do odrobiny współczucia w zamian.
Nawet gdy Ewa leżała w szpitalu z powikłaniami po grypie, choćby jej nie odwiedził. A gdy wróciła do domu, od razu zaczął marudzić: “Obiad się sam nie zrobi!” Kiedy Ewa powiedziała, iż całą noc nie spała, prychnął: “Ależ dramat! Zmęczona jest… Nie leniuchuj, tylko się rusz i zrób coś do jedzenia!”
Ewa wstała, ale nie po zakupy – tylko do USC. Potem spakowała rzeczy i wyjechała do rodziców. Bez słowa, bez awantur i wyjaśnień. Po prostu poszła.
I dobrze zrobiła. Gdy miłość zamienia się w pogardę, pozostanie to tylko niszczenie siebie. Teraz Ewa odżyła na nowo – słyszę w jej głosie siłę. Wierzę, iż czekają ją lepsze dni.