Za dużo troski
Ewa obudziła się od zapachu smażonej cebuli i dziwnego dźwięku. W pokoju było ciemno, ale za ścianą dzwoniły garnki i coś bulgotało.
— O szóstej rano, serio? — szepnęła, narzucając szlafrok.
W kuchni, w czerwonym fartuchu z napisem “Królowa kuchni”, stała teściowa — Teresa Nowak. Zręcznie przewracała kotlety na dużej patelni, przy tym głośno nucąc “Hej, sokoły!”.
— Dzień dobry, Ewuniu! — zawołała wesoło, nie odwracając się. — Postanowiłam was dziś rozpieszczać kotletami! Domowymi! Bez bułki, jak Wojtek lubi!
— Wojtek śpi — próbowała się uśmiechnąć Ewa. — I ja też spałam. Dzisiaj sobota.
— No co ty, kochanie! Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje! Ja już od piątej nie śpię, od razu wstałam, prysznic, przebiegłam się po podwórku — ruch to zdrowie. A potem pomyślałam: trzeba wszystkich nakarmić!
Ewa wolno nalała sobie kawy. Zanim zdążyła zrobić pierwszy łyk, do kuchni wpadła jej mama — Zofia Kowalska — w legginsach i z matą do jogi pod pachą.
— Ewa, dzień dobry! Nie zapomniałaś? Dziś mamy pilates!
— Zofio — uśmiechnęła się Teresa z nutką ironii — już wróciłaś?
— Tak! — odparła energicznie Zofia. — Przeszłam się po osiedlu, sprawdziłam, gdzie kupić świeże zioła, i znalazłam studio jogi! A tak w ogóle, Tereso, kotlety o tej porze to przesada. Wiesz, ile tam tłuszczu?
— Spróbowałabyś, zanim skrytykujesz — teściowa zrobiła krok do przodu. — To pierś z kurczaka, zero tłuszczu. Wojtek od dziecka je uwielbia, co sobotę mu takie smażyłam.
— A Ewa nie je smażonego! — ostro odparła Zofia. — Od małego gotowałam jej tylko na parze, ma wrażliwy żołądek.
Ewa schowała twarz w dłoniach.
To piekło. Domowe piekło.
Wieczorem w łazience rozegrała się scena numer dwa.
— Czemu moja myjka leży na podłodze? — krzyknęła Teresa z łazienki.
— Może dlatego, iż twoją myjką zrzuciłaś wszystkie inne? — nie pozostała dłużna Zofia.
— Ja? U mnie wszystko starannie! To twoje kosmetyki stoją wszędzie! Nie mogę otworzyć sedesu — twoje słoiczki!
— To ziołowe kuracje na twarz!
— To śmieci, Zofio! Śmieci!
Ewa zamknęła laptop. Praca była niemożliwa.
— Wojtek — powiedziała cicho do męża. — Musimy porozmawiać.
— Nie teraz — machnął ręką. — Gram w finale turnieju.
— Wojtek — Ewa wstała. — Albo teraz, albo się wyprowadzam do drewutni.
Zatrzymał grę i westchnął:
— O co chodzi?
— O to, iż w naszym domu mieszkają dwie kobiety, a obie myślą, iż to ich kuchnia, ich łazienka i ich ty.
— To tylko tymczasowe…
— To już trzeci tydzień — powiedziała Ewa przez zęby. — Przestałam pić kawę, bo w kuchni wojna. Nie mogę skorzystać z łazienki, bo sedes zajęty kremami. Wczoraj twoja mama poukładała moje książki według wysokości. Moja mama anulowała Netflixa, żeby oglądać “Taniec z Gwiazdami”.
— Ale one chcą dobrze…
— Tak, jasne — Ewa uniosła się. — Jutro spalą się nawzajem na stosie z moich ulubionych powieści.
Następnego ranka wybuchła wielka bitwa.
Teresa zaczęła gotować “legendarny barszcz”. Zofia, dowiedziawszy się o tym, wyciągnęła swój tajny atut — „zupę warzywną bez soli i tłuszczu”. Obie zaczęły równolegle szatkować kapustę.
— Mój barszcz Wojtek zawsze zjada. Z chlebem i śmietaną! — oznajmiła głośno Teresa.
— Bo go tak wychowałaś! — odparowała Zofia. — W jego wieku trzeba jeść zdrowo! Zdrowie ważniejsze od smaku.
— A miłość matki ważniejsza niż twoje fitnessy!
— Fitness to zdrowie! A twój barszcz to zawał na talerzu!
Ewa nie wytrzymała:
— Dość! Ja też mam swoje preferencje i nie jem ani barszczu, ani zupy bez soli! Gdzie moje płatki?
— Wyrzuciłam, były tam tłuszcze trans — odpowiedziały chórem.
— Co…?
Ewa wyszła z kuchni. Na dworze mżył drobny deszcz. Włożyła kurtkę, omal nie nadepnęła na psa i poszła przed siebie.
Po godzinie dogonił ją Wojtek. Jechał na rowerze, z parasolem i termosem kawy.
— Zrozumiałem — powiedział. — To za dużo.
— Tak myślisz? — nie patrzyła na niego.
— Porozmawiam z nimi.
— Nie wystarczy rozmowa. Trzeba działać.
Tego wieczoru Ewa zwołała “naradę rodzinną”. Przy stole zebrali się wszyscy czworo.
— Drogie mamy — zaczęła. — Bardzo was kochamy. Ale mieszkanie z wami pod jednym dachem to jak wpuszczenie lwa i pantery do jednego zoo.
— Kto tu jest panterą? — oburzyła się Teresa.
— Ja oczywiście lew — odcięła się Zofia.
— Stop! — Wojtek uniósł ręce. — Mamy rozwiązanie. Mamy gościnny domek. Ale tylko jeden. Więc postanowiliśmy… wprowadzić rotację.
— Co? — obie kobiety zmrużyły oczy.
— Każda z was będzie mieszkać w domku na zmianę. Tydzień tu, tydzień tam.
— Ale ja nie mogę bez kuchni! — zaprotestowała Teresa.
— Tam jest kuchenka — odparł Wojtek.
— A ja bez kąpieli z solą — wtrąciła Zofia.
— Jest prysznic i aromaterapia — spokojnie dodała Ewa. — Postawimy dyfuzor.
— Nie zgadzam się! — prawie jednocześnie wykrzyknęły obie.
— W takim razie się wyprowadzacie. Obie. Na stałe.
— To szantaż! — oświadczyła Teresa.
— To wolność — odparła Ewa.
Następnego ranka w domu pachniało kawą. Jedną. Bez kotletów.
Ewa wyszła na taras. Siedziały tam obie mamy, w kocykach, z kubkami herbaty.
— Zdecydowałyśmy. Będziemy się zmieniać — powiedziała Teresa.
— Ale następnym razem ja pierwsza w domu — dodała Zofia.
— Dlaczego ty? — zniecierpliwiła się teściowa.
— Bo jestem starsza!
— Ty…
— MAMO! — Ewa uniosła rękę. — Albo się dogadacie, albo wynajmę sobie mieszkanie i wypKiedy ich spojrzenia spotkały się z pełnym rezygnacji wzrokiem Ewy, w końcu westchnęły i podały sobie ręce, bo zrozumiały, iż choćby najgorętsza wojna nie jest warta utraty rodzinnego ciepła.