Kinga, co ty wyprawiasz?! głos Jakuba Jakubowskiego grzmi po całym mieszkaniu. Gdzieś się tak wystroiła?!
Do teatru idę, jeżeli pozwolisz! Kinga poprawia przed lustrem nową bluzkę, kupioną na wyprzedaży. z Basią się umówiłyśmy, dawno chciałyśmy zobaczyć ten spektakl.
Jakim cudem do teatru?! Masz dom do ogarnięcia! Naczynia brudne, moje koszule nie wyprasowane! A ona do teatru się wybiera! Jakub łapie Kingę za rękę, obraca ją do siebie. Natychmiast przebierz się i zajmij domem!
Kinga szarpie dłonią, uwalnia się, ale na nadgarstku zostaje czerwona pręga od jego palców.
Jakubie, przecież wczoraj rozmawialiśmy! Cały dzień przesiedziałam w domu, wszystko zrobiłam. Jeden wieczór dla siebie, co w tym złego?
Dla siebie?! prycha z pogardą. A kto cię utrzymuje, ubiera? Kto dach nad głową daje? Ja, między nami mówiąc, po robocie wróciłem, zjeść bym coś porządnego chciał, a nie twoje kanapki żuć!
Kinga w milczeniu przechodzi do kuchni, zaczyna wyjmować produkty z lodówki. Drżą jej dłonie, w środku wszystko się ściska w ciasną kulę. Jeszcze rano cieszyła się na wieczór, choćby uczesanie zrobiła, buty wyczyściła. A teraz
No właśnie! mruczy z zadowoleniem Jakub, podgłaśniając telewizor. I żeby szybciej! Głodny jestem jak wilk!
Gdy patelnia się nagrzewa, Kinga zerka ukradkiem w okno. Na podwórku kobieta w jej wieku wyprowadza psa, śmieje się, rozmawiając przez telefon. Jakaż wydawała się szczęśliwa, ta nieznajoma! Wolna, lekka
Kinga! Tam zasnęłaś?! ryknął z salonu mąż.
Gotuję już, gotuję! odkrzykuje, pośpiesznie przewracając kotlety.
Jakub staje w progu kuchni, opiera się o futrynę.
Słuchaj, jutro wieczorem przyjdzie do mnie Staszek, będziemy interesy omawiać. Więc żadnych koleżanek, siedzisz cicho w domu, herbatę podasz, jeżeli poprosimy.
Ale jutro sobota wtrąca nieśmiało Kinga. My z dziewczynami chciałyśmy do kawiarni
Jakie dziewczyny? Masz czterdzieści trzy lata, Kinga, ocknij się! Czas już rozum nabrać. Dom, rodzina oto twoje miejsce. Nie te głupoty z kumpelem i kawą.
Kinga stawia przed nim talerz, siada naprzeciw. Jeść się nie chce, w gardle stoi kluska.
Jakubie, czemu z tobą tak? Dawniej przecież nie byłeś taki Razem do teatru chodziliśmy, do kina, kwiaty mi dawałeś
Dawniej! macha ręką. Dawniej młodsza byłaś, ładniejsza. A teraz co z ciebie zostało? Zbrzydłaś, postarzałaś, ubierasz się jak baba na targ. Wstyd z tobą między ludzi pokazać się!
Słowa bolą mocniej niż pięści. Kinga wstaje, zaczyna sprzątać ze stołu. Łzy podchodzą do gardła, ale się powstrzymuje. Nie chce dać mu kolejnego powodu do upokorzeń.
Tylko nie rycz! krzywi się Jakub. Brzydzę się tymi babskimi mazgajstwami. Lepiej pomyśl, jak się ogarnąć. Może do klubu fitness się zapiszesz, na dietę się połóż. Bo zupełnie o siebie nie dbasz.
Gdy odszedł przed telewizor, Kinga wyjmuje telefon, pisze do Basi: «Nie wyjdzie dziś, wybacz. Przełożymy».
Odpowiedź nadchodzi natychmiast: «Kingu, co znowu? To już trzeci raz w tym miesiącu! Tak nie można!»
«Wszystko w porządku, po prostu obowiązki» wstukuje Kinga i od razu kasuje. Pisze krócej: «Wszystko dobrze».
Ale Basia nie odpuszcza: «Przyjeżdżaj do mnie natychmiast. Mówię serio!»
«Nie mogę, Jakub w domu».
«Kinga, koleżankami jesteśmy od dwudziestu lat. Widzę, co z tobą słychać. Dość tego znosić!»
Kinga kładzie telefon w szufladzie, pod stertą papierów. Basia nie rozumie, rozwódka jest, sama żyje, łatwo jej rady dawać. A co z domem, kredytem hipotecznym, który spłacają z Jakubem? Gdzie ona pójdzie, co będzie robić?
Nazajutrz, gdy mąż wyszedł do pracy, Kinga postanawiła odwiedzić ciocię Krystynę. Siedemdziesięcioletnia kobieta wita ją szerokimi ramionami.
Kinguś! Jakaż ty śliczna! ciocia Krystyna mocno tuli siostrzenicę. Wchodź, wchodź, placek akurat upiekłam.
Przy herbacie ciocia wpatruje się uważnie w Kingę.
Jakoś ty blada, kochanie. I schudłaś. Wszystko w porządku?
Wszystko gra, c
Weronika szła przed siebie z podniesioną głową, czując w sercu lekkość i spokój, jakich nie doświadczyła przez całe minione dziesięciolecie.