**Przeglądając życie**
Zawsze żyły we trzy: babcia Wanda, mama Halina i Kinga. Kinga nie pamiętała ojca raz zapytała o niego matkę, ale ta tylko przytuliła ją mocno, a w oczach pojawiły się łzy. Dziewczynka więcej nie pytała.
Nie będę już smucić mamy pomyślała wtedy. I po co mi ojciec, skoro z babcią i mamą jest nam tak dobrze.
Ale babcia Wanda odeszła, gdy Kinga skończyła dziesięć lat. Zostały we dwie. Kinga od małego uwielbiała rysować szkicowała wszędzie, gdzie się dało. Halina nie zwracała na to uwagi, tylko czasem mówiła:
Córko, marnujesz papier zamiast się uczyć.
W szkole nauczyciel plastyki zawsze ją chwalił:
Kinga, jeżeli pójdziesz na artystyczne studia, czeka cię świetlana przyszłość. Wierz mi, znam się na tym. Powtórz to mamie.
Ale matka zbyła te słowa:
Co tam jakiś nauczyciel plastyki. Niech sobie rysuje, byle była zajęta. Mimo to kupowała córce farby i pędzle.
Kinga z zapałem oddawała się malowaniu, szczególnie uwielbiała pejzaże. Gdy nadszedł czas wyboru studiów, oznajmiła, iż chce iść na akademię sztuk pięknych. Ale Halina miała inne plany:
Żadnej akademii! Idziesz na pedagogikę.
Mamo, ja nie chcę
Nikt cię nie pyta o zdanie! Co to za zawód malarz? Kinga nie śmiała się sprzeciwić.
Jak każda dziewczyna, marzyła o księciu wysokim, przystojnym, delikatnym. Pewnego dnia go spotka.
Podczas egzaminów, by się uspokoić, Kinga wychodziła z sztalugą nad Wisłę. Tylko tam czuła się szczęśliwa. Po drugiej stronie rzeki wznosił się stromy brzeg, a za nim rozciągał się sosnowy las. Czasem widywała tam wędkarzy jedni łowili z łódek, inni z brzegu. Przenosiła to na płótno, starając się uchwycić chmury odbijające się w wodzie.
Pewnego dnia obraz jakoś nie wychodził. Kinga wpatrywała się w niego z frustracją, gdy nagle usłyszała męski głos:
Farbę trzeba kłaść lżej, delikatniej. Patrz Wzię