Przekartkowane losy

twojacena.pl 2 godzin temu

Życie jak książka

Zawsze były we trzy: babcia Wanda, mama Halina i Nastka. Ojca Nastka nie pamiętała. Raz spróbowała zapytać mamę o niego, ale ta tylko przytuliła ją mocno, a w oczach pojawiły się łzy. Więc dziewczynka więcej nie pytała nie chciała sprawiać mamie przykrości.

Nie będę już o to pytać pomyślała wtedy. Po co mi ojciec, skoro z babcią i mamą i tak jest nam dobrze.

Ale babcia Wanda odeszła, gdy Nastka skończyła dziesięć lat, i zostały z mamą same. Dziewczynka od zawsze kochała rysować bazgrała po wszystkim, co wpadło jej w ręce. Halina nie zwracała uwagi na te bujdy, tylko mruczała:

Córciu, marnujesz papier, zamiast się uczyć.

W szkole nauczyciel plastyki zawsze ją chwalił:

Nastka, jeżeli pójdziesz na artystkę, czeka cię wielka przyszłość. Uwierz mi, znam się na tym powtórz to mamie.

Ale Halina tylko machnęła ręką:

Co tam taki nauczyciel plastyki może wiedzieć? Niech sobie maluje, byle tylko nie włóczyła się po ulicach. Mimo to kupowała córce farby i pędzle.

Nastka oddawała się pasji z zapałem, szczególnie kochała pejzaże. Gdy nadszedł czas wyboru studiów, postanowiła zdawać na akademię sztuk pięknych. Ale mama miała inne plany:

Żadnej akademii! Idziesz na pedagogikę.

Mamo, ja nie chcę

Nikt cię nie pyta, co chcesz! Co to za zawód malarka? Córka nie śmiała się sprzeciwić.

Jak każda młoda dziewczyna, Nastka marzyła o księciu z bajki wysokim, przystojnym, czułym. Będzie wiedziała od razu, iż to on.

Gdy nadszedł czas matur, by się odstresować, zabierała sztalugi nad Wisłę. Tylko tam czuła się naprawdę szczęśliwa, malując widoki. Na drugim brzegu rzeki był stromy klif, a za nim rozciągał się sosnowy las. Czasem widywała tam wędkarzy jedni łowili z łódek, inni z brzegu. Przenosiła to wszystko na płótno, starając się uchwycić chmury odbijające się w wodzie.

Pewnego dnia obraz jakoś nie wychodził. Zamyślona wpatrywała się w nieudany szkic, gdy nagle usłyszała głos:

Farbę trzeba kłaść lżej, delikatniej. Dociskasz za mocno, dlatego chmury wyglądają jak z betonu. Dotykaj płótna jakbyś się bawiła patrz. Nastka oniemiała, gdy nieznajomy wziął jej pędzel, musnął płótno i nagle chmury ożyły.

Ale nie tylko chmury zadrżały jej serce też zaczęło bić mocniej. Spojrzała na młodego mężczyznę i osłupiała. To był jej wymarzony książę.

Cześć, jak masz na imię, młoda artystko? spytał. Jestem Tomek.

Nastka zesztywniała, słowa utknęły jej w gardle. W końcu wyszeptała:

Nastka Wyciągnął dłoń, a gdy podała swoją, on ucałował ją z gracją. Nikt wcześniej tak jej nie traktował.

Od tej pory spotykali się nad rzeką. Uczył ją malarskich sekretów sam był artystą. Okazało się, iż przyjechał do tego małego miasteczka z Warszawy, by odwiedzić ciocię. Skończył ASP, ale jak wielu geniuszy, nie zdobył uznania. Często mówił z goryczą:

Żałować będą! Przyjdzie mój czas, a te wszystkie miernoty zrozumieją, kogo odrzucili!

Mówił to, obejmując Nastkę, całując ją I pewnego dnia wszystko się wydarzyło. Nie opierała się była ślepo zakochana. Powtórzyło się to jeszcze kilka razy, aż Tomek zniknął. Czekała go nad Wisłą dzień za dniem, ale choćby nie dotykała pędzla. Tylko czekała.

Czyżby mnie porzucił? Przecież mówił, iż kocha mnie na zawsze Nie mógł tak po prostu odejść W końcu zrozumiała on nie wróci.

Matury dobiegały końca, przed nią studia. Ale Nastka nie miała na nic ochoty. Egzaminy zdała, bo zawsze była pilną uczennicą.

Minęły dwa miesiące od zniknięcia Tomka, gdy nagle źle się poczuła. Mama się zaniepokoiła:

Córciu, dlaczego jesteś taka blada?

Nie wiem, mamuś, jakoś słabo mi

Nie dane jej było zostać studentką okazało się, iż jest w ciąży. Halina wpadła w szał. Krzyczała, tupała, aż w końcu powiedziała:

Znam lekarza, za rozsądne pieniądze wszystko załatwi

Nastka wpadła w przerażenie. Nie chciała stracić dziecka, mimo podłości Tomka.

Mamo, nigdy się na to nie zgodzę!

A kto cię będzie pytał? Ten dzieciak nam niepotrzebny. Zbieraj się, idziemy dzisiaj.

Nie! jeżeli mnie zmusisz, ucieknę z domu albo coś sobie zrobię. Zrozumiałaś? Powiedziała to tak stanowczo, iż Halina zbladła i spanikowała.

Wybacz mi, córeńko Zaczęła płakać. Wybacz. Wychowałam cię sama, i wnuka też wychowamy.

Pogodziły się. Halina nigdy więcej nie wspominała o tamtej decyzji. Wręcz przeciwnie z euforią czekała na malucha. W końcu nadszedł dzień porodu.

Nastka ocknęła się w szpitalu. Nad nią stała nieznajoma kobieta w kitlu:

No, już dobrze.

Kto pani? Gdzie moja córeczka?

Jestem lekarzem. Dziewczynki już nie ma. Zrobiłam, co mogłam, ale nie przeżyła. Będziesz jeszcze miała dzieci.

Nastka krzyczała, aż uspokojono ją zastrzykiem. Później nalegała, by pozwolono jej pójść na pogrzeb. Widziała maleńką trumienkę, zobaczyła choćby twarz córeczki ten obraz został z nią na zawsze.

Minęły lata. Nastka nigdy nie wyszła za mąż i nie została malarką. Pragnienie tworzenia umarło razem z córką. Czas jednak leczy rany. Została krawcową, pracowała w fabryce odzieży.

Aż mama ciężko zachorowała. Nastka opiekowała się nią, biegła z pracy, karmiła ją. Ale Halina gasła z dnia na dzień. Pewnego wieczoru szepnęła ledwo słyszalnie:

Nastuś Twoja córka żyje. Weronika Weronika Stanisławówna So Nie dokończyła. Jej oczy zamgliły się na zawsze.

Nastka nie uwierzyła. Uznała to za majaki umierającej. Przecież sama pochowała córeczkę nie może żyć. Po śmierci matki długo oswajała się z samotnością. W końcu wzięła kredyt i otworzyła mały zak

Idź do oryginalnego materiału