Przed ślubem powiedzieliśmy przyszłemu zięciowi, iż oddajemy im mieszkanie, a on ma tam zrobić remont. Zięć kategorycznie odmówił. Powiedział, iż nie będzie inwestował w cudze. Zgodzi się jedynie kupić drobiazgi, które w razie czego będzie mógł zabrać ze sobą. I wtedy z mężem pomyśleliśmy, iż z takim człowiekiem nic dobrego z tego małżeństwa nie będzie. Tu już choćby nie chodzi o samo mieszkanie, ale o to, jakim on jest człowiekiem

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Nasza córka Kasia miała wychodzić za mąż, zostały dwa tygodnie do ślubu. Ale po tym, co się wydarzyło, sama już nie wiem, czy wesele w ogóle się odbędzie. Może to znak od Boga, iż trzeba się jeszcze raz dobrze zastanowić. A wszystko przez mieszkanie. Kupiliśmy im z mężem kawalerkę w prezencie. Nie jesteśmy bogaci, ale zebraliśmy wszystko, co mieliśmy: oszczędności, sprzedaliśmy garaż, pożyczyłam trochę od siostry, resztę dołożył mąż ze swojej emerytury. Ledwo starczyło, ale daliśmy radę. Własny kąt dla młodych – tak to widzieliśmy. Mieszkanie zapisaliśmy na Kasię. Mąż mówił, iż może lepiej byłoby wpisać oboje, ale ja się uparłam, iż nie, iż córka powinna mieć coś swojego od początku.

Mieszkanie nie jest luksusowe, ale w dobrej dzielnicy. Tyle iż wymaga porządnego remontu. My już nie mieliśmy na to pieniędzy. Mąż powiedział przyszłemu zięciowi: „Tomek, ty jesteś młody, zrobisz to po swojemu, jak dla siebie”. A on na to, iż nie ma zamiaru inwestować w cudzą własność. Dosłownie tak powiedział! Zaniemówiliśmy. Tłumaczę mu: „Jak to w cudzą? Przecież to wasze, będziecie tam razem mieszkać”. A on spokojnie odpowiada: „Ja nie mam do tego mieszkania żadnych praw i mieć nie będę. Remontujcie je sobie sami. Ja kupię tylko to, co w razie czego będę mógł zabrać”.

Nie pytałam już, co miał na myśli. Może sztućce albo czajnik? Mieszkanie jest stare, należało wcześniej do pewnej starszej pani. Wszystko tam pamięta czasy PRL-u – instalacje, łazienka, podłogi skrzypią, tapety odchodzą od ścian. Ostatni remont był chyba w latach osiemdziesiątych. Sama bym się tam nie wprowadziła bez chociaż minimalnego odświeżenia, a on – młody, nowoczesny chłopak, z nowym iPhonem w ręku, ubrany elegancko – mówi, iż mu to nie przeszkadza, iż chce odkładać na swoje mieszkanie, bo teraz Kasia ma, a on nie.

I jak to rozumieć? Trzydziestoletni facet planuje zamieszkać u żony i nie dołożyć się do niczego? Powiedziałam mu więc, iż jeżeli tak, to niech przynajmniej płaci za mieszkanie jak za wynajem. A on się tylko uśmiechnął i mówi: „Nie ma problemu, mogę choćby dać pani pokwitowanie”. Córka płacze codziennie. Mówi, iż nie chce żadnego mieszkania, iż pójdą na wynajem, jak planowali wcześniej. Ale ja z mężem widzimy jedno – ten chłopak nie myśli o rodzinie, tylko o tym, żeby przypadkiem nic nie stracić. Jeszcze przed ślubem rozważa, co zabierze po rozwodzie. Może to i nowoczesne podejście, może w innych krajach tak się robi, ale nie u nas.

Bo tu nie chodzi o pieniądze ani o ściany. Chodzi o to, iż jeżeli ktoś nie chce włożyć nic w coś wspólnego, to i życia razem też nie zbuduje.

Idź do oryginalnego materiału