Ostrzeżenie ze snu: historia, która zmieniła wszystko
Jadwiga zajmowała się przetworami – wekowała grzybki, gdy niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Jej męża, Władysława, nie było w domu – wyjechał w interesach i zabrał klucze. W mieszkaniu, oprócz niej, była tylko ich córka Bronisława. „Któż to może być?” – mruknęła Jadwiga, wycierając ręce i idąc do drzwi.
Na progu stał chłopiec, może dziesięcioletni. Nieznajomy. W czystym ubraniu, z plecakiem na ramionach, oczy miał dorosłe, poważne.
— Dzień dobry — powiedział grzecznie. — Potrzebuję pani męża. Jest w domu?
Jadwiga zmieszała się.
— Witaj. Nie, go nie ma… A po co ci on? Może ja mogę pomóc?
— Nie. Tylko on. To ważna sprawa.
Serce Jadwigi ścisnęło się. Nie wiedziała nawet, co odpowiedzieć.
— Wpadnę później. Kiedy zwykle jest w domu?
— Raz jest, raz go nie ma… A ty w ogóle kto jesteś? Co się stało?
— Na razie nic. Ale może się stać. Do widzenia.
Jadwiga odprowadziła chłopca wzrokiem. Co za dziwadło? Po co jej mężowi to dziecko? I skąd go zna? Cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. A wieczorem, gdy Władysław wrócił, Jadwiga od razu wszystko opowiedziała.
— Był dziś do ciebie chłopiec. Dziesięć lat może. Mówił, iż musisz z nim pilnie porozmawiać. Ani słowa więcej nie powiedział.
— Co za bzdury? Nie znam go. Może się pomylił?
— Nie, wymienił cię z pewnością siebie. Twierdził, iż tylko ty mu jesteś potrzebny.
Władysław wzruszył ramionami i poszedł pod prysznic. A Jadwigę nie opuszczały niepokojące myśli. Kim był ten chłopiec? Może to… jego syn? Nieznany, nieślubny? Przecież Władysław miał przed nią inne kobiety… W głowie przemknęło jej jedno imię – Kinga. Kiedyś Władysław o mało co nie ożenił się z nią. Może zaszła w ciążę? I nie powiedziała?
Następnego dnia zaczęła ostrożnie wypytywać:
— Władek, pamiętasz tę, z którą prawie wziąłeś ślub? Jak miała na imię?
— Jadźka, po co ci to? Dawno zapomniałem. Kinga.
— Ot, ciekawość. Ty wiesz o moich dawnych, a ja o twoich prawie nic.
Jadwiga natychmiast zaczęła szukać Kingi w mediach społecznościowych. Ale nazwisko pewnie się zmieniło, więc nic nie znalazła. Pozostało tylko czekać, czy chłopiec znów się pojawi.
Kilka dni później Władysław oznajmił, iż wyjeżdża w delegację.
— Do pobliskiego miasta. Nikt nie chce, a Szefczuk prosi właśnie mnie.
Jadwiga się zaniepokoiła. Władysław od dawna nie jeździł w delegacje. Ciągle wracały do niej słowa chłopca: „Może się coś stać”. Intuicja krzyczała – coś jest nie tak.
I oto, w przeddzień wyjazdu Władysława, ten sam chłopiec znowu zapukał do drzwi. Jadwiga gwałtownie wpuściła go do mieszkania.
— Słuchaj, powiedz mi, co chciałeś mu przekazać. Jestem jego żoną. Na pewno mu powtórzę. Jak się nazywasz?
— Tadek. Proszę pani… Mama mi we śnie kazała, żebym pilnie przekazał pani mężowi – nie może jechać. Inaczej go nie będzie.
— Tadek, co ty mówisz? Jaka mama?..
— Moja mama zmarła pięć lat temu. Ale śni mi się. I zawsze ostrzega. Babcia mówi, iż jesteśmy połączeni… Mama bardzo mnie kochała. Taty nigdy nie widziałem. A mamę tylko na zdjęciach. Ale ostatnio często mi się śniła. Podała adres. Kazała powiedzieć tylko jemu…
Jadwiga milczała. Po plecach przebiegł jej dreszcz.
— A wiesz, kim on był dla twojej mamy?
— Nie. Ale powiedziała – nie może jechać. Ani jak.
Jadwiga odprowadziła chłopca i zamykając drzwi, poczuła, jak w piersi narasta panika. W mistykę nie wierzyła… Ale to brzmiało zbyt konkretnie.
Następnego dnia Władysław wyjechał. Jadwiga próbowała się uspokoić pracą. A po obiedzie – telefon.
— Jadźka, nie martw się… Wszystko w porządku. Ale… Był dziwny wypadek.
— Co?! Co się stało?
— Jechałem. Słuchałem radia. Nagle prosto na drogę weszła kobieta. Nie wiadomo skąd. Skręciłem, uderzyłem w barierę… A auto przede mną wyrzuciło w powietrze. Była katastrofa. Ludzie zginęli… Ja miałem być na ich miejscu.
— Boże…
— Nie wiem, kim ona była. Pojawiła się znikąd. I zniknęła. Ale gdyby nie ona – nie byłoby mnie.
WieWieczorem Władysław wrócił do domu, a gdy Jadwiga opowiedziała mu o Tadku, oboje zrozumieli, iż czasem los wysyła ostrzeżenia w najmniej oczekiwany sposób.