Mam na imię Agnieszka, mam 34 lata i mieszkam w Olsztynie razem z mężem, z którym jestem od pięciu lat. Wychowujemy trzyletnią córeczkę, Marysię. Na szczęście mieszkamy osobno od teściów, co pozwala nam zachować spokój i komfort, choć jak to w rodzinie – bez napięć się nie obejdzie.
Jeszcze w 2020 roku straciłam pracę jako specjalistka ds. marketingu. Niestety, w naszym mieście albo takich specjalistów nie szukają, albo wymagają umiejętności w zakresie marketingu cyfrowego, a ja mam inną specjalizację. Żeby pomóc mężowi finansowo, zdecydowałam się… zostać taksówkarką.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, iż będę jeździć własną Toyotą i zarabiać w ten sposób – śmiałabym się w głos. A jednak minęły dwa lata, mam stały grafik, który pozwala zarobić i spędzać weekendy z rodziną. Ale to właśnie ta praca stała się źródłem rodzinnych napięć.
Z moją teściową, Jadwigą Nowak, relacje są poprawne, ale raczej chłodne. Dystans i osobne mieszkania wiele ułatwiają. W czerwcu jej firma wróciła po pandemii do pracy stacjonarnej i mój mąż, Tomek, poprosił:
– Aga, może przez tydzień byś woziła mamę do pracy, zanim wrócisz na trasę? Tylko tydzień…
Zgodziłam się. I to był błąd.
Na początku wszystko było w porządku – teściowa nalewała mi kawę w termos, częstowała ciasteczkiem i z troską pytała:
– Agnieszko, mam nadzieję, iż nie sprawiam ci kłopotu?
Odpowiadałam, iż oczywiście nie – przecież trzeba sobie pomagać.
Minął tydzień, potem drugi. W tym czasie moja mama wyjechała na turnus do sanatorium w Busku-Zdroju, więc musiałam zająć się Marysią i przerwać na jakiś czas pracę.
Pewnego ranka – czwartek, 8:00 – spałam jeszcze z córką, gdy zadzwonił telefon. Pani Jadwiga:
– No i co, długo mam czekać? Spóźnię się przez ciebie do pracy!
Powiedziałam spokojnie, iż dziś nie mogę – mam pod opieką dziecko. A ona na to:
– Jak to nie możesz? Przecież jesteś taksówkarką! Przynajmniej mnie byś zawiozła – dziecko i tak śpi!
Zamurowało mnie. Rozłączyłam się.
Wieczorem czekała mnie rozmowa z Tomkiem – mama przez cały dzień „mieszała mu w głowie”. Na szczęście, zrozumiał mnie. Wytłumaczyłam mu, iż nie jestem kierowcą na zawołanie – pomagam, gdy mogę, ale mam też obowiązki. On zareagował rozsądnie, ale jego mama… od tej pory zamilkła.
Nie dzwoni, nie odwiedza. Kontakt się urwał. Zniknęła cała „rodzinna bliskość”.
I teraz pytanie:
Czy naprawdę przesadziłam?
Czy jedna odmowa wystarczyła, by zostać uznaną za niewdzięczną synową?
Czy może teściowa po prostu przesadziła?
Czasem pomoc to gest serca, a nie kontrakt.
I warto o tym pamiętać.