Proszę, zadzwońcie po pomoc!

newskey24.com 1 dzień temu

8 marca. Od ryna Halinę prześladowało przeczucie, iż coś się wydarzy. A adekwatnie wszystko, co ważne, już się wydarzyło. Miłość, rodzina, a teraz została sama. Mąż, z którym przeżyła trzydzieści sześć lat, odszedł dwa lata temu. Syn ma własną rodzinę, dwoje dzieci – wszyscy zdrowi. To chyba tylko przeczucie święta, domyśliła się w końcu. Jutro przecież Dzień Kobiet.

Przypomniał się jej mąż. Nikt już nie przyniesie jej mimoz czy tulipanów. Chociaż… a co z Szymonem? Syn na pewno wpadnie z życzeniami.

Kiedyś mieli działkę. Malutki domek na przydzielonych sześciu arach. Kupili jeszcze w czasach gospodarczego dołku po transformacji. Gdy pracowała, jeździli tam tylko na urlop i w weekendy. A kiedy Halina przeszła na emeryturę, spędzała tam całe lato, wracając do miasta tylko po zakupy i by się wykąpać.

Tamtego roku lato było suche i upalne. Codziennie musiała podlewać grządki. Mąż przyjechał jak zwykle w piątek po pracy. Od razu zauważyła, iż jest blady.

– Wszystko w porządku, tylko duszno – machnął ręką, gdy zwróciła mu uwagę.

– Odpocznij, ja skończę podlewanie. Usiądź w cieniu – powiedziała Halina.

Usiadł, oparł plecy o nagrzaną słońcem ścianę domku i patrzył, jak podlewa warzywa. Gdy skończyła i podeszła do niego, od razu zrozumiała, iż coś jest nie tak. Wydawało się, iż drzemie. Ale gdy dotknęła jego ramienia, przechylił się na bok. Zasnął na tej ławce na zawsze.

Jesienią sprzedała działkę. Nie mogła już tam jeździć. Wciąż wydawało jej się, iż widzi go siedzącego pod domem. Syn ją zrozumiał.

– Szkoda nerwów. I tak wszystko można kupić w sklepie.

On sam z rodziną jeździł na wakacje nad morze. Pieniądze z działki oddała synowi – on ma dzieci, jemu się przydadzą. A jej emerytura wystarczy. Chciała znów zacząć pracować, ale Szymon odradził:

– Będziesz zarabiać grosze, a stracisz zdrowie. Tato zawsze mówił, iż teraz w szkołach trzeba mieć nerwy ze stali. jeżeli brakuje ci lekcji, ucz wnuki. Masz mnie, pomogę, gdy coś będzie trzeba.

I tak żyła sama. Owszem, brakowało męskich rąk, ale syn zawsze organizował fachowca, gdy coś się zepsuło.

W ostatnich latach z mężem żyli w zgodzie. Ale za młodu bywało różnie. Kłócili się tak, iż niemal doszło do rozwodu. Mąż ostrożnie się „bawił”, ale kobiety zawsze wyczuwają takie rzeczy. Pewnego dnia straciła cierpliwość, wyrzuciła mu wszystko i wskazała drzwi. Jeszcze jakąś chorobę przyniesie.

Spakował walizkę, usiadł na kanapie, by zebrać myśli. Wtedy wrócił Szymon ze szkoły. Miał wtedy trzynaście lat. Zobaczył ojca z bagażem i zrozumiał. Był już duży, wszystko słyszał, wszystko rozumiał. Awantury rodziców też go męczyły.

– Będziesz mnie nienawidzić? – zapytał ojciec.

– Będę – odpowiedział syn i zatrzasnął drzwi do swojego pokoju.

– Nie wytrzymam tego. Nie potrafię – mąż uderzył dłońmi o kolana. Wstał, odepchnął walizkę za kanapę. – Nakarmisz mnie kolacją? – spytał, nie patrząc na Halinę.

Była zmęczona kłótniami. Jaka to różnica, czy wyjdzie dziś, czy jutro? Może choćby lepiej, niech odejdzie, gdy ona z synem będą w pracy i szkole. Nakryła do stołu, позвала Szymona. Jedli w ciszy.

Następnego dnia Halina nie spieszyła się z pracy. Gdy wróciła, od razu zajrzała za kanapę. Walizki nie było. Serce ścisnęło się z żalu. Powoli zaczęła się rozbierać w przedpokoju, aż w końcu podniosła wzrok i zobaczyła walizkę na górnej półce. Wpadła do sypialni, otworzyła szafę – garnitury i koszule męża wisiały na miejscu. Odetchnęła.

Ale gdy mąż wrócił z pracy, rzuciła ironicznie:

– Szkoda, iż rozpakowałeś walizkę. Może jeszcze się przyda.

Milczał, ale odtąd nigdy nie zostawał po godzinach bez telefonu. I tak kłótni było coraz mniej. W ostatnich latach żyli jak para gołębi. Szkoda, iż nie od razu.

Halina starała się pamiętać tylko dobre chwile. Po co wspominać złe? Wszystkie urazy odeszły razem z mężem. Czasem dopadała ją tęsknota, ale gwałtownie mijała.

Samotność miała też zalety. Rzadziej sprzątała – komu miałby się u niej kurzyć? Gotowała prosto, za to czytała i oglądała seriale. Mąż ich nie cierpiał. Siedział na kanapie, wpatrzony w mecze i wiadomości, a ona na twardym taborecie w kuchni wgapiona w mały telewizor na lodówce, aż kark drętwiał. Teraz leżała jak królowa na kanapie i oglądała, co chciała. Myślała o kocie, ale sierść wszędzie, a i tak nigdy nie przepadała za zwierzętami.

Jutro Dzień Kobiet. Może kupić tort? Ale kto go będzie jadł? Syn na pewno wpadnie. Upierze coś sama. Zaczęła szukać zeszytu z przepisami.

A może kwiaty? Rozejrzała się po pokoju. Nie, od nich będzie jeszcze smutniej. Kwiaty powinien dawać mężczyzna. I po co? Żeby po dwóch dniach je wyrzucić?

Upiekła muffinki z czekoladą i mandarynkami. Wnuki je uwielbiały. Szymon im przekaże. Zmęczona usiadła przed telewizorem. Leciał jakiś film, który już widziała. Oczy same się zamknęły i zasnęła.

Obudził ją dzwonek do drzwi. Podskoczyła ze zdziwienia. Serce zabiło jak spłoszony ptak. Od dawna nikt jej nie odwiedzał, odzwyczaiła się od gości. Dzwonek rozległ się ponownie.

Syn? Nie, on ma klucz. Zawsze najpierw dzwonił, a jeżeli nie otwierała, wchodził sam.

Przed lustrem w przedpokoju poprawiła zmiętą poduszką fryzurę i otworzyła drzwi. Na progu stał nieznajomy mężczyzna z bukietem tulipanów. Nie powiedziałaby, iż przystojny, mniej więcej w jej wieku. Elegancko ubrany, siwiejący, postawny, ale bez brzucha. Normalny facet.

– Kogo pan szuka? – zapytała Halina.

– Proszę zawołać Ludmiłę – uśmiechnął się.

– Tu nigdy nie mieszkała żadna Ludmiła. Pomylił pan adres – powiedziałaHalina spojrzała na niego uważniej i nagle uświadomiła sobie, iż czasem życie pisze najbardziej nieoczekiwane scenariusze, a najważniejsze spotkania zdarzają się zupełnie przypadkiem.

Idź do oryginalnego materiału