Weronika siedziała w swoim przytulnym mieszkaniu w Poznaniu, wpatrując się w walizkę, którą właśnie spakowała. Jej córka, Kinga, zadzwoniła dzień wcześniej z prośbą, od której nie można było odmówić: „Mamo, przyjedź do nas na tydzień, pobądź z Marcinem, mamy z Bartkiem mnóstwo spraw na głowie”. Weronika, uwielbiająca swojego pięcioletniego wnuka, natychmiast się zgodziła. Wyobrażała sobie, jak będzie bawić się z Marcinem, czytać mu bajki, zabierać na spacery. ale gdy przekroczyła próg domu córki, zrozumiała jedno – czeka ją nie tydzień radości, a harówka, o której nikt jej nie uprzedził. Serce Weroniki ścisnęło się z goryczy, ale odwrotu już nie było.
Kinga i jej mąż, Bartek, mieszkali w przestronnym mieszkaniu w centrum Poznania. Weronika zawsze podziwiała, jak córka łączy pracę, rodzinę i doprowadzony do porządku dom. Gdy jednak przekroczyła próg, oniemiała – kuchnia była zawalona brudnymi naczyniami, w salonie porozrzucane były zabawki, a na podłodze widać było plamy, których nikt nie miał ochoty zetrzeć. Kinga, tuląc matkę, gwałtownie rzuciła: „Mamo, wyjeżdżamy jutro rano, Marcin zostaje z tobą, dasz radę? A, i gdybyś miała czas, może trochę posprzątasz?” Weronika skinęła głową, ale w jej duszy zakradło się niepokojące przeczucie. „Trochę” okazało się słowem, którego znaczenie boleśnie zlekceważyła.
Następnego dnia, pożegnawszy Kingę i Bartka, Weronika została sama z Marcinem. Była przygotowana na jego kaprysy, na niekończące się „dlaczego”, choćby na to, iż nie zechce jeść kaszy. Nie była jednak gotowa na to, iż dom stanie się jej osobistym piekłem. Marcin, jak każdy pięciolatek, biegał po mieszkaniu, rozrzucając zabawki. Weronika goniła go, próbując zaprowadzić choć odrobinę porządku, ale to przypominało walkę z wiatrakami. Wieczorem znalazła list, który Kinga zostawiła na lodówce: „Mamo, proszę, upierz ubrania, umyj podłogi, przejrzyj szafę, zrób zakupy”. Weronika zastygła, czując, jak krew napływa jej do skroni. To nie była prośba o opiekę nad wnukiem – to był plan wykorzystania jej jako służącej.
Każdy dzień zamieniał się w wyczerpujący maraton. Rano Weronika szykowała Marcinowi śniadanie, potem szła z nim do parku, by się nie nudził. Po powrocie karmiła go obiadem, zmywała naczynia, prała, sprzątała. Szafa, którą Kinga kazała „przejrzeć”, okazała się stosem pogniecionych ubrań, które trzeba było uprasować i poukładać. Zakupy? Weronika dźwigała ciężkie torby ze sklepu, podczas gdy Marcin ciągnął ją za rękę, domagając się lodów. Wieczorami padała z nóg, ale zamiast odpocząć, czytała wnukowi bajki na dobranoc, bo bez nich nie mógł zasnąć. Kochała Marcina, ale z każdym dniem jej siły topniały, a gniew narastał. „Przyjechałam tu dla niego, a nie po to, by być ich służącą” – myślała, patrząc w lustro na nowe zmarszczki na swojej twarzy.
W połowie tygodnia Weronika nie wytrzymała. Zadzwoniła do Kingi i, walcząc o spokój w głosie, zapytała: „Kinga, prosiłaś, żebym pomogła z Marcinem, ale dlaczego robię cały dom?” Córka wydawała się zaskoczona: „Mamo, no przecież jesteś w domu, pomyślałam, iż ci nie przeszkadza. My z Bartkiem ledwo zipiemy, nie mamy czasu”. Weronika przełknęła gorycz. Chciało jej się krzyczeć, iż nie jest już młoda, iż boli ją kręgosłup, iż też zasługuje na odpoczynek. ale powiedziała tylko: „Przyjechałam dla Marcina, nie dla twojego bałaganu”. Kinga bąknęła coś o „nie pomyślałam” i obiecała, iż to naprawi, ale Weronika już nie wierzyła w zmianę.
Gdy wreszcie Kinga i Bartek wrócili, mieszkanie lśniło czystością, Marcin był szczęśliwy, a Weronika czuła się wyciśnięta jak cytryna. Kinga przytuliła ją, mówiąc: „Mamo, jesteś najwspanialsza, bez ciebie byśmy sobie nie poradzili!” ale Weronika usłyszała w tych słowach nie wdzięczność, a potwierdzenie, iż ją wykorzystano. Uśmiechnęła się, pocałowała Marcina i wyjechała do domu, obiecując sobie, iż nigdy więcej nie zgodzi się na takie „pomysły” bez jasnych granic. W jej sercu miłość do córki i wnuka walczyła z gorzkim poczuciem, iż jej dobroć została wykorzystana.
Teraz, siedząc w swoim mieszkaniu, Weronika rozmyśla, jak powiedzieć Kindze prawdę. Kocha Marcina i chce z nim być, ale nie kosztem swojego zdrowia i godności. Nie chce już być niewidzialną pomocnicą, której wysiłek traktuje się jak oczywistość. Wie, iż następna rozmowa z córką będzie niełatwa – ale jest gotowa stawić czoła konfrontacji. Dla Marcina. Dla ich rodziny. Ale przede wszystkim – dla samej siebie.