Promenada do Goju oraz nieistniejący pomnik ku czci Guttmanna

nieustanne-wedrowanie.pl 2 miesięcy temu

Musi być jakiś ślad! Musi! Musi! Moje myśli krążyły mi w głowie z uporem maniaka, a przecież fakty mówiły same za siebie. Pomnika nie ma już dawno, to było akurat oczywiste, ale może pozostał po nim jakiś ślad? Kamień? Podstawa? Cokolwiek, choćby zarośnięte porostami i mchem? W końcu znalazłam kawałeczek ziemi, który uznałam, iż mógł dawniej nosić podstawę pomnika. Nie wiem, czy wobec jakichkolwiek rzeczywistych przesłanek, czy wobec całego przekroju fauny entomologicznej, która coraz śmielej spijała kolejne mililitry mojej krwi…

Bo przecież jeszcze w latach trzydziestych istniał tutaj, przy ulicy Młyńskiej w Bytomiu-Łagiewnikach, nad rzeką Bytomką (Beuthener Wasser, Iserbach), pomnik ku czci Heinricha Guttmanna. Przypuszczalnie to właśnie on znacznie przyczynił się do powstania Promenady Goj (Goy), zwanej też promenadą na Goi czy też promenadą do Goju. Inne źródła jako inicjatora utworzenia promenady wskazują Jakoba Guttmanna, jednak o tej postaci opowiem Wam za chwilę. Pomnik istniał jeszcze w latach trzydziestych dwudziestego wieku, a pod jednym ze zdjęć z późnych lat trzydziestych możemy przeczytać podpis: „Gedenkstein an der jetzigen deutsch-polnischen Grenze bei Beuthen”, czyli „pomnik pamiątkowy na obecnej granicy niemiecko-polskiej w pobliżu Beuthen (dzisiejszego Bytomia)”. Wertowanie kolejnych śladów w Internecie coraz bardziej rozniecało moją ciekawość.

Łagiewnicki odcinek Bytomki. Widoczne wybrukowane koryto rzeki

Popularne nazwisko, zagmatwana historia

Uporządkujmy najpierw całą tę, notabene, rzekę informacji. Najbardziej oczywisty trop prowadzący do nazwiska Guttmann prowadzi nas do rodu żydowskiego pochodzenia będącego jednym z najważniejszych w historii Bytomia. Na bytomskim cmentarzu żydowskim znajdziemy 25 zachowanych macew z tym nazwiskiem, chociaż – według informacji zamieszczonych na portalu bytomski.pl – trudno dziś dywagować, którzy obywatele byli ze sobą spokrewnieni i w jakim stopniu.

Na tym samym portalu możemy również znaleźć informacje o miejscu, w którym bytomscy Żydzi praktykowali przed wzniesieniem pierwszej synagogi w 1809 roku. Był to dom kupca Simona Guttmanna (1766-1838) przy bytomskim rynku. Wnuk kupca, Jakob Guttmann (1845-1919) poszedł w ślady swojego ojca i studiował Torę. Stworzył szereg dzieł na temat żydowskiej filozofii średniowiecznej oraz jej stosunków z teologią chrześcijańską. Wyprowadził się do Breslau (Wrocławia), gdzie piastował urząd rabina. Jego dwaj młodsi bracia, Simon i Leopold, odziedziczyli przy rynku w Bytomiu kamienice 3, 4 i 8. W 1897 nawiązali współpracę z berlińskim architektem, Albertem Bohmem, który zaprojektował dla nich kamienicę usytuowaną na rogu rynku i Schiesshausstrasse, czyli dzisiejszej ulicy Podgórnej. Była to pierwsza realizacja Bohma w Bytomiu. Niestety, dzisiejszy obraz kamienicy jest bardzo smutnym widokiem.

Nieużywany przepust kolejowy

Więcej rodzin o identycznym nazwisku

W dziejach Bytomia zapisali się, jak wspomniałam, także inni Guttmannowie. Tutaj także z łatwo dostępnymi informacjami przychodzi przywołany już portal bytomski.pl, przedstawiając postacie Michaela Guttmanna (1817-1875, przewodniczący gminy żydowskiej w czasie wznoszenia synagogi w 1868 roku) i Maxa Rubena Guttmanna, urodzonego w 1921, który spisał swoje wspomnienia z Bytomia przełomu lat dwudziestych i trzydziestych, i opublikował oryginalnie jako „Beuthen O/S. Kindheitserinnerungen”. Publikacja została przetłumaczona na język polski w 1996 i wydana pod tytułem „Bytom. Wspomnienia z dzieciństwa”.

Na stronie Wirtualny Sztetl znajdziemy również sylwetkę urodzonego w Bytomiu Moritza Guttmanna, doktora filologii oraz rabina Chełmna.

Uwaga, w części pieszej bywa naprawdę grząsko

Przywracanie pamięci przez sztukę

Inicjatywą, której znaczenie chciałabym tutaj podkreślić w sposób szczególny, jest wystawa „Krzycz, Siostro, krzycz!” zorganizowana przez Centrum Sztuki Współczesnej Kronika przy bytomskim rynku. Ostatnimi przedwojennymi właścicielkami kamienicy o dzisiejszym numerze 26 były Kathe Cohn i Friederike Marianne Guttmann, pozbawione praw własności za sprawą zbrodniczych ustaw norymberskich. W jednym z pomieszczeń symbolicznie odtworzono wnętrze mieszkalne, przynajmniej w ten sposób zwracając kobietom ich własność. Niestety, wystawa jest już niedostępna. Trwała do 31 maja bieżącego roku.

Do lasu, do gaju, do zieleni

Dobrze, wróćmy wreszcie do tematu promenady do Goju, a w języku niemieckim – „nach Beuthener Wald”, czyli dosłownie „do lasu bytomskiego”, czy też „Goj-Promenade an Iserbach”. Tutaj bezcennym źródłem (wspaniała gra słów) informacji okazała się strona internetowa rzeka.org. Rzeczony Goj był historyczną nazwą fragmentu Doliny Górnej Bytomki leżącej administracyjnie w granicach Bytomia. Warto dodać, iż rzeka w dawnych czasach płynęła trochę inaczej, meandrując. Najprawdopodobniej ciąg spacerowy biegł, mniej więcej, wzdłuż brzegów rzeki. Rozpoczynał się w okolicy Wzgórza Św. Małgorzaty i ulicy Karola Miarki, gdzie dawniej przebiegała Hubertusstrasse, dalej wijąc się przez okolice młyna wodnego (Goy-Muhle, Młyn Goja, Młyn Podgajny, który znajdował się pod dzisiejszym adresem Młyńska 2), aż po tereny nieistniejącej już kopalni Florentyna (Florentine, Florentinengrube, później Kopalnia Węgla Kamiennego Łagiewniki, wcielona 1 lipca 1971 roku do kopalni Rozbark) i dalej na południe.

W tej okolicy stał pomnik ku czci Heinricha Guttmanna

Rekonstrukcja rekonstrukcji

Sama nazwa intrygowała nie tylko mnie, gdyż na wspomnianej już stronie rzeka.org znalazłam cały artykuł jej poświęcony. Autor lub autorka podpisany jako „Mart” tłumaczy, iż w „Roczniku Muzeum Górnośląskiego” nr 7 z 1997 roku natrafił na tekst niejakiego Antona O. Klaussmanna, ucznia szkoły powszechnej w Bytomiu żyjącego u schyłku dziewiętnastego wieku. W swoich wspomnieniach zawarł on wypowiedź na temat obsadzenia prowadzącej do parku miejskiego „Goy” promenady młodymi drzewkami. W przypisie do artykułu wyjaśniono z kolei, iż nazwa „Goj” (pisownia oryginalna) wzięła się od gęstego zadrzewienia. Goystrasse to z kolei obecna ulica Rostka, zaś sama promenada biegła obecną ulicą Karola Miarki, być może zaczynając się właśnie w okolicy ulicy Rostka. Mogła przebiegać także dalej, po drugiej stronie dzisiejszej linii kolejowej. Być może ciek wodny płynący w tamtym miejscu jeszcze na przełomie XIX i XX wieku był pierwotnym początkowym biegiem Bytomki, wzdłuż którego biegła dalej promenada? Świadczą o tym plany miasta Bytom z połowy osiemnastego wieku. Nie wiemy jednak, czy promenada kiedykolwiek fizycznie przebiegała przez Rozbark. Może istniały dawniej plany jej rozbudowy w tym kierunku?

Pod artykułem znajdziemy bardzo interesujący komentarz rdzennego Ślązaka. Autor tłumaczy, iż „goj, goy”, to śląski odpowiednik polskiego słowa „gaj”, zwracając uwagę na leśny charakter doliny Bytomki po stronie leżącej dziś bliżej Rudy Śląskiej (po niemiecku promenada prowadziła przecież „do lasu bytomskiego…”). Wspomina też, iż jeszcze na początku lat dwutysięcznych na wysokości Urzędu Pracy przy ulicy Łagiewnickiej można było dostrzec zabudowania dawnej gajówki, jakie z reguły budowano na obrzeżach kompleksów leśnych. Komentarz pod innym artykułem na tej samej stronie, zatytułowanym po prostu „Promenada do Goja”, zawiera następującą treść: „Obecna ulica Rostka, zarówno powyżej jak i poniżej ulicy Karola Miarki, nosiła przed wojną nazwę Goystrasse! Widocznie tam właśnie zaczynała się ta Promenada do Goja (po polsku do gaju, po niemiecku – nach Beuthener Wald)?! Zaczynała się od obecnej ulicy Katowickiej (dawniej Dyngosstrasse), stanowiącej pierwotnie fosę biegnącą wzdłuż murów miejskich, którą zasilał w wodę Iserbach (Kaczawa, Beuthener Wasser, Bytomka), a adekwatnie jego wschodnia odnoga, która miała swe źródła na terenie dzisiejszego Rozbarku, w okolicy Sójczego Wzgórza.”

W Dolinie Bytomki można poznać nowych przyjaciół

Niech żyją teksty źródłowe

Nieco więcej światła na przebieg promenady rzuca tekst Paula Heilborna z „Aus dem Beuthener Lande” z 1924 roku (tłumaczył z języka niemieckiego Jacek Maniecki):

„Któż z nas Bytomian uwierzyłby, iż przed dziesiątkami lat na południu miasta znajdował się często i chętnie odwiedzany przez mieszkańców mały las. Ta idylla pośrodku gibkiego przemysłowego życia nazywała się lasem Goj, w uproszczeniu Goj. jeżeli choćby jego obszar nie był na tyle rozległy, jak w tej chwili niektóre parki miejskie, to na pewno był bardziej romantyczny. Nietrudno byłoby dowieść, iż wizyta na promenadzie i w lesie Goj, zwłaszcza w niedzielę, stanowiła nieporównywalnie większą atrakcję, niż wizyta w obecnym parku miejskim. Obecna ulica Goj (dzisiaj – Rostka) stanowi wspomnienie tych czasów. Koniec ulicy Goj przy Instytucie Higieny był początkiem promenady Goj, równie romantycznej, jak sam lasek Goj. Promenada biegła wzdłuż nasypu kolejowego. Niewielkie partie drzew w tym miejscu stanowią pozostałość wcześniejszego bogatego drzewostanu. Promenada z ustawionymi w cieniu ławkami ciągła się dalej za mostem Szombierskim, przez który przebiegała kolej główna (żelazna) i konna, a w tej chwili kolej wąskotorowa. Dalej promenada skręcała w prawo od młyna Pielki, który musiał ustąpić miejsca oczyszczalni, i wiodła zakrętami aż do młyna Schaudera (przy ulicy Młyńskiej) oraz do bardzo ważnego tunelu Kolei Prawego Brzegu Odry. Ten pozostały po stronie niemieckiej (w latach 1922-1939 promenadę przecinała granica polsko-niemiecka) kawałek ziemi oferował aż nadmiar piękna przyrody, toteż spacer w tym miejscu miał wiele zalet. Za tunelem kolejowym znajdowała się najpiękniejsza, przez cały czas istniejąca, ale już nieniemiecka część promenady.”

Czy uda się przywrócić rekreacyjny charakter Bytomki?

Tak musiał wyglądać raj

Promenada miała postać mostków z murowanymi przyczółkami. Koryto rzeki było zabezpieczone i oddzielone od ścieżki dzięki balustrad. Trasa urywała się nagle, za młynem wodnym Goja, do którego prowadziła łukiem jedna z odnóg Bytomki. Za młynem promenada biegła jeszcze przez kilkaset metrów, ucinając się nagle na wysokości stawu. Czy taki kres ścieżki był czymś zamierzonym? Czy zamierzano ją jeszcze rozbudować? Tego pewnie nigdy się już nie dowiemy. Być może oryginalnie była po prostu drogą łączącą młyn z miastem.

Komu zawdzięczamy raj?

Rozważania dotyczące pomnika kierują moje myśli z powrotem ku ludziom. Na forum portalu bytomski.pl znajdujemy interesujące informacje pochodzące od użytkownika Marek Wójcik. Wskazuje on na publikację Przemysława Nadolskiego „Ze spiżu i granitu. Pomniki Bytomia”, w której znajdziemy nie tylko reprodukcję możliwie najlepszego zdjęcia pomnika, jak i treść podpisu na tablicy: „Dem Andenken / des Herrn / Stadtverordnetenvorstehers / Rechtsanwalt / H… / Guttmann” („Pamięci / Pana / przewodniczącego rady miejskiej / prawnika / H… / Guttmanna”). Na wspomnianym już forum spekulowano, iż pomnik być może upamiętnia Michaela Guttmanna, syna Abrahama z Łagiewnik, właściciela kamienicy przy Tarnowitzerstrasse (dziś stoi tam blok mieszkalny, który znajdziemy pod adresem Rynek 5) oraz młyna parowego. Być może był to młyn Goja, zanim w 1869 roku odkupił do Albert Schauder. Ciekawostka: ten sam młyn od początku XX wieku do 1945 roku był własnością przedsiębiorstwa Schaffgotschów.

Ze starych akt opublikowanych przez użytkownika Marek Wójcik wynika, iż ofertę wykonania pomnika złożył w marcu 1897 roku Louis Rosenthal, autor licznych nagrobków różnych wyznań, przedstawiając dwa warianty. Wybrano znany Wam już ze starych zdjęć bardziej masywny wariant – drugi był bardziej smukły, przypominający obelisk.

Dobrze, ale… Kończmy powoli te rozważania. Kim był Heinrich Guttmann?

Odcinek Bytomki na granicy Rudy i Biskupic

Zagadka pana Heinricha i raj utracony

Cóż… Nazwisko nazwiskiem, ale najprawdopodobniej nie Żydem, choć użyłam fortelu w postaci tego artykułu, aby wprowadzić Was nieco głębiej w świat tej niezwykłej bytomskiej społeczności przełomu XIX i XX wieku. Z dokumentów (Mitteilungen des Beuthener Geschichts- und Museumsvereins – Ogłoszenia Stowarzyszenia Bytomskich Historii i Muzeów) przytoczonych przez zasłużonego użytkownika forum wynika, iż Heinrich Guttmann był urodzinym w Raciborzu (Ratibor) sędzią rejonowym, który z czasem przeniósł się do Bytomia i piastował tam stanowiska prawnika i notariusza. Był także radnym miasta. Jako członek sejmiku miejskiego (od 1859) i jego przewodniczący (od 1862) szczególnie zasłużył się na polu polityki lokalnej. Zmarł 26 sierpnia 1868. Z artykułu Paula Kytzi „Die restlichen Schoenheiten der ehemaligen Gojpromenade” („Pozostały uroki dawnej Gojpromenady”) z „Oberschlesischer Sonntagsblatt” (14 lutego 1932) wynika, iż już w latach trzydziestych promenada była tylko wspomnieniem:

„…dla rozwoju miasta Bytomia wielce zasłużony prawnik i przewodniczący rady miejskiej Guttmann użył wszystkich swych wpływów, aby wzdłuż Iserbachu za lasem gajowym powstała piękna i zacieniona promenada. Była to pierwsza bytomska promenada, która wyróżniała się naturalnością i pięknem. Organizowano tam koncerty, gry i zabawy oraz tańce. O gościnę i poczęstunek dbała gospoda przy hucie Hubertus. choćby spoza Bytomia organizowano tam wycieczki dla dzieci i członków różnych bractw.

Dzisiaj pozostaje nam tylko stwierdzenie: Tak było kiedyś!

Odcinek Bytomki na granicy Rudy i Biskupic

Z pagórków wyrąbano cały drzewostan, a gnijące kikuty drzew świadczą tylko o minionym pięknie. Ogromne i dymiące hałdy kopalni Redensblick i huty Hubertus coraz szerzej rozciągają się na tych kiedyś malowniczych wzgórzach. Tragiczne w skutkach wytyczenie granicy stanowiło gwóźdź do trumny dla promenady gajowej. Polska granica przebiega tuż przed wysokim nasypem kolejowym przy kopalni Redensblick, zaś przejście pod mostem zostało zabite ciężkimi żelaznymi sztabami. Pozwala to na podsumowujące stwierdzenie: Tutaj świat nie został wprawdzie zabity deskami, tylko zagwożdżony żelaznymi sztabami.

Pozostała w Niemczech część promenady stała się nieco podmokła od chwili wybudowania oczyszczalni ścieków i pozwala na dojście tylko do złowrogiego mostu kolejowego. Rzadko można spotkać tutaj spacerowicza, zaś wielu Bytomian nie ma choćby zielonego pojęcia o istnieniu promenady gajowej, a mimo tego przed tym mostem znajduje się pewne miejsce, które warte jest zwiedzenia. Jest tam prosty pomnik z bloku granitowego ustawiony na postumencie z większych kamieni. Pomnik ustawiono ku pamięci zasłużonego założyciela promenady gajowej. Napis na tablicy brzmi: „Ku pamięci wysoce zasłużonego dla miasta Bytomia przewodniczącego rady miejskiej, mecenasa Heinricha Guttmanna”. Tenże miłośnik przyrody zmarł był w 1869 roku. Pomnik Guttmanna należałoby bezwzględnie usunąć z „końca świata” i posadowić na korzystniej usytuowanym miejscu.” (tłumaczył z języka niemieckiego Jacek Maniecki)

Autor artykułu był urodzonym w Szałszy (Schalscha) ornitologiem, nauczycielem i autorem wielu cennych publikacji o Śląsku. Z jego artykułu płynie jednoznaczne, ponadczasowe przesłanie: to polityka i spory międzyludzkie doprowadziły do zniszczenia przyrodniczego kawałka raju na Ziemi…

Widok z Rudy w stronę granicy z Bobrkiem

Miejsce żyje legendami

Wąwóz zwany Gojem, do którego zabrałam Was w podróż po czasie i przestrzeni, jest także miejscem akcji bardzo ciekawej legendy o żeńskim klasztorze, który zapadł się pod ziemię. O tym porozmawiamy może innym razem…

Z tego miejsca chciałabym serdecznie podziękować użytkownikowi Marek Wójcik z forum bytomski.pl za wpisy sięgające 2014 roku, które pozwoliły mi odtworzyć, chociaż troszeczkę, czym była promenada do Goja. Mimo wielu nazw tego nieistniejącego miejsca i wciąż trwających sporów o to, która jest poprawna (sporów, których nigdy nie rozwiążemy), każda z nich przywodzi mi na myśl idylliczny obraz. Obraz, który być może kiedyś znowu stanie się rzeczywistością.

Nad Bytomką fajnie jest! Pięknie pokazało to stowarzyszenie TURuda
Idź do oryginalnego materiału