Prohibicja w Szczecinie – Niewypał, który podzielił miasto. Sklepy zamieniają się w bary, właściciele idą do sądu
Szczecin miał stać się miastem cichszym i bezpieczniejszym nocą. Zamiast tego wprowadzenie tzw. nocnej prohibicji przyniosło lawinę kontrowersji, kreatywne obchodzenie przepisów i falę pozwów. Czy to początek końca tej uchwały?
Zakaz, który miał rozwiązać problemy
Radni Szczecina uchwalili ograniczenie sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych, tłumacząc to troską o bezpieczeństwo, porządek publiczny i komfort mieszkańców. Zakaz objął sprzedaż w sklepach, stacjach benzynowych i innych punktach detalicznych od godziny 22:00 do 6:00 rano.
W teorii miało to zmniejszyć liczbę nocnych awantur, zakłóceń ciszy i interwencji policji w rejonach z dużym nasyceniem sklepów monopolowych. W praktyce… rzeczywistość gwałtownie pokazała, iż biznes nie lubi pustki, a przedsiębiorcy potrafią znaleźć drogę obejścia przepisów.
Sklepy zmieniają szyldy – bary rosną jak grzyby po deszczu
Pierwsze tygodnie po wprowadzeniu zakazu przyniosły falę rejestracji nowych działalności gospodarczych w sektorze gastronomii. Sklepy, które dotąd sprzedawały alkohol „na wynos”, nagle stały się barami lub „punktami degustacyjnymi”.
Jak to działa?
– Klient kupuje piwo, drinka czy kieliszek wódki, ale już nie „w sklepie”, tylko „na miejscu” – mówi jeden z właścicieli, który postanowił dostosować lokal do wymagań gastronomii. – Dzięki temu zakaz sprzedaży nocnej mnie nie dotyczy.
W efekcie w niektórych dzielnicach liczba barów wzrosła, a mieszkańcy twierdzą, że… hałasu wcale nie ubyło.
Właściciele idą do sądu – „To uderza w naszą wolność gospodarczą”
Część przedsiębiorców nie zamierza kombinować, tylko walczyć z uchwałą w sądzie. Argumentują, iż ograniczenie jest nieproporcjonalne, uderza w prawo do prowadzenia działalności gospodarczej i nie rozwiązuje problemów, które miało rozwiązać.
– To jest kara dla uczciwych przedsiębiorców za to, iż władza nie potrafi poradzić sobie z patologią – mówi właściciel sklepu z centrum Szczecina, który złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. – Niech policja i straż miejska zajmą się tymi, którzy piją i awanturują się na ulicach, a nie zabrania się wszystkim sprzedaży.
Prawnicy podkreślają, iż podobne zakazy były już uchylane w innych miastach, jeżeli udowodniono, iż brakuje dowodów na ich skuteczność.
Efekt? Wątpliwy
Dane z innych miast, które wprowadziły nocną prohibicję, pokazują, iż spadek liczby interwencji policji jest minimalny lub chwilowy. W wielu przypadkach problem przenosi się po prostu w inne miejsca lub na inne godziny.
W Szczecinie mieszkańcy zauważyli, iż alkohol można kupić wcześniej, zamówić z dostawą lub po prostu pójść do baru, który teraz stoi na miejscu dawnego monopolowego. W efekcie w niektórych dzielnicach ruch nocny wcale nie spadł – wręcz przeciwnie.
Mieszkańcy są podzieleni
Na forach i w mediach społecznościowych trwa gorąca dyskusja.
– Wreszcie można spokojnie spać, bo pod oknem nie stoi kolejka pijanych klientów – pisze mieszkanka Niebuszewa.
– Śmiech na sali. Teraz zamiast pięciu minut w sklepie, piją pod oknem przez pół nocy – ripostuje internauta z tej samej dzielnicy.
Niektórzy zwracają uwagę, iż uchwała jest „półśrodkiem” i nie rozwiązuje problemu alkoholizmu, a jedynie zmienia sposób, w jaki ludzie zdobywają alkohol.
Gospodarka kontra polityka
Szczecińska prohibicja stała się również tematem politycznym. Przeciwnicy obecnych władz miasta zarzucają im, iż działają pod publiczkę, wprowadzając rozwiązania „ładnie brzmiące w mediach, ale bez realnego wpływu na życie mieszkańców”.
Przedsiębiorcy ostrzegają, iż zakaz uderza w małe, rodzinne biznesy, które często stanowiły jedyne źródło utrzymania właścicieli. Dodatkowo zmniejszenie obrotów oznacza mniej wpływów z podatków do budżetu miasta.
Czy zakaz upadnie?
Wszystko wskazuje na to, iż batalia o nocną sprzedaż alkoholu w Szczecinie dopiero się zaczyna. jeżeli sądy przyznają rację przedsiębiorcom, uchwała może zostać uchylona, a miasto będzie musiało zmierzyć się z pytaniem: co dalej?
Alternatywą może być wprowadzenie bardziej precyzyjnych regulacji – np. ograniczenie sprzedaży tylko w miejscach, gdzie faktycznie dochodzi do problemów, zamiast obejmować zakazem całe miasto.
Wnioski?
Historia szczecińskiej prohibicji pokazuje, iż choćby najlepsze intencje mogą skończyć się porażką, jeżeli zabraknie rzetelnej analizy i konsultacji społecznych. Zakaz miał być lekarstwem na nocne awantury, a stał się kolejnym źródłem konfliktów i sporów prawnych.
Wszystko wskazuje na to, iż przyszłość uchwały rozstrzygnie się w sądzie, a przedsiębiorcy – zamiast poddać się bez walki – są gotowi walczyć o swoje prawa do samego końca.