Prezent ślubny od teściowej: Lepiej nic, niż coś takiego!

newsempire24.com 2 dni temu

Prezent ślubny od teściowej: Lepiej nic niż to!

Kinga i Marek postanowili się pobrać. Wesele było w pełni, gdy prowadzący ogłosił, iż przyszedł czas na prezenty. Najpierw gratulowali rodzice panny młodej, a potem przyszła kolej na matkę Marka, Gertrudę Nowak, która wniosła duże, jasnoniebieskie pudełko.

Ojej, co tam może być? szepnęła Kinga ciekawie do ucha narzeczonemu.

Nie mam pojęcia. Mama trzymała to w tajemnicy odparł Marek, wzruszając ramionami.

Zdecydowali, iż rozpakują prezenty dopiero następnego dnia, kiedy już opadnie weselny kurz. Kinga zaproponowała, żeby zacząć od pudełka od teściowej. Rozwiązali wstążkę, podnieśli wieko i zaniemówili ze zdumienia.

Od dawna Kingę dziwiło pewne zachowanie Marka nigdy nie brał niczego bez pytania, choćby drobiazgu.

Mogę zjeść ostatnią czekoladkę? pytał nieśmiało, patrząc na samotną pralinkę w pudełku.

No jasne! odpowiadała Kinga, zdziwiona. choćby nie musiałeś pytać.

Tak mnie wychowano uśmiechał się zakłopotany, rozwijając papier.

Dopiero po kilku miesiącach Kinga zrozumiała, skąd się to wzięło.

Pewnego dnia Marek zabrał ją, by poznała jego rodziców Gertrudę i Franciszka Nowaków. Na początku teściowa wydawała się miła, ale pierwsze wrażenie gwałtownie minęło, gdy zasiedli do stołu.

Przed każdym gościem stał talerz z dwiema łyżkami ziemniaków i maleńkim kotletem mielonym. Marek gwałtownie zjadł i cicho poprosił o dokładkę.

Znowu żresz jak nieprzytomny! Ciebie nigdy nie można nasycić! oburzyła się głośno Gertruda, co głęboko zszokowało Kingę.

Gdy Franciszek poprosił o więcej, teściowa z uśmiechem nałożyła mu pełny talerz. Kinga jadła dalej w milczeniu, przerażona jawną niechęcią Gertrudy do własnego syna.

Później, podczas przygotowań do ślubu, teściowa pokazała swoje prawdziwe oblicze. Wszystko było dla niej za drogie: pierścionki, restauracja, menu.

Po co ten przepych? Przecież można taniej! narzekała bez ogródek.

W końcu Kinga straciła cierpliwość.

Samodzielnie to ogarniemy! wybuchnęła. To nasze złotówki i nasza decyzja!

Obrażona Gertruda zamilkła i choćby zagroziła, iż nie przyjdzie na wesele.

Dwa dni przed uroczystością Franciszek niespodziewanie pojawił się u pary.

Synu, pomóż mi z prezentem poprosił i zaprowadził Marka do samochodu.

Kupił samowolnie pralkę żeby nie słuchać swojej kapryśnej żony. Wyznał, iż pokłócili się ostro, bo Gertrudzie choćby prezent dla własnego syna wydał się zbyt kosztowny.

W wielki dzień teściowa jednak się pojawiła w eleganckiej sukni, taksówką. Zachowywała się poprawnie, wręczyła wielkie pudełko i zniknęła w tłumie gości.

Następnego ranka Kinga i Marek z ekscytacją rozpakowali paczkę. euforia gwałtownie zmieniła się w rozczarowanie.

Ręczniki? mruknęła Kinga niedowierzająco, wyciągając pierwszy z nich.

I skarpety westchnął Marek, trzymając dwie pary puszystych wełnianych skarpet. Ojciec miał rację Mama wzięła, co akurat było pod ręką. Trudno uwierzyć, jak bardzo stała się skąpa. Lepiej byłoby nie dostać nic.

Ale to nie był koniec. Kilka dni później Gertruda zadzwoniła by wypytywać, kto co podarował.

No mów już! Co dała mama Kingi? A wujek Zdzisław? A jej koleżanki? dopytywała się natarczywie.

Marek nie chciał rozmawiać o prezentach innych.

Mamo, to cię nie dotyczy. Kinga i ja jesteśmy zadowoleni.

I po raz pierwszy w życiu odłożył słuchawkę bez wyrzutów sumienia.

Życie uczy, iż wielkość prezentu nie świadczy o hojności darczyńcy. Szacunek i miłość widać w drobiazgach. A Gertrudzie niestety już ich zabrakło.

Idź do oryginalnego materiału