Prezent od teściowej na wesele: kiedy lepiej nic nie podarować

newsempire24.com 3 dni temu

Élodie i Julien zawierają związek małżeński. Gdy ceremonia szła pełną parą, mistrz ceremonii oznajmił, iż nadszedł czas na wręczenie prezentów. Najpierw gratulowali im rodzice panny młodej. Następnie podeszła matka pana młodego, Geneviève Lambert, trzymając w ręku dużą, przewiązaną niebieskim wstążką szkatułkę.
O mój Boże! Co może się w niej znajdować? szepnęła poduszona Élodie przy uchu Julienowi.
Nie mam pojęcia. Mama zachowała tajemnicę do samego końca odparł zdumiony nowożeńcy.
Postanowili otworzyć upominki dopiero następnego dnia, po zakończeniu hucznego przyjęcia. Élodie zaproponowała, by najpierw rozpakować pudełko od teściowej. Po zdjęciu wstążki i podniesieniu wieczka, zerknęli do środka i pozostali bez słowa.
Élodie zauważyła u Julien pewną dziwną cechę: nigdy nie zabierał niczego bez uprzedniej zgody, choćby drobnej bibeloty.
Czy mogę zjeść ostatni cukierek? pytał nieśmiało, patrząc na samotną słodkość stojącą w wazonie.
Oczywiście! odpowiedziała, zdumiona. Nie musisz pytać.
To mój zwyczaj uśmiechnął się nieco zakłopotany, gwałtownie rozwijając kawałek papieru.
Zrozumienie tej powściągliwości przyszło dopiero po kilku miesiącach.
Pewnego dnia Julien zaprosił ją, aby przedstawiła go swoim rodzicom, Geneviève i Philippe. Na początku teściowa wydawała się przyjazna, ale wrażenie to gwałtownie zniknęło, gdy Geneviève zaprosiła ich do stołu.
Podano dwie porcje puree i małą kotletkę. Julien zjadł szybko, po czym cicho poprosił o dodatkową pomoc.
Ty jesz jak cztery! Nigdy nie nadążymy z karmieniem! wykrzyknęła Geneviève, głęboko szokując Élodie.
Kiedy Philippe poprosił o więcej, żona podała mu kolejną porcję bez wahania. Élodie skończyła swój talerz, zdumiona jawną niechęcią Geneviève do własnego syna.
W kolejnych przygotowaniach Geneviève krytykowała wszystko: obrączki, salę, menu.
Po co wydawać tyle? Dałoby się znaleźć tańsze rozwiązanie! powtarzała, wyrażając dezaprobatę.
Élodie w końcu wybuchła.
Dajcie nam spokój! To nasze pieniądze i nasz wybór!
Zraniona Geneviève przestała dzwonić i choćby groziła, iż nie przyjdzie.
Na dwa dni przed ślubem Philippe przyjechał do nich.
Chodź pomóż mi z prezentem poprosił, wciągając Julien do samochodu.
Podarowali im pralkę, zakupioną bez konsultacji z Geneviève, która uznała ją choćby za zbyt drogą. Następnie zniknęła w tłumie gości.
Następnego ranka, otwierając pudełko, ich euforia zamieniła się w rozczarowanie.
Ręczniki? wymamrotała Élodie, nie wierząc własnym uszom.
A skarpetki dodał Julien, wyciągając dwie pary gąbkowych skarpet. Mama chwyciła pierwszą rzecz, jaka wpadła jej w ręce.
Kilka dni później Geneviève zadzwoniła, by dopytać syna o prezenty innych gości.
Co dała twoja rodzina? Twoi przyjaciele? nalegała.
To nie twoja sprawa odpowiedział Julien, po czym rozłączył się z ulgą.
Historia kończy się morałem: hojność nie mierzy się wartością podarunku, ale szacunkiem okazywanym innym. Geneviève o tym dawno zapomniała.

Idź do oryginalnego materiału