Dziennik, 10 października
„Jadwigo! Jadwigo, gdzie się podziewasz?!” – Kazimierz dźwięczał głosem z salonu. – „Przyjdź prędko! Ważna sprawa!”
„Idę już!” – odkrzyknęłam, wycierając mokre ręce o fartuch. – „Co się pali? Pożar?”
„Nic podobnego! Lepiej, Jadziu! O wiele lepiej!” – Mąż podbiegł, złapał mnie za łokcie, gdy tylko weszłam. – „Pomyśl tylko! Pamiętasz Pietrowicza, mojego szefa na emeryturze? No, tego, który odszedł zeszłego roku?”
„Pamiętam. Co z nim?” – Zaniepokoiłam się. Gdy Kazik tak się podnieca, zwykle szykowały się kłopoty.
„Dzwonił właśnie! Wyobraź sobie, sprzedaje trzypiętrowy apartament w śródmieściu! A nas pyta, czy nie chcemy kupić! Za bezcen, Jadziu! Mówi, iż oddadzą nam za pół darmo, bo kiedyś mu pomogłem z tą sprawą. Pamiętasz, jak załatwiłem pracę jego siostrzeńcowi?”
Opadłam powoli na fotel. Myśli zakręciły się jak płatki śniegu w zamieci.
„Kaziu, jaki mieszkanie? O czym ty mówisz? Przecież nie mamy takich pieniędzy!”
„Właśnie w tym rzecz!” – przysiadł na poręczy, mówiąc szybko, podniecony. – „Pietrowicz mówi, iż da na raty! Małymi płatnościami, on się nie śpieszy. A sam wyjeżdża do córki na wieś, mieszkanie w mieście mu niepotrzebne. Jadziu, zdajesz sobie sprawę? Żyjemy w tej kawalerce całe życie, a tu taka okazja!”
„Kaziu, poczekaj…” – przetarłam skronie. – „Po co nam trzypokojowe? Dzieci dorosły, żyją osobno. Nam to wystarcza z nawiązką.”
„Jak to po co?!” – Zerwał się, zaczął chodzić po pokoju. – „Jadziu, przecież jesteś mądrą kobietą! Wnuki będą przyjeżdżać, gdzie będą mieszkać? A jak się zestarzejemy, może dzieci do nas wrócą, zaopiekują się nami. Albo zatrudnimy pielęgniarkę, też będzie potrzebowała pokoju!”
Milczałam, patrząc na męża. Trzydzieści lat razem, a on wiecznie ten sam – marzyciel. Wciąż mu się wydaje, iż szczęście tuż obok przechodzi, wystarczy tylko rękę wyciągnąć.
„A ile pieniędzy trzeba?” – spytałam ostrożnie.
„Pierwsza rata nieduża, jakieś piętnaście tysięcy złotych. Potem co miesiąc po dwa i pół tysiąca.”
„Pietnaście tysięcy?!” – Ledwo nie podskoczyłam. – „Kaziu, oszalałeś? Skąd weźmiemy tyle gotówki?”
„A widzisz, Jadziu, już wszystko przemyślałem” – Kazimierz usiadł blisko, wziął mnie za dłonie. – „Pamiętasz pierścień babci? Ten z bursztynem, po mojej matce? Wyceniali go kiedyś w jubilerze, wart koło szesnastu tysięcy! Sprzedamy – i przynajmniej na wstępną starczy!”
Szarpnęłam się gwałtownie.
„Pierścionek?! Kazimierzu, ty oszalałeś?! To pamiątka po matce! Dała ci go na łożu śmierci!”
„To i co?” – Ramiona mu opadły. – „Matka chciała, żebyśmy żyli godnie. Oto będziemy żyć godnie! W dużym mieszkaniu! W centrum miasta!”
„A jeżeli nie zdzierżymy rat? Coś się stanie? Zachorujemy, stracisz pracę?”
„Nic się nie stanie! – Machnął ręką. – Jadziu, to szansa! Rozumiesz? Taka okazja zdarza się raz w życiu!”
Wstałam, podeszłam do okna. Na zewnątrz lało, po szybie spływały mętne strużki wody. Zupełnie jak moje myśli teraz – wszystko się pomieszało, nic nie wiadomo.
„Kaziu, mówiłeś z dziećmi? Cóż one powiedzą?”
„A co mają powiedzieć? Ucieszą się! Wyobraź sobie minę Zosi? A Staszek jak będzie dumny – rodzice mieszkają w centrum!”
Zosia, starsza, pracowała jako nauczycielka. Bez przerwy zajęta, ciągle zmęczona. Staszek, młodszy, po studiach w Londynie, rzadko dzwonił. Czy ucieszą się z nowego mieszkania rodziców? Wątpiłam.
„Posłuchaj” – powiedziałam nie odwracając się – „może nie pędźmy? Pomyślmy spokojnie, poradźmy się…”
„Z kim się radzić?! – Rozłożył ręce. – Jadziu, Pietrowicz jutro leci do córki! Trzeba podjąć decyzję dziś! Inaczej ktoś inny kupi!”
„A czemu właśnie nam proponuje?” – spytałam nagle. – „Naprawdę nie ma znajomych?”
„Cóż… Mówi, iż jesteśmy ludźmi solidnymi. Godnymi zaufania”.
Coś w jego głosie zmusiło mnie do odwrócenia głowy. Kazimierz unikał wzroku, obracał róg obrusa.
„Kaziu, powiesz mi całą prawdę?”
„Oczywiście! Co niby miałbym ukrywać?”
„Nie wiem. Ale mam przeczucie, iż coś przemilczasz.”
Zamilkł na chwilę, w końcu ciężko westchnął.
„Dobrze. Jest jeden mały szkopuł. Mieszkanie… no, nie jest w idealnym stanie. Potrzebny remont. Porządny remont.”
„Jak to porządny?”
„Trzeba wymienić hydraulikę, instal
Przez lata zbieraliśmy drobne euforii w naszym malutkim mieszkanku, a teraz w tych wysokich, zimnych pokojach jedyną rzeczą, jaka pozostała nam na własność, była drogo kupiona pustka.