Prezent, który zrujnował wszystko

newsempire24.com 2 dni temu

“Prezent, który wszystko zniszczył”
— Halu! Halina, gdzie ty się włóczysz?! — rwał się głos Krzysztofa Bodnara z salonu. — Chodź tu szybko! Ważna sprawa!

— Idę, idę! — odkrzyknęła Halina, wycierając mokre ręce o fartuch. — Co się stało? Pożar?

— Nie! Lepiej! Dużo lepiej! — Mąż podbiegł, gdy weszła do pokoju, złapał ją za ramiona. — Słuchaj, co ci powiem! Pamiętasz Bodnarka, mojego dawnego szefa? Tego, co w zeszłym roku poszedł na emeryturę?

— Pamiętam, jasne. Co z nim? — Halina spięła się. Kiedy Krzysztof tak podniecał się bez powodu, zwykle oznaczało to kłopoty.

— Dzwonił przed chwilą! Wyobraź sobie, sprzedaje mieszkanie w centrum, trzypokojowe! A nam proponuje kupno! Prawie za darmo, Halu! Mówi, iż odda za pół ceny, bo kiedyś mu pomogłem. Pamiętasz, jak załatwiłem pracę dla jego siostrzeńca?

Halina usiadła ciężko w fotelu. W głowie wirowały myśli niczym liście w listopadową zawieruchę.

— Krysiu, jakie mieszkanie? O czym ty mówisz? Przecież nie mamy takich pieniędzy!

— A tu właśnie jest cały haczyk! — Krzysztof przysiadł na podłokietniku, mówił prędko, podniecony. — Bodnarek mówi, iż można w ratach! Małymi kwotami płacić, on się nie śpieszy. Sam przeprowadza się na wieś do córki, to mieszkanie mu niepotrzebne. Halina, ty rozumiesz, co to znaczy? Całe życie siedzimy w tej kawalerce, a tu taka okazja!

— Krysiu, zaczekaj… — Halina potarła skronie. — A po co nam trzypokojowe? Dzieci dorosłe, mieszkają osobno. Nam tej w zupełności wystarczy.

— Jak to po co?! — Krzysztof poderwał się, zaczął chodzić po pokoju. — Halu, ty jesteś mądra kobieta! Przyjadą wnuki, gdzie będą spały? Jak się zestarzejemy, może dzieci do nas wrócą, żeby się nami zająć. Albo zatrudnimy opiekunkę, też będzie potrzebowała pokoju!

Halina patrzyła na męża w milczeniu. Trzydzieści lat małżeństwa, a on wciąż ten sam marzyciel. Zawsze wydawało mu się, iż tuż obok przechadza się wielkie szczęście, wystarczy tylko wyciągnąć rękę.

— A ile pieniędzy potrzeba? — spytała ostrożnie.

— No, pierwsza rata nie duża, koło siedemdziesięciu pięciu tysięcy. Potem miesięcznie po pięć tysięcy oddamy.

— Siedemdziesiąt pięć tysięcy?! — Halina o mało nie podskoczyła. — Krysiu, oszalałeś! Skąd weźmiemy tyle pieniędzy?!

— A tu, Halu, wszystko przemyślałem — Krzysztof usiadł obok żony, wziął ją za dłonie. — Pamiętasz, pierścionek matki? Ten z diamentem? Wyceniali go w lombardzie, na spokojnie da trzysta dziewięćdziesiąt pięć tysięcy! Sprzedamy — i starczy na wszystko!

Halina gwałtownie wyrwała ręce.

— Pierścionek?! Krzysztofie Bodnarze, co ty wygadujesz?! To pamiątka po twojej matce! Oddała ci go na łożu śmierci!

— No i co? — Krzysztof wzruszył ramionami. — Matka chciała, żebyśmy żyli dobrze. Więc właśnie będziemy! W dużym mieszkaniu, w centrum miasta!

— A jeżeli nie podołamy ratom? jeżeli coś się stanie? Zachorujemy, stracisz pracę?

— Nic się nie stanie! — machnął ręką mąż. — Halu, to jest szansa! Rozumiesz? Takie okazje zdarzają się raz w życiu!

Halina wstała, podeszła do okna. Na zewnątrz lał deszcz, po szybie spływały mętne strużki. Zupełnie jak jej myśli teraz — wszystko pomieszane, trudno coś zrozumieć.

— Krysiu, a rozmawiałeś z dziećmi? Co powiedzą?

— A co mają powiedzieć? Ucieszą się! Wyobraź sobie minę Krysi? A Marek będzie z nas dumny — rodzice w centrum mieszkają!

Krystyna, starsza córka, była nauczycielką. Wiecznie zabiegana, wiecznie zmęczona. Marek, młodszy, po wojsku wyjechał do Poznania, rzadko dzwonił. Czy ucieszyliby się z nowego mieszkania rodziców? Halina wątpiła.

— Posłuchaj — powiedziała, nie odwracając się — może nie warto się spieszyć? Pomyślimy, poradzimy się…

— Z kim się poradzimy?! — Krzysztof załamał ręce. — Halu, Bodnarek jutro odjeżdża do córki! Trzeba zdecydować dzisiaj! Inaczej mieszkanie ktoś inny kupi!

— A dlaczego właśnie nam je proponuje? — nagle spytała Halina. — Nie ma innych znajomych?

— No… Mówi, iż jesteśmy ludźmi solidnymi. Sprawdzonymi.

Coś w głosie męża sprawiło, iż Halina odwróciła głowę. Krzysztof unikał jej wzroku, bawił się brzegiem obrusa.

— Krysiu, mówisz mi całą prawdę?

— Oczywiście! A co miałbym ukrywać?

— Nie wiem. Ale czuję, iż coś przemilczasz.

Krzysztof zawahał się, w końcu ciężko westchnął.

— Dobrze. Jest jeden mały problem. Mieszkanie… no, nie jest w idealnym stanie. Potrzebny remont. Spory rem
Stali w zimnej, pustej przestrzeni, która ich pochłonęła, wiedząc, iż życie legło w gruzach przez jeden nierozważnyważny gest, a odzyskanie dawnego ciepła będzie trudniejsze niż najdroższy remont.

Idź do oryginalnego materiału