Prezent, który zrujnował moje małżeństwo

twojacena.pl 1 godzina temu

Pani Jadwiga wyczuła w kieszeni swojego szlafroka małe aksamitne pudełeczko i zaciśnięła je mocno w dłoni. Serce waliło jej tak głośno, iż zdawało się, iż słychać je w całym mieszkaniu. Za ścianą dobiegał monotonny pomruk telewizora – Janusz oglądał wieczorne wiadomości, jak co dzień przez ostatnie dwadzieścia siedem lat ich małżeństwa.

„Jadziu, herbatę zrobisz?” – zawołał mąż z salonu.

„Zaraz” – odpowiedziała, nie puszczając pudełeczka. – „Daj mi tylko skończyć.”

Stała przy kuchennym oknie i patrzyła na podwórko, gdzie sąsiedzkie dzieci ganiały piłkę między zaparkowanymi samochodami. Zwykła codzienność, a jednak dziś wszystko wydawało się jakoś wyjątkowe, jakby widziała to po raz ostatni.

Pudełeczko w karcie rozgrzewało jej dłoń. W środku były złote spinki do mankietów z małymi diamentami – prezent, na który zbierała pieniądze przez ostatnie trzy miesiące, oszczędzając na wszystkim, choćby na swoich kremach i lekach. Chciała zrobić mężowi niespodziankę, pokazać, jak bardzo go ceni.

Ale wczoraj wszystko się zmieniło.

„Idziesz czy nie?” – niecierpliwie zawołał Janusz. – „Program już się zaczął.”

Jadwiga wzięła głęboki oddech i podeszła do salonu. Mąż siedział w swoim ulubionym fotelu, w rozciągniętej koszulce i dresowych spodniach. Na stoliku stały dwie filiżanki z herbatą i leżała otwarta gazeta.

„Słuchaj, a pomnisz tę Baśkę Nowak z naszej klasy?” – spytał Janusz, nie odrywając wzroku od telewizora.

Jadwiga zastygła z filiżanką w ręce. Właśnie o tej Baśce myślała całą noc.

„Pamiętam” – odpowiedziała ostrożnie. – „A co?”

„No spotkałem ją dziś koło sklepu. Mówi, iż się niedawno rozwiodła. Mąż ją rzucił dla jakiejś młodszej. Wyobrażasz sobie, po trzydziestu latach małżeństwa?”

Jadwiga postawiła filiżankę z powrotem na stół. Drżały jej dłonie.

„I co teraz robi?”

„Mieszka sama w kawalerce, dorabia gdzieś jako sprzątaczka. Szkoda jej, no. Fajna była dziewczyna w szkole.”

Janusz pokręcił głową i zmienił kanał. Na ekranie zawirowały reklamy.

Jadwiga milczała. Nie mogła mu powiedzieć, iż widziała to spotkanie na własne oczy. Że stała w sąsiednim przejściu między półkami w sklepie i słuchać każdego ich słowa. Że widziała, jak Janusz obejmował Baśkę, jak ona przytulała się do niego, jak umawiali się na jutro wieczorem.

„Jadziu, czemu taka cicha?” – Janusz w końcu na nią spojrzał. – „Choraś czy co?”

„Nie, wszystko w porządku” – próbowała się uśmiechnąć. – „Prosto padłam po pracy, dziś był istny armagedon.”

„No to połóż się wcześniej.”

Znów zatonął w telewizorze. Jadwiga wstała i poszła do kuchni niby po to, by pozmywać. Pudełeczko ze spinkami w kieszeni nagle wydawało się ciężkie jak kamień.

Przypomniała sobie, jak trzy miesiące temu zobaczyła te spinki w witrynie jubilerskiego sklepu. Jak stała długo, wpatrując się w nie, wyobrażając sobie, jak się Janusz ucieszy. Zawsze lubił eleganckie rzeczy, choć rzadko coś sobie kupował. Mówił, iż rodzina jest ważniejsza.

Rodzina. Co za ironia.

Jadwiga wyjęła pudełeczko i otworzyła je. Spinki błyszczały w świetle kuchennej lampy. Piękne, drogie. Takie, na które mąż nigdy by sobie nie pozwolił.

„Kochanie, skoczę do sklepu” – dobiegł głos Janusza z przedpokoju. – „Chleba w ogóle nie ma.”

„Dobrze” – krzyknęła w odpowiedzi.

Drzwi się zatrzasnęły. Jadwiga podeszła do okna i zobaczyła, jak mąż idzie przez podwórko. Nie w stronę sklepu, ale na przystanek autobusowy. Tam, gdzie umówił się wczoraj z Baśką.

Zamknęła pudełeczko i poszła do sypialni. Na toaletce leżały zdjęcia – ich ślub, narodziny syna Wojtka, pierwsze wakacje nad morzem. Szczęśliwe twarze, uściski, uśmiechy. Czy to wszystko było kłamstwem?

Wzięła w dłonie zdjęcie ślubne. Janusz w białym garniturze, ona w długiej sukni z welonem. Młodzi, zakochani, pełni planów. Mieli po dwadzieścia cztery lata, całe życie przed sobą.

„Mamo, otwórz! To ja!” – za drzwiami rozległ się głos syna.

Szybko schowała pudełko do szuflady komody i otworzyła. Na progu stał Wojtek z torbami zakupów w rękach.

„Synku, jak dobrze, iż jesteś” – przytuliła go.

„Wpadłem na chwilę, dawno was nie widziałem” – wszedł do kuchni i zaczął wyładowywać zakupy. – „A gdzie tata?”

„Poszedł do sklepu” – skłamała. – „Zaraz wróci.”

Wojtek napełnił czajnik i postawił go na kuchence.

„Mamo, nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało?”

„Wszystko gra, synku. Po prostu praca mnie zmęczyła.”

„Rozumiem. A swoją drogą – przedstawiłem ci już tego Jacka? Nowy kolega z pracy. Fajny chłop, kawaler. Może wpadniecie w weekend? Chcę wam pokazać nowe mieszkanie.”

Jadwiga skinęła głową, choć połowy z tego, co mówił, nie słyszała. W głowie kotłowały się te same myśli. Jak długo ten romans trwa? Czy Janusz kocha tę Baśkę? Czy zamierza odejść?

„Mamo, słuchasz mnie w ogóle?” – Wojtek machnął ręką przed jej twarzą.

„Oczywiście. Mówiłeś o mieszkaniu.”

„Nie, pytałem, czy nie pomyślałaś o psie. Pamiętasz, jak zawsze marzyliśmy w dzieciństwie? Teraz macie czas i możliwości.”

„O psie?” – powtórzyła. – „Po co?”

„No jak to po co? Żebyś miała towarzystwo. Sami już siedzicie, może być wam nudno.”

Sami. Trafił w sedno.

„Wojtku, powiedz mi szczerze” – usiadła naprzeciw niego – „jesteś szczęśliwy w swoim małżeństwie?”

Syn uniósł brwi.

„O co ci chodzi? Oczywiście, iż tak. Asia jest wspaniałą żoną.”

„A gdybyś się dowiedział, iż cię zdradza?”

„Mamo!” – Wojtek niemal zakrztusił się herbatJadwiga powoli zamknęła pudełeczko, postawiła je na stole i uśmiechnęła się przez łzy, wiedząc, iż od dzisiaj jej życie będzie należało tylko do niej.

Idź do oryginalnego materiału