**Dziennik osobisty**
Wynoś się stąd, stary dziadu! krzyknęli za nim, wyrzucając go z hotelu. Dopiero później dowiedzieli się, kim był naprawdę ale było już za późno.
Młoda recepcjonistka, elegancka i schludna, mrugała zdziwiona, patrząc na sześćdziesięciolatka stojącego przy ladzie. Miał na sobie zniszczone ubranie, z którego bił ostry zapach, ale uśmiechnął się uprzejmie i poprosił:
Proszę pani, czy mógłbym wynająć pokój w apartamencie?
Jego niebieskie oczy błysnęły znajomo jakby Zofia już gdzieś widziała to spojrzenie. Nie zdążyła jednak zrozumieć, skąd je pamięta. Z irytacją wzruszyła ramionami i sięgnęła po przycisk alarmowy.
Przepraszam, ale nie obsługujemy takich gości powiedziała zimno, unosząc podbródek.
Takich, czyli jakich? Macie specjalne wymagania?
Mężczyzna wyglądał zraniony. Nie żaden włóczęga, ale wygląd delikatnie mówiąc, pozostawiał wiele do życzenia. Czuć od niego było coś nieprzyjemnego, jakby pod kaloryfer ktoś schował śledzia. I jeszcze śmiał marzyć o apartamencie!
Zofia prychnęła, przyglądając mu się z politowaniem na najtańszy pokój pewnie by mu nie starczyło.
Proszę nie marnować mojego czasu. Chcę wziąć prysznic i odpocząć. Jestem zmęczony.
Powiedziałam już wyraźnie nie ma tu dla pana miejsca. Znajdź sobie inny hotel. Poza tym wszystkie pokoje są zajęte. Brudny starzec, a chce apartament dodała półgłosem.
Marek Nowak wiedział jedno w tym hotelu zawsze zostawiano jeden wolny pokój. Już chciał zaprotestować, gdy podszedł do niego ochroniarz, brutalnie złapał go za ręce i wypchnął na ulicę. Potem zamienili spojrzenia i zachichotali stary dziad myśli, iż może sobie pozwolić na luksus.
Dziadu, choćby za ekonomiczny byś nie zapłacił. Spadaj, póki kości całe!
Marek był wstrząśnięty ich bezczelnością. Dziad?! Przecież miał tylko sześćdziesiąt lat! Gdyby nie ta przeklęta wędkarska wyprawa, pokazałby im, kto tu jest starcem. Chciał ich nauczyć rozumu, ale nie miał siły na awanturę. Wdanie się w bójkę oznaczałoby ryzyko wizyty policji, a tego absolutnie nie mógł pozwolić. Musiał się powstrzymać, ale w duchu obiecał sobie: jeżeli kiedykolwiek zostanie właścicielem tego hotelu, takich ochroniarzy wyrzuci natychmiast.
Próba powrotu skończyła się fiaskiem znów go wyrzucili, grożąc wezwaniem patrolu. Klął pod nosem, zanim dotarł do ławki w parku. Jak to możliwe? W końcu pojechał tylko na ryby, a skończyło się zupełnie inaczej. Brania były słabe tylko drobnica, którą wypuszczał z powrotem. Potem zaczął padać deszcz, a w drodze powrotnej poślizgnął się nad rzeką, lądując po kolana w wodzie. Z trudem się wydostał, ale teraz ubranie było zabłocone, a klucze przepadły bez śladu.
Córka, na złość, wyjechała w podróż służbową, więc do domu nikt by go nie wpuścił. Marek przyjechał do Weroniki z wizytą, chciał zrobić niespodziankę, ale okazało się, iż właśnie szykuje się do wyjazdu. Gdyby wiedział wcześniej, przyjechałby później. Przecież specjalnie wziął urlop, żeby spędzić czas z córką i zobaczyć, jak jej się żyje.
Tato, przepraszam, iż zostawiam cię samego. Wrócę szybko, tylko nie smuć się, dobrze? Weronika objęła go i pocałowała w policzek.
A niby czemu miałbym się smucić? Pójdę sobie na ryby. Po to tu przyjechałem zaśmiał się.
A ja myślałam, iż po prostu chcesz mnie zobaczyć Weronika nadąsała się, ale zaraz się uśmiechnęła. Wiedziała, iż tata żartuje.
Wybierając się nad rzekę, Marek nie sprawdził poziomu baterii w telefonie. Nie przyszło mu do głowy, iż znajdzie się w takiej sytuacji. Myślał, iż przeczeka w hotelu, a potem córka wróci. Ale teraz choćby nie wpuszczono go do środka. Choć nigdy wcześniej coś takiego mu się nie zdarzyło. Co to za zasada oceniać gościa po wyglądzie? Nie był pijany, nie żebrał po prostu wracał z wędkowania. Tak, wyglądał nie najlepiej i trochę śmierdział rybą, ale czy to powód, by być chamskim?
Patrząc na wyczerpany telefon, Marek pokiwał głową. W mieście nie miał ani przyjaciół, ani rodziny. Wezwanie pogotowia też nie wchodziło w grę dom był na córkę. Telefon milczał jak zaklęty.
I co teraz, dziadku? zaśmiał się sam do siebie. Nigdy tak go nie nazywano. Dziadek? Przecież był w sile wieku! Jego pracownicy padliby ze zdziwienia, słysząc coś takiego.
Nieznajoma, która usiadła obok, wyrwała go z zamyślenia. Kobieta w średnim wieku, miła i zadbana, podała mu ciepłe pierogi. Marek podziękował, czując, jak głód ściska mu żołądek.
Widzę, iż siedzisz tu cały dzień. Co się stało?
Marek opowiedział o swoich perypetiach wędkowanie, deszcz, zgubione klucze i zamknięte drzwi hotelu.
Chyba już ich nie znajdę westchnął. Pewnie wpadły do wody. Nie sądziłem, iż tak się skończy. Wszystko przez to, iż ludzie patrzą tylko na zewnętrzność.
Kobieta skinęła głową. Pracowała w pobliskiej piekarni i od dawna zauważyła, jak Marek siedzi samotnie na ławce, ignorując przechodniów.
Od razu wiedziałam, iż nie jesteś pijakiem uśmiechnęła się. Wcale tak nie wyglądasz.
Broń Boże mruknął Marek. Trzeba dbać o zdrowie, zwłaszcza w moim wieku. Ale dziś nazwano mnie starym dziadem i wyrzucono z hotelu. Przepraszam, Elżbieto, możesz pożyczyć telefon? Muszę znaleźć gdzieś nocleg. Nie chcę dzwonić do córki już późno, nie będę jej niepokoić.
jeżeli chcesz, możesz zostać u mnie. Widzę, iż jesteś porządnym człowiekiem, tylko trafiłeś na pecha. Dom mam mały, ale pokój się znajdzie. Umyjesz się, odpoczniesz, a rano spokojnie zadzwonisz do córki.
Naprawdę mogę? Jestem ci nieskończenie wdzięczny! Odwdzięczę się














