Prawo do błędu. Że tata ma kochankę, Lena odkryła zupełnie przypadkiem – akurat wagarowała, bo miała towarzyszyć koleżance Zosi do tatuażysty. Iść do galerii w szkolnym mundurku? Niemożliwe. Wpadła więc do domu przebrać się. Gdy właśnie jedna noga tkwiła w dżinsowej szacie, a druga szukała dziury w niebie, w drzwiach zaskrzypiał klucz. Zamarła jak posąg. Mignęła jej myśl o włamywaczach, ale po chwili rozpoznała ojca – gadający, jak się okazało, nie do słuchawki, tylko do komórki.
– Zaraz wezmę te bachory treningowe i jadę – mówił cicho. – Przecież nie powiem, iż byłam na siłowni, skoro cały mój wór sterczy pod łóżkiem!
Ależ się Lena pomyliła! Tata nagrywał głosówkę, bo po paru minutach odezwał się delikatny kobiecy głosik:
– Skarbie, już się stęskniłam, chodź prędzej! Gotuję akurat pączki, twoje ukochane! Śpieszą się, stygną! Całuski, ściskasy!
Sens całej sprawy do Leny dotarł z opóźnieniem. Najpierw rozpoznała głos: to ciocia Krysia! Z pracy taty, a przy okazji siostra przyjaciółki mamy, częsta bywalczyni w ich domu. Lena ją lubiła: ciocia Krysia była innym typem niż reszta dorosłych – nie udawała wszechwiedzącej, bawiła się świetnie i słuchała czegoś mocniejszego, nie tych marudnych ballad, co rodzice. Dopiero zastanawiając się, po co ciocia Krysia nagrywa tacie głosówki, Lena zrozumiała ich treść. W tejże chwili klucz znów zakręcił w zamku i w mieszkaniu zapanowała cisza. Lena osunęła się na łóżko, przesuwając w głowie słowa cioci Krysi – nie, to nie złudzenie, jej tata zdradza mamę! Co teraz? Powiedzieć mamie? Jak się zachowywać wobec taty i tej kobiety?
Nie zdecydowawszy nic, pognała na spotkanie z Zosią – ta wysłała już pięć wkurzonych SMS-ów. Czekały na ten wypad miesiąc, wybierając wzór, a Zosia była mistrzynią podrabiania maminego podpisu. Teraz jednak humor Leny leżał gdzieś pod szafą.
– Lenuś, co z tobą? – Zosia nie dawała spokoju. – Kwaśna mina jak po occie? Też chcesz tatuaż? No to sforzuję mamie podpis, pikuś!
Jakże pragnęła komuś wyjawić szokującą wiadomość, rozłożyć odpowiedzialność na dwoje, ale choćby przyjaciółce nie mogła o tym mówić. Udawała więc, iż chodzi o tę przeklętą dziarę.
Przez dwa tygodnie Lena żyła jak we mgle: nauka szła przez nią jak nóż przez masło, unikała spotkań, z mamą rozmawiała jak wrogowie, ojcu patrzała ślepiami. Co robić? Pewnego razu omal nie wybuchła przed mamą, ale ta uwzięła się na złą ocenę z chemii. Skłócili się na potęgę. Wieczorem jednak mama weszła z klasycznym ptysiem od Grzegorza – przysmakiem Leny – mówiąc:
– Przepraszam, kotku, iż nakrzyczałam. Niepedagogicznie. Ale ja się tak denerwuję twoją maturą! Chcę dla ciebie jak najlepiej…
– Mamo, daj spokój, ta matura to pikuś! Ten ptysio – dla mnie?
– Dla ciebie, słodziaku. Zgoda? Nie mogę znieść, gdy się kłócimy.
Lena wzięła ciastko, cmoknęła mamę w policzek i postanowiła: nigdy nie zrobi jej takiego bólu. jeżeli ta drobna sprzeczka ją dotknęła, to co by było po usłyszeniu prawdy o tacie? Trzeba zrobić wszystko, by mama nigdy się nie dowiedziała.
Tak Lena mimowolnie została ojca wspólniczką: kłamała o jego pracy, przypominała o urodzinach i mamowych zachciankach, odwracała uwagę, gdy dzwonił “ktoś”. Jednocześnie jego polecenia ignorowała, bywała opryskliwa i ledwo hamowała, by nie wykrzyczeć, co o nim myśli.
Aż nagle wszystko jakoś się ułożyło: tata wracał na czas, Lena zdała egzaminy, przeszła do drugiej liceum, a tamta historia poszła w niepamięć jak zły sen. Do tego poznała Marcina – o dwa lata starszego, studenta prawa grającego w garażowym zespole. Wieczorami chodzili z paczką, ale coraz częściej odłączali się i szli tylko we dwoje. Tak było i tamtego wieczoru: poszli do fontanny i czas im zleciał. Lena miała już być w domu. Miała nadzieję, iż rodzice nie sprawdzą godziny i na paluszkach wślizgnęła się do siebie.
“Uff, prześlizgnęłam się” – pomyślała.
– Lena?
Oj, nie prześlizgnęła…
Do pokoju zajrzała mama.
– Trochę późno…
Lena spodziewała się tyrady. Nic takiego – mama choćby nie domagała się wyjaśnień.
– Przepraszam, zaszalałyśmy z dziewczynami. Mamo, wszystko gra?
Nawet w lampie Lena dostrzegła, iż mamę mocno napuchło od płaczu.
– Wszystko. Powiedz, może ty z tatą kupowaliście coś w złotnictwie? Tak, z czapy pomyślałam…
Jakieś szóste zmysły podpowiedziały
Elżbieta, zwana Elą, odkryła ojca przypadkiem – tego dnia wagarowała, by towarzyszyć przyjaciółce Kalinie u tatuażysty. Do galerii w szkolnym mundurku? Niemożliwe, więc wpadła do domu przebrać się. Gdy wdrapywała się w dżinsy, w drzwiach zaszczękał klucz. Zamarła, balansując na jednej nodze, druga tkwiąc w nogawce. Pomyślała o złodziejach, ale rozpoznała głos taty – zdawało się, gadał przez telefon.
– Zaraz złapię torbę i jadę – nie mogę przecież tłumaczyć się treningiem, gdy sakwa sportowa leży pod łóżkiem – mówił.
Ela się myliła – to nie telefon, tylko nagrywana wiadomość, bo po chwili usłyszała kobietę:
– Skarbie, tak stęskniłam się, śpiesz do mnie!… Aha, upiekłam twoje ukochane pączki, więc się spiesz, bo wystygną. Całuski-całuśki!
Zrozumiała sens później – najpierw rozpoznała głos: ciocia Kasia, koleżanka taty z redakcji i siostra przyjaciółki mamy, częsty gość w domu. Ela ją lubiła: ciocia Kasia nie udawała, iż wie wszystko, kochała się bawić i słuchała disco polo, nie tych przaśnych piosenek, które gustowali rodzice. Dopiero gdy zaczęła drążyć, *dlaczego* ciocia Kasia nagrywa tacie wiadomości, do niej dotarło.
W drzwiach znowu zaskoczył klucz. Cisza. Ela opadła na łóżko, powtarzając w myślach słowa cioci Kasi – nie, nie przesłyszała się. Tata miał romans. I co teraz? Powiedzieć mamie? Jak się teraz zachowywać?
Nie zdecydowawszy nic, pognała do Kaliny – przyjaciółka zasypała ją pięcioma SMS-ami. Czekały na ten dzień miesiąc, Kalina opanowała podrabianie podpisu mamy do perfekcji. Ale Ela straciła całą ochotę.
– Ela, co z tobą? – nie odpuszczała Kalina. – Dlaczego taka naburmuszona? Też chcesz tatuaż? To podrobię podpis mamy, przecież to pikuś!
Jakże chciała się komuś wygadać, podzielić tym ciężarem, ale choćby z Kaliną nie mogła. Więc Ela udawała, iż chodzi rzeczywiście o dziarę.
Przez dwa tygodnie nie mogła się uczyć, unikała koleżanek, milczała przy mamie, ojcu ostro odpowiadała. Pewnego dnia niemal wyznała mamie, ale ta zaczęła ją besztać za pałę z chemii – pokłóciły się niemiłosiernie. Wieczorem mama weszła z eklerkami, ulubionym ciastkiem Eli:
– Przepraszam, kotku, iż na ciebie nakrzyczałam. Wiem, iż to niepedagogiczne. Po prostu martwię się o twoją maturę! Tak chcę, by wszystko ci się udawało…
– Mamo, daj spokój – zdasz ja, zdasz! Ten ekler – dla mnie?
– Oczywiście. Pogodziłyśmy? Nie znoszę, gdy się kłócimy!
Ela wzięła ciastko, cmoknęła mamę w policzek i przyrzekła sobie – nigdy nie zrani mamy tak głęboko. Skoro ta ichnia głupia sprzeczka ją tak zdołowała, to co by było, gdyby wiedziała o tacie? Trzeba więc za wszelką cenę, by nigdy się nie dowiedziała.
I tak Ela niechcący stała się wspólniczką ojca: kryła jego spóźnienia, przypominała o rodzinnych uroczystościach i prośbach mamy, odwracała uwagę, gdy do niego dzwoniono. Jednocześnie ignorowała jego próby rozmowy, odpowiadała szorstko i ledwo powstrzymywała się, by nie wykrzyczeć, co o nim myśli.
Aż nagle wszystko wróciło do normy: tata wracał punktualnie, Ela zaliczyła egzaminy i przeszła do drugiej klasy gimnazjum, a cała historia rozwiała się jak zły sen. Do tego poznała Mateusza – dwa lata starszy, student prawa z gitarą. Wieczorami chadzali z paczką, ale coraz częściej odłączali się i wędrowali sami. Jak wtedy, gdy poszli do fontanny w parku na Pawiej i nie zauważyli upływu czasu – dawno powinna być w domu. Liczyła, iż rodzice nie zorientują się, która godzina, i na palcach wślizgnęła się do swojego pokoju.
*Uff, chyba się udało* – pomyślała.
– Ela?
Nie udało się…
Do pokoju zajrzała mama.
– Trochę dziś późno.
Ela spodziewała się awantury, ale mama nie czekała choćby na odpowiedź.
– Przepraszam, zasiedziałyśmy się z dziewczynami. Mamo, wszystko w porządku?
Nawet w świetle lampy Ela zauważyła, iż mama ma zaczerwienione oczy, jakby płakała.
– Wszystko gra. Powiedz, a ty z tatą nie kupowaliście czegoś u jubilera? Tak tylko pytam…
Jakieś szóste zmysłu podpowiedziało Eli, by się nie śpieszyć.
– U jubilera?
– Trafił mi się paragon na kolczyki i pomyślałam…
– Ach, no tak! – zapomniałam powiedzieć, iż poprosiłam tatę o 150 zł na prezent dla Zosi. Przecież ma urodziny, chciałam jej dać co
Jednak gdy kilka miesięcy później zobaczyła, jak jej tata dźwiga zakupy dla mamy, a mama śmiała się głośno z jego żartu, a w jej oczach znów błyszczał ten dawny blask, Elka nieświadomie dotknęła ukrytego pod rękawem tatuażu i poczuła, iż te słowa na jej skórze może jednak nie są takie ostateczne.