Po wielokroć pisałem: - „życie bez pasji do dupy
jest”.
Marsz 11 listopada w Warszawie, od kilku lat
został przejęty przez tak zwanych narodowców, czyli patriotów. Organizatorzy podali hasło pod jakim będą maszerować:
Tu jest Polska. (Moja jest Polska i ona jest najmojsza – podpowiadam słowa z
filmu „Dzień świra”). Do marszu chce się przykleić niezaproszony inteligent z
Żoliborza. Tu przypominam
anegdotę:
- Do lekarza przychodzi baba z żabą na głowie. Lekarz pyta – jaki jest problem?
Żaba się odzywa: - panie doktorze, coś mi się do dupy przykleiło!
Nadarza się atoli okazja do poruszenia kilku istotnych
wątków, a mianowicie: wspomnianego wyżej patriotyzmu, czystości rasy, narodowej
tożsamości, a także nienawiści wobec wroga.
„Lud potrzebuje wroga. Takiego wroga,
rozpoznawalnego i groźnego ma się we własnym domu. Od lat takim wrogiem są
Żydzi. Dała nam ich boska Opatrzność, korzystajmy więc z tego i módlmy się, żeby
nigdy nie zabrakło jakiegoś Żyda, którego należy bać się i nienawidzić.
Potrzeba
wroga, żeby lud nie tracił nadziei. Ktoś powiedział, iż patriotyzm to ostatnie
schronienie łajdaków. Ludzie bez zasad moralnych owijają się zwykle sztandarem,
a bękarty powołują się zawsze na czystość swojej rasy.
Narodowa
tożsamość to jedyne bogactwo biedaków, a poczucie tożsamości oparte jest na
nienawiści wobec tych, którzy są inni. Nienawiść, jako cnotę obywatelską należy
podsycać. Wróg jest przyjacielem ludów. Potrzeba zawsze kogoś, kogo się
nienawidzi, aby dzięki temu uzasadnić własną nędzę. Nienawiść to prawdziwie
pierwotna pasja, anomalię stanowi miłość”.