Kiedy myśleliśmy o Chinach przed podróżą, w głowie od razu pojawiały się obrazy smogu, gigantycznych miast i systemu pełnego zakazów. Tymczasem rzeczywistość kompletnie nas zaskoczyła. Zamiast chaosu zobaczyliśmy kraj nowoczesny, uporządkowany, czysty i dużo bardziej gościnny, niż mogliśmy się spodziewać. Skorzystaliśmy z możliwości bezwizowego wyjazdu i będąc w Laosie, złapaliśmy pociąg i po kilku godzinach pojawiliśmy się w Kunming.
Jakie były nasze pierwsze wrażenia?
Zapraszamy do wpisu!
Życie bez gotówki to przyszłość?
Pierwsze zderzenie nastąpiło od razu po wyjściu z lotniska w Kunmingu. Gotówka? Zapomnijcie. Tutaj wszystko kręci się wokół kodów QR. Płaci się telefonem dosłownie wszędzie. U sprzedawcy przekąsek na ulicznym stoisku, w taksówce czy w eleganckiej restauracji.
Od razu pomyśleliśmy: „Okej, bez chińskich aplikacji nie damy rady”. Skonfigurowaliśmy sobie WeChat i AliPay z pomocą recepcjonisty w naszym hotelu. Dalej było już z górki.
Oczywiście gotówka jest powszechnie akceptowana, ale raczej się z niej nie korzysta.

Gdzie się podziały silniki spalinowe?
Pierwszego dnia złapaliśmy się na tym, iż czegoś nam brakuje. A to był… dźwięk silnika. Na ulicach królują elektryczne skutery, autobusy i samochody. W Kunming praktycznie wszystkie samochody są elektryczne.
To, co dla Europy brzmi jak odległy cel, w Chinach jest po prostu codziennością.
Cisza w kraju miliarda ludzi
Zaskoczył nas też… porządek. Serio, spodziewaliśmy się hałasu, tłumu i trąbiących klaksonów, a zamiast tego w miastach panowała cisza i organizacja. choćby w ogromnych miastach takich jak Chengdu, wszystko funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna.
Transport publiczny działa punktualnie, metro dojeżdża wszędzie, a ludzie nie przepychają się w kolejkach. Ludzie wbrew pozorom są bardzo miło nastawieni względem turystów. Zwłaszcza jeżeli odwiedza się mniej turystyczne miejsca. Niestety, dużą przeszkodą jest ich słaba znajomość języka.

Smaki, które w Europie nie istnieją
I oczywiście jedzenie. jeżeli myślicie, iż wiecie, jak smakuje chińska kuchnia, to podróż tutaj wywróci wszystko do góry nogami. W Kunmingu zakochaliśmy się w makaronach ryżowych, świeżych warzywach i lokalnych grzybach.
Za miskę pierożków z herbatą płaciliśmy równowartość kilku złotych, a smak przebijał to, co w Europie uchodzi za „chińskie jedzenie”. W zasadzie jest to zupełnie coś innego. Tu ulica karmi lepiej niż niejedna restauracja z przewodnika czy rekomendacji Michelin.
Uśmiech ważniejszy niż język
Najmilej jednak wspominamy spotkania z ludźmi. Trochę obawialiśmy się chłodnego podejścia do obcokrajowców, ale gwałtownie okazało się, iż jest wręcz odwrotnie. Ludzie podchodzili, zagadywali, robili z nami zdjęcia.
Mimo iż język bywał barierą, to uśmiech i aplikacje do tłumaczeń robiły całą robotę. Czuliśmy się bezpiecznie i mile widziani, jakbyśmy byli tu u siebie.
A jeżeli chcesz zobaczyć jak wyglądała nasza podróż do Chin i jak przetrwać tam bez języka chińskiego, obejrzyj poniższego vloga!