Pracownicy firmy transportowej przywieźli meble do nowego mieszkania i oniemieli, gdy rozpoznali w gospodyni zaginioną gwiazdę estrady.
“Wojtek, widziałeś, jakie mamy zamówienie? Szafa, kanapa, dwa fotele i stół! A dom bez windy, piąte piętro! Za takie pieniądze niech sobie Jarek sam to nosi!” Krzysztof zirytowany rzucił fakturę na deskę rozdzielczą ciężarówki.
“Oj daj spokój, Krzysiu” spokojnie odparł Wojciech, nie odrywając wzroku od drogi. “Dzisiaj ostatnie zlecenie i do domu. Żona obiecała ugotować rosół.”
“Twój rosół niczemu nie zagrozi, ale mój kręgosłup na pewno mi podziękuje” westchnął Krzysztof, patrząc przez okno na szare blokowiska na obrzeżach miasta. “I po co ludziom to piąte piętro? Mogliby mieszkać na parterze, jak normalni.”
“Ale widok z okna” uśmiechnął się Wojciech. “I sąsiedzi z góry nie tupią.”
“No tak, romantycznie Słuchaj, a kto jest zamawiającym?” Krzysztof w końcu wziął fakturę, wczytując się w drobny druk. “Jakaś Anna Nowak. Telefon, adres Zaliczka wpłacona, reszta przy odbiorze. Standardowo.”
Ciężarówka skręciła z głównej ulicy w ciche podwórko, zapchane samochodami. Nowe budynki mieszały się tu ze starymi kamienicami, tworząc dziwny kontrast. Wojciech zaparkował przed klatką z odpadającym tynkiem.
“Dotarliśmy. Tamte drzwi” wskazał na zniszczoną bramę. “Miejmy nadzieję, iż przynajmniej drzwi w mieszkaniu są szerokie, bo będziemy się męczyć z szafą.”
Rozładowali wózek transportowy i Krzysztof zadzwonił do klientki.
“Dzień dobry, pani Anno? Firma transportowa ‘Komfort’. Przyjechaliśmy z zamówieniem. Tak, jesteśmy na dole. Dobrze, poczekamy.”
Po kilku minutach drzwi otworzyły się i w progu stanęła kobieta około czterdziestki w zwykłym domowym ubraniu jeansach i luźnej bluzce. Ciemne włosy miała zebrane w nieporządny kok, a na twarzy minimalny makijaż. Uśmiechnęła się przyjaźnie.
“Dzień dobry, proszę wejść. Mieszkanie piąte, na ostatnim piętrze.”
Krzysztof i Wojciech zaczęli ładować meble na wózek, by nie dźwigać każdego przedmiotu osobno. Pierwsza była kanapa największa, ale nie najcięższa część zamówienia.
“Zaczekajcie, pomogę” niespodziewanie zaproponowała gospodyni, gdy manewrowali w wąskiej klatce schodowej.
“Co pani, Anno, nie trzeba” machnął ręką Wojciech. “To nasza robota.”
“A jednak” uparła się, podtrzymując róg kanapy. “W tych schodach takie zakręty, iż bez znajomości terenu się nie obejdzie.”
Jej głos wydał się Krzysztofowi dziwnie znajomy. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, gdzie mógł go słyszeć ten charakterystyczny sposób przeciągania samogłosek. Coś znajomego, ale wymykającego się pamięci.
Piąte piętro nie przyszło łatwo. Po drodze Krzysztof zdążył przekląć wszystkich budowniczych domów bez wind, wszystkich, którzy w nich mieszkają, a szczególnie tych, którzy zamawiają tam meble. W końcu kanapa dotarła pod drzwi mieszkania. Gospodyni otworzyła i przytrzymała.
“Proszę wnieść do salonu, tam koło okna postawimy.”
Mieszkanie okazało się zaskakująco przestronne pewnie kilka ścian wyburzono. Jasne ściany, kilka mebli, dużo przestrzeni. W kącie stało pianino jedyny przedmiot, który zdradzał zainteresowania gospodyni.
“Gra pani?” zapytał Wojciech, wskazując na instrument.
“Trochę” odparła wymijająco. “Dla siebie, by nie zapomnieć.”
Wrócili po resztę mebli. Krzysztof ciągle łapał się na tym, iż twarz gospodyni wydaje mu się znajoma. Może obsługiwali ją wcześniej? A może gdzieś ją widział? Pamięć uparcie odmawiała współpracy.
Kiedy wniesli ostatni przedmiot stół do jadalni Krzysztof w końcu zdecydował się zapytać:
“Przepraszam za ciekawość, pani Anno, ale wydaje mi się, iż panią gdzieś widziałem. Zamawiała pani u nas wcześniej?”
Kobieta na moment zastygła, jakby ważąc odpowiedź.
“Nie, to moje pierwsze zamówienie u was” odparła po chwili. “Chyba się pan pomylił.”
Odwróciła się, wyjmując z portfela pieniądze, i w tym momencie z radia w sąsiednim pokoju popłynęła piosenka. Stary hit, który kiedyś królował na listach przebojów. Melodyjny głos śpiewał o niespełniej miłości.
I wtedy Krzysztofa oświeciło. gwałtownie odwrócli się do gospodyni, która właśnie podawała mu pieniądze, i wykrzyknął:
“Anna Gwiazda! To pani jest Anna Gwiazda!”
Wojciech, który akurat ustawiał szafę, o mało nie upuścił drzwiczek. Obrócił się i spojrzał na kobietę, jakby ujrzał ducha.
“Nie może być!” wydusił. “Racja! Ta sama Anna Gwiazda! Która zniknęła kilka lat temu!”
Kobieta lekko zbladła, ale zachowała spokój.
“Mylicie się” odparła cicho. “Nazywam się Anna Nowak, jestem zwyczajną kobietą, która niedawno się tu wprowadziła.”
“Niech pani nie żartuje” Krzysztof nie mógł powstrzymać emocji. “Znałem wszystkie pani piosenki na pamięć! ‘Nie odchodź’, ‘Ostatni deszcz’, ‘Gwiezdne niebo’ Żona oszalała na ich punkcie! A potem pani po prostu zniknęła. Wszystkie gazety pisały przepadła gwiazda estrady!”
“Krążyły plotki, iż wyjechała pani za granicę” dodał Wojciech. “Albo poszła do klasztoru. A niektórzy choćby mówili, że” urwał, pewnie uświadomiwszy sobie, iż plotki o śmierci gwiazdy były teraz nie na miejscu.
Anna westchnęła i usiadła na dopiero co wniesionej kanapie.
“Cóż, poznaliście mnie” powiedziała cicho. “Ale byłabym wdzięczna, gdyby to zostało między nami.”
“Wiec to naprawdę pani, ta słynna piosenkarka?” Krzysztof wciąż nie wierzył własnym oczom. “Ale dlaczego pani zniknęła? I dlaczego mieszka w takim” rozejrzał











