„Pozwalam ci”, „Wypuszczam cię” – brzmi pięknie. Ale czasem to forma przemocy.

przytulnosc.pl 13 godzin temu

Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało idealnie. Piotr był czułym, opanowanym, inteligentnym mężczyzną. Nigdy na Martę nie krzyczał, nigdy nie podniósł ręki. Często zapraszał ją do stołu na zieloną herbatę i prowadził z nią „rodzinne rady”. Delikatnie omawiał, co „należy omówić”.

Trzy razy w tygodniu – regularnie – organizował te spotkania. Czasem zapraszał swoją mamę. Czasem jej mamę – panią Halinę z Piotrkowa Trybunalskiego. Bo „szczerość to podstawa”. Rozmawiali o budżecie domowym, o opóźnieniu z powrotem z wizyty u przyjaciółki. Marta wróciła 1,5 godziny później, a Piotr zadzwonił do niej – dziesięć razy. A może i sto.

I opowiadał z dumą:
– Pozwoliłem jej iść na basen raz w tygodniu, w czwartki, o 18:30. Wracała o 20:30. Nigdy nie miałem z tym problemu.
Pozwalał jej też kupić sukienkę – ale najpierw omawiali sprawę na „radzie”, a potem wyrażał zgodę.

Nigdy nie żałował pieniędzy. Ale Marta musiała sporządzić listę wydatków, potem dokładnie się z niego rozliczyć. Każda złotówka musiała się zgadzać.

Zabierał ją czasem w delegacje – np. do Poznania czy Krakowa. Pytał:
– Chcesz jechać ze mną?
Na początku jechała. Potem przestała. Wolała zostać w domu. Ale on i tak dzwonił wieczorem – pięć razy. Pytając:
– Co teraz robisz?
Radził jej przeczytać konkretną książkę. Albo umyć lodówkę. Albo wytrzeć kurz. „To dobrze wpływa na spokój umysłu.”

I wiecie co? On naprawdę był dla niej „dobry”. Tak jak „dobry” był niegdyś pan dla swojego służącego. Tak jak „dobry” był właściciel kamienicy w XIX-wiecznej Warszawie. Ludzki, łagodny, wykształcony. Ale przez cały czas – właściciel.

Bo „pozwalam ci”, „wypuszczam cię”, „zabiorę cię ze sobą” – to słowa, które mówi się do dziecka. Albo do podwładnego. Nie do dorosłej kobiety, która ma swoje życie, potrzeby, tożsamość.

Nie dziwne, iż Marta odeszła. Ale wróciła – kiedy Piotr zaczął się zmieniać. Kiedy zrozumiał, jak bardzo dławił jej wolność, jak bardzo jego „dobroć” była jedynie formą kontroli.

To rzadkie – żeby ktoś to zrozumiał. Większość nie widzi problemu. Nie widzi władzy ukrytej w pozornie łagodnych słowach.

Bo miłość nie polega na pozwoleniach. Miłość nie zabrania ani nie „wypuszcza”. Miłość nie sprawdza, nie kontroluje, nie poucza. Miłość ufa. Szanuje. Oddycha razem, a nie za kogoś.

Idź do oryginalnego materiału