Późniejsze spełnienie

polregion.pl 1 miesiąc temu

**Późne szczęście**

Wojciech długo błądził po obcym dużym mieście, zanim dotarł na dworzec. Nogi bolały go ze zmęczenia, a humor miał pod psem. Z taką nadzieją tu przyjechał, nie myślał, iż będzie musiał wracać w takich okolicznościach. Nie był winien niczemu, a uciekał jak kot, który nabroił.

Zauważył wolne miejsce w poczekalni i przysiadł, by odpocząć. *Odetchnę chwilę, a potem pójdę sprawdzić bilety. Te kilka minut już nic nie zmieni. Dobrze, iż nie wziąłem wcześniej biletu powrotnego. Planowałem zostać tydzień… No cóż.*

Gdy poczuł, iż nogi już nieco odpoczęły, zarzucił na ramię ciężką sportową torbę i ruszył w kierunku kas. Czekając w kolejce, obserwował dworcowy chaos i zastanawiał się, co zrobi, jeżeli nie będzie biletów na pociąg. Ale kasjerka wydała mu bilet. Tylko iż na pociąg trzeba było czekać ponad trzy godziny. Nic nie szkodzi. Najważniejsze, iż ma bilet i wróci do domu.

Schował bilet i paszport do kieszeni kurtki, rozejrzał się. Jego miejsce już było zajęte. Wyszedł na zewnątrz, w stronę peronów. Przy ścianie dworca też stały ławki. Na jednym z peronów stał gotowy do odjazdu pośpieszny pociąg. Tablica przy peronie szóstym pokazywała godzinę odjazdu i cel podróży. Wszyscy pasażerowie już wsiedli, więc ławki przed dworcem były puste.

Uporczywy zapach kreozotu i kurz mieszał się z dymem papierosowym, oddechem po alkoholu i potem. choćby świeże powietrze nie pomagało. Przez dworzec przewijały się codziennie tysiące ludzi, w tym bezdomni i pijani.

Wojciech usiadł na ławce, z której dobrze było widać wszystkie tablice i perony, i przygotował się na czekanie. W myślach powtarzał rozmowę z wnukiem Haliny, próbując wymyślić lepsze argumenty, ale wtedy stracił głowę…

— Wolne? — usłyszał obok męski głos.

Podniósł wzrok i zobaczył młodego mężczyznę w eleganckim garniturze, z małą walizką na kółkach.

— Wolne, niech pan siada — odpowiedział i nieco się przesunął, choć miejsca było wystarczająco. Zauważył, iż na innych ławkach też siedzieli ludzie.

Mężczyzna usiadł na drugim końcu ławki, poluzował krawat i ustawił walizkę obok siebie.

— W podróż służbową? — zapytał Wojciech, któremu zależało na rozmowie, na usłyszeniu ludzkiego głosu.

— Nie, wracam z podróży służbowej — odpowiedział niechętnie i spojrzał na Wojciecha.

— Ja też wracam do domu — westchnął Wojciech.

— Też służbowo? — spytał sceptycznie mężczyzna.

— Nie. Przyjechałem w odwiedziny. Myślałem, iż zostanę tydzień, ale nie wyszło — Wojciech opuścił wzrok.

— Wyrzucili pana? — zapytał z współczuciem.

— Coś w tym rodzaju. Siedzę więc i czekam na pociąg do Gdańska. A pan?

— Nie mamy szczęścia, czekanie będzie długie. Ja też muszę wracać wcześniej niż planowałem. Trzeba było zmienić bilet.

— A w którym wagonie? — zainteresował się Wojciech.

— W jedenastym.

— To pojedziemy razem. A przypadkiem nie w przedziale piątym?

— Właśnie w piątym — odpowiedział niedowierzająco i sięgnął po bilet. Sprawdził, skinął głową i schował go z powrotem. Potem klepnął się po kolanach.

— No proszę, co za zbieg okoliczności. Dopiero co pan kupił bilet? — zapytał, przyglądając się Wojciechowi uważniej. W końcu mieli jechać razem całą drogę.

— Tak.

— Ja miałem wyjechać za dwa dni, ale żona zadzwoniła, córka zachorowała. Powiedziała, iż boi się choćby wymówić diagnozę, płacze. Musiałem przerwać służbowkę i wracać.

— Samolotem byłoby szybciej — zauważył Wojciech.

— Boję się latać, szczerze mówiąc. Pociągiem spokojniej.

W tej chwili w kieszeni marynarki mężczyzny zadzwonił telefon. Wyjął go i odebrał. Wojciech odwrócił się, by nie słuchać.

— Cześć. Tak, już jestem na dworcu, mam bilet… Też miałem nadzieję… Też tęsknię. Nie płacz, spróbuję do ciebie wpaść… — Słuchał długo, patrząc przed siebie. — Dobrze, na pewno zadzwonię, jeżeli coś się zmieni. No to pa, całuję. — Zakończył rozmowę i schował telefon.

Nastrój mężczyzny wyraźnie się pogorszył. Milczał, zamyślony. Wojciech też milczał.

— Tylko nie udawaj, iż nie wiesz — nagle przerwał ciszę. — Nie osądzaj, stary. Nic nie wiesz — przeszedł na „ty”.

— Ja nie osądzam. To nie moja sprawa — odparł Wojciech.

— No i dobrze. Za córkę wszystkich rozniosę. A żona… Zakochałem się jak chłopak. Tobie się coś takiego nie zdarzyło? — Mężczyzna spojrzał na niego, oczekując odpowiedzi.

— Zdarzało się, jak to w życiu. Ale żonie nie zdradzałem. jeżeli się żenisz, to bierzesz odpowiedzialność za rodzinę. A gdyby to ona poszła w tango? Jak wtedy żyć? — szczerze przyznał Wojciech. — Więc służbówka to przykrywka?

— Łapiesz. Co pół roku przyjeżdżam tutaj, odpoczywam duszą — jego wzrok zamglił się. — I mogę dalej żyć.

— A córka ile ma lat? — dopytał Wojciech.

— Dwanaście. A ty sam dokąd jedziesz? U dzieci byłeś? Syn pokazał ci drzwi? — zapytał z przekąsem.

— Syn w Warszawie żyje z rodziną. Ciągle mnie zaprasza. Po co ja im? Mają swoje życie. Nie chcę przeszkadzać.

— Słusznie — skinął głową towarzysz podróży.

— Żona zmarła trzy lata temu. Ożenił się na złość, żeby zapomnieć o miłości. A gdy umarła, chciałem za nią pójść, tak mi było pusto. A może ją kochałem, tylko nie zdawałem sobie sprawy. Miłość bywa różna. Ale żyję. jeżeli nie rozdrapywać ran, to mniej bolą — podzielił się swoim odkryciem Wojciech.

— Do rodziny przyjechałeś? — spytał mężczyzna.

Tak już jest z ludźmi. Gdy nam źle, problemy innych pomagają oderwać się od własnych. I własny ból wydaje się mniejszy.

— Nie, ale do tej najbliższej — odpowiedział Wojciech.

— Opowiedz. Mamy trzy godziny. Jestem Krzysztof — wyciągnął rękę.

— Wojciech.

Wymienili uścisk dłWojciech i Krzysztof wsiedli do pociągu, a gdy ruszyli, przez okno zobaczyli Halinę, która machała im z peronu, uśmiechając się przez łzy.

Idź do oryginalnego materiału