Późna radość

twojacena.pl 4 dni temu

Tylko nie udawaj, iż nie rozumiesz – przerwał ciszę mężczyzna. – Nie oceniaj, ojcze. Nic nie wiesz – nagle przeszedł na „ty”.

– Ja choćby nie oceniam. To nie moja sprawa – odparł Borys.

– No i dobrze. Za córkę bym każdego rozszarpał. A żona… Zakochałem się jak smarkacz. Tobie się coś takiego nie zdarzyło? – Mężczyzna spojrzał na niego, czekając na odpowiedź.

– Zdarzało się, jak to w życiu. Ale żonie nie zdradzałem. Jak się żeniłem, to wiedziałem, iż trzeba rodzinę szanować. A gdyby to ona poszła na lewo? Jakby to wtedy wyglądało? – przyznał szczerze Borys. – Więc ta „delegacja” to tylko przykrywka?

– Łapiesz. Co pół roku przyjeżdżam tutaj, odpoczywam duszą – jego wzrok zaszklil się. – I mogę dalej żyć.

– A córka ile ma? – zaciekawił się Borys.

– Dwanaście. A ty dokąd jedziesz? U dzieci byłeś? Syn drzwi pokazał? – zapytał z sarkazmem mężczyzna.

– Syn w Gdańsku mieszka z rodziną. Ciągle mnie tam wzywa. Po co ja im? Mają swoje życie. Nie chcę przeszkadzać.

– Słusznie – skinął głową współpasażer.

– Żona zmarła trzy lata temu. Ożeniłem się na złość, żeby zapomnieć o tamtej miłości. A jak umarła, to sam chciałem za nią pójść, tak mi się źle zrobiło. Może choćby ją kochałem, tylko nie wiedziałem. Miłość bywa różna. Da się żyć. Jak bólu nie drażnić, to mniej dokucza – Borys podzielił się swoim odkryciem.

– Do rodziny przyjechałeś? – dopytał się mężczyzna.

Tak to już z człowiekiem jest. Jak nam źle, to czyjaś ciężka sytuacja pomaga oderwać się od własnych problemów. A wtedy i własny ból nie wydaje się aż tak straszny.

– Nie, ale do najbliższej osoby na świecie – odparł Borys.

– Opowiedz. Mamy trzy godziny. Jestem Olek – wyciągnął rękę.

– Borys.

Uścisnęli dłonie.

– Słuchaj, moja Alina dała mi pieczonego kurczaka, pierogi. Dobrze gotuje. Może po piwo skoczymy? – zaproponował Olek, jak staremu kumplowi.

– Nie pijam. I jeść mi się nie chce. Jak chcesz, to jedz – poradził Borys.

– Może i dobrze. Gadaj dalej. – Olek wygodniej usadowił się na ławce, założył nogę na nogę, objął kolana rękami.

– Co mam gadać? – zaczął Borys. – W szkole kochałem się w jednej dziewczynie. Głowę traciłem, oddychać nie mogłem, jak ją widziałem. A ona mnie choćby nie zauważała. No i nigdy się nie odważyłem wyznać. Poszedł do wojska. Uwierzysz, myślałem o dezercji, tak mnie ta zazdrość zżerała.

A ona wyszła za mąż, jak jeszcze służyłem. Dopiero potem się dowiedziałem. Miała już córeczkę. Za mojego kolegę poszła. Ja ją kochałem, a ożenił się on. Spotkałem go, chciałem pogadać. A on spytał, czy to nie ja jej dziecko zrobiłem. Wezbrało we mnie. Nie wytrzymałem, walnąłem go porządnie.

– Prawda, iż twoje? – niecierpliwie spytał Olek.

– Mówię ci, nic między nami nie było, choćby się nie całowaliśmy. Ja ją z daleka kochałem. – Borys surowo spojrzał na Olka. – Długo cierpiałem. Gryzłem wargi do krwi, jak tylko ich widziałem razem. Omijałem ich dom szerokim łukiem. Myślałem, iż jak się ożenię, to przejdzie. Gdzie tam.

Wandzka była dobrą żoną. Wiedziała, iż jej nie kocham, ale starała się, wszystko dla mnie robiła. Nie zasłużyłem na jej miłość. Matka w niej nie widziała świata. Ale serce nie sługa. Nie mogłem zapomnieć o Gieni. Chciałem choćby wyjechać z miasta, żeby jej nie widywać.

Ale oni sami wyjechali do Warszawy. Trochę lżej mi się zrobiło. Wandocha urodziła mi syna. Dumny byłem! Ale rodziny z nas nie było. Wciąż marzyłem o Gieni. A gdy Wanda trzy lata temu zmarła, myślałem, iż sam za nią pójdę. Okazało się, iż bez niej życie nie ma sensu.

Syn już wtedy był żonaty i przeprowadził się z rodziną do Gdańska. Zostawił mi laptopa, żebyśmy przez Skype’a gadali. Nauczył mnie. Okazałem się zdolny – zacząłem przeglądać strony, szukać znajomych w necie. Pewnego dnia ją znalazłem.

Napisałem, czekałem, ale nie odpisała. Myślałem, iż zapomniała, iż szczęśliwa z mężem. Aż nagle dostałem od niej krótki list – pamięta, cieszy się. Przez rok pisaliśmy. W końcu wyznałem, iż kochałem ją jeszcze w szkole. Spytała, czemu wtedy nie powiedziałem. Okazało się, iż ja też jej się podobałem.

No i… Tyle czasu zmarnowaliśmy, życie nam bokiem przeszło. Choć nie mam prawa narzekać na Wandochę. A Giena rozwiodła się dawno. Cały ten czas była sama. Zaproponowała rozmowy przez kamerkę.

Godzinami mogliśmy gadać. Tylko iż wnuk się do niej wprowadził. Mówi, iż bliżej mu do uczelni z jej mieszkania. Ale ja czuję, iż córka coś zwąchała i przestraszyła się, iż będziemy razem. Przy wnuku Giena wstydziła się rozmawiać przez Skype’a. Coraz rzadziej się kontaktowaliśmy.

Więc zaproponowałem, żebym przyjechał na kilka dni. Nie wytrzymywałem już bez naszych rozmów. Zgodziła się. Kupiłem bilet i pojechałem do Warszawy. Jak młokos, całą drogę się denerwowałem, jak się zobaczymy. A wyszło dobrze. Przytuliliśmy się jak starzy przyjaciele. Na kuchni gawędziliśmy do północy. W ogóle nie zasnąłem. Wciąż nie wierzyłem, iż w końcu jesteśmy razem. I niczego więcej nie pragnąłem – tylko ją widzieć, być blisko, rozmawiać.

Trzy dni minęły jak jedna chwila. A czwartego dnia wnuk rozchorował się i nie poszedł na uczelnię. Giena pobiegła do apteki po leki i do sklepu.

A jej wnuk podszedł do mnie i powiedział, iż mnie przejrzał, iż nie przyjechałem tu bez powodu. Ale mieszkania mi nie uświadczy, bo już dawno jest na niego przepisane. On tu rządzi.

Próbowałem tłumaczyć, iż nie potrzebuję jego mieszkania, mam własne. Do Warszawy na starość się nie wybieram. Ale mi nie uwierzył i zaczął mnie wypraszać. Straszył policją. Mówił, iż ogłosi nas wariatami i zamknie w psychiatryku.

Ależ się wkurzyłem! Żal mi nie siebie, tylko Gieni. Szkoda nas obojga. Spakowałem rzeczy – Bogu dzięki, żeGienia jednak nie dała za wygraną i zanim pociąg ruszył, wskoczyła do wagonu, uśmiechając się przez łzy do Borysa, który wreszcie zrozumiał, iż nigdy nie jest za późno na szczęście.

Idź do oryginalnego materiału